DACIA Klub Polska
Forum Dyskusyjne Użytkowników DACII

Technika jazdy - Szacunek+Zrozumienie+Rozwaga=Bezpieczeństwo

czaju - 2012-08-07, 07:39
Temat postu: Szacunek+Zrozumienie+Rozwaga=Bezpieczeństwo
http://www.tvn24.pl/wiado...oze,266426.html

Nie jestem w stanie skomentować tego artykułu..

Daras - 2012-08-09, 10:28

----- "Jedna osoba miała apteczkę". Polak nie pomoże -----

Psychologowie społeczni John Darley, Bibb Latane, Elliot Aronson i zespół, doszli do wniosku, że: paradoksalnie, im większa liczba świadków jakiegoś zdarzenia (potencjalnego, domyślnego wypadku), tym mniejsze prawdopodobieństwo, że zostanie udzielona pomoc.
Mechanizm został nazwany jako "dyfuzja odpowiedzialności" (rozproszenie odpowiedzialności, inne spotykane w literaturze określenie - "efekt widza").
Określili również prawdopodobne przyczyny nieudzielania pomocy w sytuacjach "wielu gapiów".

Domel2250 - 2012-08-10, 12:00

Nie rozumiem.....człowiek, nawet jak widzi na poboczu potrąconego psa i jak widać, że jeszcze żyje to się zatrzyma, a tu........ :?: :?: :?:
monopios - 2012-09-02, 16:16

Ten film ukazuje, jak bardzo nie jesteśmy przygotowani psychicznie do udzielania pomocy w wypadkach.

Axia - 2012-09-02, 18:20

Oczywiście, ze nie jesteśmy psychicznie przygotowani do udzielania pomocy.. chcecie mi powiedzieć że do czegoś takiego da się przygotować ? Nie da. Tydzień temu udzielałam pierwszej pomocy kobiecie, w białym czymś której nie zauważył tir (bądź zasnął za kierownicą) Może przy psie by się ktoś zatrzymał, ale przy takim wypadku mogłabym policzyć na palcach jednej ręki ile osób się zatrzymało spytać czy potrzebuje pomocy. (Z tego jedna osoba bez pytania wyszła i dołączyła do akcji) Dopiero kiedy przyjechało pogotowie i straż, ludzie zaczęli się zatrzymywać żeby popatrzeć. A nam nie kazali zeznawać, nie kazali nam nawet czekać na policję. Miałam z nimi kontakt telefoniczny, spisanie adresów i powiedzieli żeby zabierać dziecko i jechać. Całą resztę nocy miałam drgawki i zygałam. Im więcej takich akcji tym lepiej. Ludzie nie wożą apteczek, nie zatrzymują się przy wypadkach, nie udzielają pomocy. Generalizuję? - może tak, ale mam ku temu podstawy.
KaS602 - 2012-09-04, 19:31

monopios napisał/a:
Ten film ukazuje, jak bardzo nie jesteśmy przygotowani psychicznie


I do póki nie nadejdzie taka sytuacja niegdy nie bedziesz wiedział, czy wszystkie szkolenia PP faktycznie były pomocne... Kiedyś byłem pierwszy na miejscu (niestety śmiertelnego) wypadku. Pierwsze, z czym trzeba sobie poradzić i nie ma tego na żadnym kursie pierwszej pomocy, to (przepraszam za określenie, ale tak jest) odrzucający smród i widok zmasakrowanego ciała. Ku mojemu zdziwieniu mnie to jakoś specjalnie nie ruszyło, ale jeden się pożygał) a tu jeszcze trzeba podejść do samochodu, wyciągnąć i próbować reanimować pasażera... sprawdzić, czy zaraz jeszcze na to wszystko Ciebie nikt nie przejedzie, czy może jeszcze ktoś jest poszkodowany, zadzwonić po pomoc... A co na to następni? NIC, kur*a, nic! Dwóch dopiero po opierdolu i wykrzyczeniu co mają zrobić zaczęli być pomocni... Najlepiej by wyciągnęli telefony i tylko nagrywali...

elektryk1 - 2012-09-04, 19:35

Dokladnie w chwili obecnej jak ktos dojedzie do wypadku to zaraz telefon i nagrywaja/robia fotki i wysylaja tvn24 itp., a zeby sprawdzic czy sa poszkodowani to juz nie
bebe - 2012-09-04, 23:13

KaS602 napisał/a:
Dwóch dopiero po opierdolu i wykrzyczeniu co mają zrobić zaczęli być pomocni...

Tego właśnie uczą na kursie ratownictwa - jak nie wskażesz paluchem, co kto konkretnie ma robić (najlepiej popierając polecenie Ogólnowojskową K..wą Waszą Macią, to zawsze mobilizuje :), to nikt się nie ruszy. Nie wynika to ze znieczulicy, upadku obyczajów czy czego tam - to tzw. efekt widza - zjawisko występujące w mniejszym lub większym tłumie, kiedy nikt nic nie robi, tylko wszyscy patrzą po sobie (rozproszenie odpowiedzialności).

KaS602 - 2012-09-04, 23:58

bebe, ja to wiem... Tylko pytanie czy znalazł by się ktoś, kto by to zrobił, gdyby mnie tam nie było, czy po prostu było by więcej filmików na YT..? Kursy PP są bezzsprzecznie potrzebne, bo choćby jeden na stu umiał tą wiedzę wykorzystać w "realu" może to oznaczać jedno życie uratowane więcej, jedną sierotę mniej, jednym słowem jedą tragedię mniej... Tylko teoria, teorią, a życie (i walka o nie), życiem...
Choć z tą teorią też nie do końca ludzie są zaznajomieni... Ręce mi opadły kiedy zacząłem wyciągać pasażera z w/w zdarzenia z samochodu (do spółki ze wspomnianym opierdo**nym gościem, który w międzyczzsie się pożygał), a jakiś koleś z już kilku gapiów zaczyna mnie opierdalać z telefonem w ręce, że ofiar wypadków nie można ruszać, bo można im zaszkodzić... Nosz kur*a! Nie zdobył się na zastosowanie swojej "wiedzy" w praktyce, a jeszcze się wymądrza... I mógł mieć rację, gdyby tylko sprawdził, czy ów pasażer jest przytomny, ma puls, oddech...
I wtedy ten też dostał opierdol i o dziwo zaczął być przydatnym... Dopiero w trakcie akcji dotarło do niego, że nieżywemu nie można już bardziej zaszkodzić... Dotarło do niego, że najpierw trzeba ocenić stan, a później dopiero podejmować decyzje, co robić...

Uprzedzając pytania: pasażer wyglądał bardzo nie ciekawie, ale przynajmniej w przeciwieństwie do kierowcy miał głowę i klatkę piersiową... Szybka ocena. Do kierowcy nie ma sensu już nawet podchozić, więc idę do pasażera. Lewa noga zmiażdżona, lewy bark i ręka na pewno połamane, twardy brzuch, ale klatka wygląda na całą, tętna brak, oddech niewyczuwalny... Patrzę i szybko myślę: głowa cała (nawet w lini z krgosłupem), klatka wygląda na całą. Wyciągamy i próbujemy... Maseczka na gębę i jedziemy z oddechem i masażem. Razem z tym co się pożygał. I tak z 15 - 20 minut do przyjazdu karetki. Ci go przejęli i do karetki. Na chwilę wrócił, ale niestety nie dane mu było... Później, już po przyjeździe policji etc, gadając z ratownikiem dowiedziałem się, że bardzo rzadko zdarza się, aby ktokolwiek zajął się poszkodowanymi przed ich przyjazdem, a kiedy znaczenie mają minuty, często jest już za późno. Usłyszeliśmy jeszcze wyrazy uznania... Za co? Za to, co każdy powinien zrobić? Ile było by mniej ofiar, gdyby ludzie zechcieli tylko palcem kiwnąć w stronę poszkodowanych, a nie tylko patrzeć jak ktoś "się kończy" na ich oczach...

Trochę się rozpisałem. Może za bardzo, może nie. Może dlatego, że sam większość czasu spędzam w drodze i wiem, że nie raz po prostu liczysz na czyjąś pomoc. I to nie tylko przy wypadkach... Coś w myśl, że mi pomagają, to i ja muszę pomagać innym...

dobra, spoko, dziś więcej nie piję i nie piszę...

miskowski - 2012-09-05, 00:46

Ludzka (żeby nie powiedzieć: polska) mentalność, psychologia tłumu itp. to jedna strona medalu. Druga: w naszym pięknym kraju brakuje akcji uświadamiających i idę o zakład, że mało kto wie o tym, że nieudzielenie pomocy jest karalne. Pewnie, można kijem. Ale można też marchewką. Problem polega na tym, że trzeba mieć pomysł...


bebe - 2012-09-05, 09:37

KaS602 napisał/a:
bebe, ja to wiem... Tylko pytanie czy znalazł by się ktoś, kto by to zrobił, gdyby mnie tam nie było, czy po prostu było by więcej filmików na YT..?

Wiesz, chcenie to jedno, a umienie to drugie. ;) Ratownictwo, wbrew pozorom, to nie w kij pierdział. To konkretna wiedza, sporo uczenia się, sporo ćwiczenia. To po prostu trzeba umieć, a ludzie nie umieją, bo i skąd. A jak nie umieją, to się boją coś zrobić, bo zaszkodzą, bo ofiary nie można ruszać, itp.

Ciekaw jestem, jak to wygląda w krajach cywilizowańszych od Bolandy, ale też nie wydaje mi się, żeby każdy był tam przeszkolony i jeździł z ambu i rurą do intubacji w schowku. ;)

Nie mam też pomysłu, jak to właściwie powinno być zorganizowane. Są ludzie, którym się chce, których to interesuje, chodzą na kursy, robią kolejne stopnie, w razie co - jest spora szansa, że będą chcieli i potrafili pomóc. Ale chyba nie można wymagać takiej postawy od każdego.

Za moich czasów nie było, ale teraz chyba w teście na prawa jazdy są jakieś elementy pierwszej pomocy. Ktoś wie, jak to wygląda i czy ma ręce i nogi?

KaS602 - 2012-09-05, 11:09

bebe napisał/a:
Ratownictwo, wbrew pozorom, to nie w kij pierdział. To konkretna wiedza, sporo uczenia się, sporo ćwiczenia. To po prostu trzeba umieć, a ludzie nie umieją, bo i skąd.


Co Ty tu fandzolisz..? spójrz post wyżej na filmik. Czasem naprawdę w banalny sposób można komuś pomóc, bo sam masaż serca jest najważniejszy...

PS. Ja sam kończyłem jeden kurs PP jeszcze w liceum, później tylko taki pierdółkowaty przy uprawnieniach CE.

bebe - 2012-09-05, 11:51

KaS602 napisał/a:
Co Ty tu fandzolisz..? spójrz post wyżej na filmik. Czasem naprawdę w banalny sposób można komuś pomóc, bo sam masaż serca jest najważniejszy...

Nie mówię o banalnych sposobach, tylko o faktycznym stanie wiedzy w społeczeństwie. Większość ludzi z ulicy nie potrafi sprawdzić tętna albo chociaż oddechu, o masażu serca nie wspominając (ugięte łokcie, albo jakieś wariacje na temat w postaci bicia po klatce piersiowej :). Nie twierdzę, że to wiedza tajemna, ale jednak cośtam trzeba umieć - chociażby obejrzeć taki filmik jak powyżej, pogadać z ratownikami na festynie i poznęcać się nad fantomem, cokolwiek. Twierdzę, że 90% kierowców nie zadało sobie takiego trudu.

elektryk1 - 2012-09-05, 16:02

Szacun dla kolegi ze udzielal pomocy poszkodowanym w wypadku . To jest zadkosc . Zazwyczaj jak sie dojedzie to wypadku to stoi grupa gapiow z telefonami i pstrykaja , a jak podejmuje sie dzialania to co jeden to ma wiekrza wiedze od nas. Ale tak to juz jest , na kurach ucza jak zdac egzamin a nie jak jezdzic i udzielac pierwszej pomocy choc mysle ze podczas egzaminu kazdy kursant powinien zdawac pierwsza pomoc na fantomie.
Stepway - 2012-09-09, 20:50

Miałem kolizję z udziałem obcokrajowców. Wypchnięty z toru jazdy wjechałem w bok Niemcom.

Ich reakcja była wręcz podręcznikowa. Część rodzinki wyszła niezniszczoną stroną pojazdu i stanęła w oddali na poboczu. Kierowca w kamizelce, ustawił trójkąt i podszedł do mnie próbując ustalić co się stało. W tm czasie osoby na poboczu już dzwoniły na Policję.

Ja trochę zaćmiony i zdezorientowany co się w ogóle stało i dlaczego zrobiłem "bączka", gdy wyszedłem o własnych siłach to Niemiec pomógł mi zepchnąć pojazd.

Pamiętam jak dziś, jak błyskawicznie przypomniało mi się jedyne niemieckie słowo: entschuldigung - przepraszam. Powtarzałem je kilka razy ale dopiero w domu, na spokojnie sprawdziłem jego znaczenie :mrgreen:

A sprawca? Polak. Tylko mięsem rzucał i wszystkich dookoła pouczał.

Czy gdybym był świadkiem wypadku, czy zdołałbym pomóc? Tego nie wiem. Są emocje, jest strach, adrenalina. Jeżeli nie byłoby bezpośredniego zagrożenia dla mnie, moich najbliższych na pewno jednak bym nie stchórzył.

tomekl - 2012-09-09, 20:57

Wiesz co, człowiek nie ma pojęcia jak się widząc wypadek, dopóki się nie wydarzy. Sam, swego czasu minąłem śmierć o jakieś 2 sekundy - kobieta jadąca z przeciwka wpadła w poślizg, zjechała na mój pas ruchu, tuż za mną, uderzyło w nią Camry. Zginęła, ludzie z Camry ranni. Generalnie masakra. W piątkę pomagaliśmy, dziesiątki osób stały, patrzyły. Auto kobiety na boku, wylewające się paliwo, w Camry wyrwana butla gazowa na tylnym siedzeniu. Rozłączaliśmy akumulatory, biegaliśmy z gaśnicami, pomagaliśmy rannym. Odeszliśmy dopiero, gdy przyjechała straż pożarna. Dopiero po czasie przyszło olśnienie - przecież moglismy zginąć. W takich chwilach adrenalina jest jednak tak duża, że nie ma czasu o tym myśleć.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group