DACIA Klub Polska
Forum Dyskusyjne Użytkowników DACII

Spotkania, imprezy, wyprawy - Albania 2013

IraS - 2014-01-06, 10:38
Temat postu: Albania 2013
Była to najfajniejsza zeszłoroczna wyprawa. Trwała miesiąc czasu, z czego najwięcej czasu spędziliśmy w Albanii. Była też Rumunia, Serbia, Czarnogóra i Macedonia. Przez większość wyjazdu byliśmy na 4 auta. 2 Dustery, Toyota LC i Land Rover Disco. Najbardziej awaryjna okazała się Toyota ;)

Zapraszam do obejrzenia fotorelacji z miesięcznej wyprawy :)

No to dzień 1 czyli 15.07, opuściliśmy ten pochmurny i deszczowy kraj i wieczorem wylądowaliśmy na Padiszu.










IraS - 2014-01-06, 10:41

Dzień 2 16.07

Już na początku okazało się, że zabranie Gosi było dobrym pomysłem. Świetnie radzi sobie zarówno w kuchni jak i na zmywaku. Tego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę tylko do Twierdzy Ponoru, bo Łukasz się trochę zmęczył.
























































IraS - 2014-01-06, 11:22

Dzień 3 17.07

O poranku zaatakowały nas konie, porwały moją siatkę ze skarpetkami, ledwo dziada dogoniłem. Potem wycieczka do Catatile Radisei i Wąwozu Somesul Cald. W drodze powrotnej uzupełniliśmy zapasy opału, ba na biwaku nie było z tym za wesoło. Potem już zostały obowiązki obozowe, które musiałem nadzorować czy aby na pewno są dobrze wykonywana, a na koniec kolacja w biwakowym barze.








































































































































wat - 2014-01-06, 14:02

Miło znowu poczytać relacje z twoich wypraw już myślałem że się na nas obraziłeś, że tak ni z tego ni z owego przestałeś pisać relacje .
Pozdrawiam i czekam na więcej ;-)

IraS - 2014-01-06, 16:12

Dzień 4 18.07

Zjechaliśmy z Padiszu i udaliśmy się do Jaskini Niedźwiedziej. Ja już ją sobie odpuściłem, bo ileż można. Gdy Gosia z Łukaszem podziwiali niedźwiedzie kości, stalkatyty i stalagmity, ja w tym czasie nadrobiłem zaległości relacyjne. Potem przyszła kolej na osuwisko Groapa Ruginoasa. Po powrocie z wycieczki obiad w zaprzyjaźnionym pensjonacie Onelia i dalej już w okolice Jaskini Lodowej. Poszukiwania miejsca na biwak się udały, miejsce fajne opał jest, dziś pieczemy ziemniaki. Po czterech dniach Łukasz w końcu się umył ;)



















[img]hhttps://scontent-b-cdg.xx.fbcdn.net/hphotos-xfa1/t31.0-8/1009443_571382912905640_1314271702_o.jpg[/img]







Tego dnia mieliśmy oczywiście jeszcze ognisko, na którym trzeba było wymyślić "nowym" pseudonimy operacyjne. Ja pozostałem przy swoim, Gosia marzyła o jakimś Albanie, co Łukasz skwitował - chyba Doktorze Albanie, i tak Gosia została Doktorem Albanem. Łukasz natomiast zasłynął w pierwszych dniach odwagą, wysportowaniem i zręcznością, od razu skojarzył nam się z Bearem Gryllsem, tym bardziej, że przez ostatnie dni podążaliśmy jego śladami.










IraS - 2014-01-06, 16:52

Dzień 5 19.07

Rano śniadanko przygotowane przez Doktora Albana i udaliśmy się do Jaskini Lodowej, o tej porze dosyć tłumnie obleganej, wizyta przy wywierzysku Izbucul Tauz a na koniec Casa de Piatra i Jaskinia Coiba Mare. Biwak przy miniaturowej Skale Szeklerów.




















































































IraS - 2014-01-06, 17:04

Dzień 6 20.07

Tego dnia miała do nas dojechać reszta ekipy. Umówiliśmy się w Górach Zarand u stóp zamczyska Soimos. Mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc pokręciliśmy się jeszcze chwilę po wąwozie Ordancusei i udaliśmy się do Lipovej na miejsce spotkania. Powitanie, trochę nowych osób i wycieczka do ruin zamku. Nie było zbyt dużo chętnych na wieczorny spacer, więc poszliśmy w cztery osoby, reszta się integrowała na biwaku.
























































































IraS - 2014-01-06, 17:37

Dzień 7 21.07

Ten dzień to tylko tranzyt z Rumunii do Serbii. Więc fotki z ostatniego biwaku w RO i biwak w Serbii pod szczytem Ovcar.














































IraS - 2014-01-06, 18:00

Dzień 8 22.07

Tego dnia pokręciliśmy się jeszcze w Serbii w okolicy szczytu Ovcar, takie tam monastyrki, popiliśmy rakije z mnichami i przebazówka do Montenegro. Tutaj przywitał nas Kanion Tary a biwak rozbiliśmy w Durmitorze.







































































I Montenegro










































































IraS - 2014-01-06, 18:44

Dzień 9 23.07

Rano po otwarciu klapy miałem fajny widok na przebudzenie. Łukasz poszedł w las i nazbierał kurek, więc na śniadanie Gosia zrobiła nam na nich jajecznicę. Po złożeniu biwaku przejechaliśmy sobie przez Durmitor do Kanionu Pivy. Zjechaliśmy w dół i brzegiem udaliśmy się w kierunku zapory. Urwiste brzegi dawały marne szansę na biwak nad wodą, ale gdy przejechaliśmy na drugi brzeg, w jednej z zatoczek znaleźliśmy kosmiczne miejsce. To był jeden z fajniejszych biwaków, ładne widoki, ciepła i czyściutka woda, aż szkoda było opuszczać to miejsce.



















































































































































[/list]

IraS - 2014-01-06, 19:32

Dzień 10 24.07

Rano musieliśmy opuścić to czaderskie miejsce. Ruszyliśmy w kierunku Boki Kotorskiej. Zaryzykowaliśmy skrót, asfalcik na szerokość jednego auta, droga tak kręta, że już ręce bolały od kręcenia kierownicą, ale widoki kosmiczne. W końcu dotarliśmy do główniejszej trasy z Cetynie. Wizyta w Górach Lovcen, mauzoleum, Kosmiczne widoki na Bokę i mkniemy nad morze. Kilka lat wcześniej znalazłem na samym końcu półwyspu fajny kemping i tam się skierowaliśmy. Końcówkę dnia spędziliśmy na fajnej skalistej plaży.


























































































IraS - 2014-01-06, 20:23

Dzień 11 26.07

Po śniadaniu część ekipy została jeszcze nad morzem a część ruszyła zwiedzać Kotor. Ja Kotor już kiedyś zwiedziłem, ale moi pasażerowie nigdy tu nie byli, więc i my ruszyliśmy do miasta. Na szczęście nasz skład nie był zbytnio napalony na zwiedzanie miast i dosyć szybko opuściliśmy nagrzane miejskie mury. O umówionej godzinie wszyscy stawili się na stacji paliw w Tivacie i ruszyliśmy wybrzeżem na południe. Czarnogóra miała być krajem tranzytowym, więc zwiedzanie bardzo okroiłem, bo czas gonił. Kilka fotostopów, św Stefan i jesteśmy nad Jez. Szkoderskim. Świeża rybka i dalej w drogę brzegiem jeziora. W końcu upatrzyliśmy jakiś zjazd na nad wodę, rozbiliśmy biwak i podziwialiśmy na drugim brzegu albańskie góry, w które już na drugi dzień zawitamy.














































































IraS - 2014-01-07, 13:46

Dzień 12 27.07

Opuściliśmy Montenegro, granica albańska nas trochę przytrzymała (kolejka). Potem szok, tu dopiero rozpierducha, Szkodra to już masakra, wszyscy jeżdżą jak im pasuje, trzeba mieć oczy wokół głowy, nawet potrafią na rondzie pod prąd jeździć. Jak najszybciej zakupiliśmy leki i internet i czym prędzej ruszyliśmy w Góry. Droga do Theth, przez Góry Przeklęte, podniosła do maximum adrenalinę kobietom, mało brakowało a niektóre zostały by już na zawsze w Theth byle tylko nie pokonywać tej trasy jeszcze raz. Prawie 40 km na 1 biegu stawało się już nudne, jedyna rozrywka była w mijaniu się na wąskiej i przepastnej drodze. Po dojechaniu do Theth pojechaliśmy jeszcze kilka kilometrów w górę potoku, bo mieliśmy tam upatrzone miejsce na biwak. Ten odcinek to już masakra, droga usłana głazami, osuwiska i bardzo wąsko. Pierwszy raz Duster kilka razy zawadził spodem o kamienie. Na dodatek spotykamy spanikowanego Włocha Land Rowerem, który prawie płacze i za nic w świecie nie chce się wycofać kawałek, by przepuścić 4 samochody. Pozostaje nam długie cofanie by cztery auta mogły się gdzieś schować na mijankę. Biwak koło starej szkoły przy wodospadzie i pięknym oczku wodnym. Powyżej oczka wodnego mamy letni bar, do którego udajemy się na małe co nieco.









































Ten filmik polecam ;)








































IraS - 2014-01-07, 20:01

Dzień 13 27.07

Zostaliśmy w Theth, a raczej za Theth na dwa biwaki. Rano mieliśmy gości, potomstwo właścicieli baru, akurat parzyliśmy kawę, a dzieciaki załapały się na gorącą czekoladę. Dzięki temu mieliśmy potem rabat na ryby.Tego dnia wycieczka do Błękitnego Oka, a potem dzień gospodarczy, czyli wielkie pranie. W końcu do czegoś przydały się statywy ;) W barze serwowano co chwile donoszone z potoku smażone pstrągi ze swojskim serem i chlebem. Przepyszne, więc kilka razy chodziliśmy na rybkę, dając trochę zarobić biednej rodzinie. Tego wieczora choć noc była gorąca zapłonęło ognisko, ale każdy omijał je szerokim łukiem.




































IraS - 2014-01-07, 20:06

Filmiki z tego dnia:






















IraS - 2014-01-08, 17:36

Dzień 14 28.07

Przyszła pora opuścić Theth, ale nie Góry Przeklęte. Zajechaliśmy jeszcze na chwilę do centrum wioski na kawę, zobaczyliśmy katolicki kościółek i znowu 30 km masakry. Dobrą informacją dla przyszłych wizyt jest to, że trwają prace remontowe i wygląda na to, że dalej od Boge będzie ciągnięty asfalt. Następnym naszym celem maił być rejs po Jez. Komani. We wstępnych planach mieliśmy popłynąć z promem samochodowym z Komani do Fierze, ale dowiedzieliśmy się już wcześniej, że kursy promów są w 2013 r. zawieszone. Dlatego też skierowaliśmy się od razu do Fierze skąd wypływa mały stateczek pasażerski. By tam dojechać musieliśmy objechać całe Góry Przeklęte i wzdłórz Jeziora Fierezes dojechaliśmy do Fierze. Najpierw pojechaliśmy do porciku upewnić się o której rano odpływa statek, okazało się, że dosyć wcześniej bo o 6:00. Wobec tego postanowiliśmy rozbić biwak gdzieś blisko przystani. Niestety ciężko było coś znaleźć, aż w końcu rozbiliśmy się u stóp potężnej zapory. W Polsce pewnie jeszcze nie zdążyli byśmy się dobrze rozstawić a już by nas przepędzili, w Albanii nawet nikt na nas nie zwracał uwagi.
































IraS - 2014-01-08, 17:54

I filmiki z tego dnia:




















































IraS - 2014-01-09, 17:45

Dzień 15 29.07

O wschodzie szybka kawa i pakowanie obozu. O 5:30 czekaliśmy już na przystani promowej w Bregelume. Promy samochodowe stoją, choć jezioro pełniutkie, więc nie wiadomo czemu kursy zawiesili. Robimy rejs osobowym stateczkiem po jeziorze Komani, do Koman i z powrotem. 6 godzin powalających widoków. W Komani jest chwila czasu, więc idziemy do portu na kawę. Po powrocie w Fierze fundujemy sobie obiad w postaci ryb i jakiegoś mięsiwa. Następny cel to dolina Valbone, za Bajram Curri kończy się asfalt i zaczyna szuterek, ale po kilku kilometrach znowu asfalt nówka sztuka. W Toyocie pada klima. Biwak w okolicach Valbne nad brzegiem potoku.










































Transfogarski - 2014-01-09, 21:06

IraS super relacja. Świetne zdjęcia. Czekamy niecierpliwie na kolejne wpisy! :-) W zeszłym roku też byłem w Czarnogórze, tylko że w sierpniu. Mieliście super pogodę. Nam udało się zaliczyć kilkukrotnie burze. Śmialiśmy się że deszcz podąża za nami. Szedł za nami od granicy z Bośnią (Plivsko jezero) poprzez wybrzeże (mega urwanie chmury w okolicach Petrovaca), potem Biogradską Gorę a następnie Proklietyje. W górach padało nocą a na wybrzeżu w dzień :-D . W Proklietyje na pewno jeszcze wrócimy :-)
PS
Masz fajny boks. Markę namierzyłem ale jaki to rozmiar (d/sz/w)? Jeśli nie chcesz zaśmiecać tematu możesz odpisać na priv.

Pozdrawiam

IraS - 2014-01-09, 21:50

My pogodę mieliśmy na maxa, przez miesiąc nie spadła kropla deszczu i nie było dnia bez słońca. Oczywiście przez to mieliśmy upały nie do wytrzymania, ale klima w Dusterze dawała radę w przeciwieństwie do wypasionej w Toyocie. Padła i była naprawiana przez albańskich magików, jak się potem okazało w Polsce nie padła tylko komputer od upału ześwirował i ją odłączył.

Boks ma 600 l pojemności, a rozmiary muszę znaleźć, jak bym zapomniał to przypomnij.

lillamy - 2014-01-09, 22:48

Wow, zdjęcia są przepiękne! Zazdroszczę bardzo wyprawy. Sama bym chciała się wybrać na Bałkany, ale póki co brak środków mnie powstrzymuje. Miło zobaczyć taką relację, przez chwilę czułam, że sama tam byłam. :)
IraS - 2014-01-10, 12:15

Filmiki - Rejs Fierze - Komani
























IraS - 2014-01-10, 12:19

Filmiki: Trasa powrotna Komanii - Fierze














IraS - 2014-01-10, 12:21

Filmiki: Droga do Valbone i biwak.




IraS - 2014-01-10, 12:25

Dzień 16 30.07

Rano Wojtek ze swoją ekipą wystartował do Bajram Curri z nadzieją, że naprawi tam klimatyzację. W miasteczku mieliśmy się spotkać za jakiś czas, więc spokojnie zjedliśmy śniadanie i przejechaliśmy się jeszcze kawałek w górę Doliny Valbone.














IraS - 2014-01-10, 12:28


IraS - 2014-01-10, 12:32

Wracając do Bajra Curri nawiązaliśmy z Wojtkiem kontakt radiowy. Okazało się, że nie udało im się zrobić klimy, a mechanicy odsyłają ich do większego miasta Kukes. Umówiliśmy się, żeby nie tracili czasu i jechali, my powoli dojedziemy do Kukes i się jakoś znajdziemy. Droga prowadziła cały czas przez góry, ale i był element morski, bo wpadliśmy na chwilę do Sopotu. Tuż przed Kukes otworzyły się nam jeszcze widoki na Jez. Fierzes.






IraS - 2014-01-10, 12:33






IraS - 2014-01-10, 12:42

Magicy z Kukes jakoś zmostkowali kable od klimy i zaczęła jakoś tam działać. Zjedliśmy obiad i postanowiliśmy przetestować jedyną albańską autostradę. Poprowadzona jest pięknie przez góry, ale przewyższenia są takie, że Dusterki musiały czasami pokonywać je na 5 biegu. Dosyć szybko znaleźliśmy się wybrzeżu. Tego dnia biwak zaplanowaliśmy na plaży, na końcu półwyspu Kepi i Rodonit. Bez trudu udało znaleźć się miejscówkę nad brzegiem Adriatyku, ale miejsce nie należało do najczystszych, wokoło walały się wszędzie śmieci. Na końcu cypla znajdują się tu jakieś ruiny zamczyska, ale brzegiem nie udało nam się tam dojść, więc przełożyliśmy ten cel na rano. Pożegnaliśmy dzień ładnym zachodem i wróciliśmy na biwak. Czekała na nas przygotowana impreza, Ramzesowi kończył się już czas i postanowił się już z nami pożegnać. Zamiast jechać z nami dalej na południe, postanowił powoli wracać na północ w stronę domu. Tak więc został nam już tylko jeden Duster w ekipie.
















IraS - 2014-01-10, 12:49


IraS - 2014-01-10, 17:18

Dzień 17 31.07

Tego poranka opuścił nas Ramzes, i udał się z powrotem do Czarnogóry. Składanie obozowisk szło jakoś opornie, więc umówiliśmy się z resztą przy wjeździe na cypel i udaliśmy się szukać ruin zamku na półwyspie Kepi i Rodonit. Na czuja skręciliśmy w polną drogę, a gdy się skończyła, ruszyliśmy dobrze widoczną ścieżką, która doprowadziła nas na miejsce. Poskakaliśmy chwilę po murach zamczyska i chcieliśmy dojść na koniec półwyspu, ale mało przetarta ciernista ścieżka szybko ostudziła nas zapał. Wróciliśmy do auta i podjechaliśmy w umówione miejsce, w którym po jakimś czasie pojawiła się reszta składu.










IraS - 2014-01-10, 17:21








IraS - 2014-01-10, 17:28

Kolejnym miejscem na naszej trasie było miasteczko Kruje z zamkiem Skanderbega i starym, drewnianym bazarem tureckim. Mu udaliśmy się najpierw na górę zamkową, z charakterystyczną, kamienną wieżą obserwacyjną, a w drodze powrotnej zwiedziliśmy bazarową uliczkę. Chwila oddechu na kawie, jedzonko, zakupy i dalej w drogę.












IraS - 2014-01-10, 17:39


























IraS - 2014-01-10, 17:47

Za Krują czekała nas przeprawa przez góry do Parku Narodowego Qafe Shtame. Na przełęczy mieliśmy rozbić biwak, ale trochę niżej znaleźliśmy fajną polankę. Tego dnia nieźle wiało, więc biwak na przełęczy nie był by dobrym pomysłem. Miejsce które wybraliśmy było osłonięte lasem, była woda i w pobliżu bar. Z Gosią wybraliśmy się jeszcze na wycieczkę na przełęcz, która była dalej niż nam się wydawało. Wracając machnęliśmy na ciężarówkę zwożącą drewno z lasu, oczywiście się zatrzymała i mieliśmy podwózkę na dół. Stara Ifa bujała się tak na boki, że co chwile mieliśmy wrażenie, że runiemy w przepaść. Drwale nie dosyć, że nas zwieźli (niezła adrenalina) to jeszcze zaprosili nas na kawę i piwo. W ramach rewanżu Wojtek obdarował ich naszymi trunkami. Na biwaku okazało się, że mam kapcia, więc jeszcze zmiana koła na deser.


















IraS - 2014-01-10, 17:56














Transfogarski - 2014-01-21, 20:55

Mam nadzieję, że będą dalsze wpisy. Fani czekają :-)
IraS - 2014-01-25, 13:12

DZIEŃ 18 - 1 SIERPNIA 2013

Rano zjedliśmy śniadanie i jako piersi zaczęliśmy zjeżdżać do Kruje, by poszukać wulkanizacji i naprawić koło. Długo nie szukaliśmy, zaraz na wjeździe do miasteczka znaleźliśmy GoMistera ;) Szybko i sprawnie naprawił koło, wymienił na właściwe i za całą operację chciał około 2 zł. Gość był sumienny, sam posprawdzał ciśnienie we wszystkich kołach, więc dostał dychę i polskie piwo ;). Pojechaliśmy na drugi koniec miasta, na wylotówkę, znaleźliśmy kawiarnie i tam czekaliśmy na resztę ekipy.














IraS - 2014-01-25, 20:04

Gdy już się pozbieraliśmy to udaliśmy się do kolejnego miejsca, z naszych planów. Tym miejscem było miasteczko Berat, zwane miastem tysiąca okien. Położone na wzgórzach po obu stronach rzeki naprawdę robi wrażenie swoimi oknami. Upał z dnia na dzień coraz bardziej się wzmagał, gdy zatrzymaliśmy się na parkingu i otworzyliśmy drzwi samochodu uderzył w nas taki żar, że Karminadel stwierdził, że nie będą się katować w tym skwarze w murach miasta i zaczekają na nas gdzieś za miastem nad wodą. My też nie bardzo mieliśmy ochotę na wypieki miastowe, ale szkoda było by nie rzucić okiem na tak ciekawą miejscowość. Tylko Bimbalscy byli w swoim żywiole i od razu ruszyli w miasto, ledwo ich Wojtek dogonił by ustalić godzinę odjazdu. Przygarnęliśmy Wojtka, który najgorzej z nas znosił wysokie temperatury i zwiedzanie postanowiliśmy rozpocząć od jakiejś klimatyzowanej restauracji. Oczywiście był z tym problem, bo albo sjesta, albo pozajmowane wszystkie stoliki, albo brak klimy. I w ten sposób zwiedziliśmy jedną część miasta, a restauracji postanowiliśmy poszukać na drugim brzegu. Przeszliśmy starym kamiennym mostem na drugi brzeg rzeki i udało nam się znaleźć przytulny lokal z klimą i wyśmienitym jedzonkiem. W tym czasie Bimbalscy wyciskali siódme poty wspinając się do twierdzy górującej nad miastem, nas przy tej temperaturze żadne pieniądze by nie skusiły by tam leźć w południe. Po deserku, a niektórzy po piwku wróciliśmy do aut, po chwili pojawili się Bimbalscy i udaliśmy się w kierunku Kanionu Osumi.




















































IraS - 2014-01-25, 20:18

Karminadla dopędziliśmy dopiero przed Kanionem. W Corovode zrobiliśmy ostatnie zakupy i kierunek kanion. Trasa którą wcześniej wytyczyliśmy doprowadziła nas do Kanionu, ale od góry. Ujechaliśmy kilka kilometrów uważając na wyskakujące pod koła żółwie i znaleźliśmy miejscówkę na biwak. Gdy obozowisko stanęło przyszła pora na zwiady, okazało się, że kanion to nie jakaś popierdółka tylko niezły kosmos, a o zejściu na dół nie ma co marzyć - wysokie pionowe ściany. Na to miejsce mieliśmy przeznaczone dwa noclegi, więc dziś postanowiliśmy zostać tutaj, a rano wrócić się na początek kanionu rozbić się na drugą noc i rozpocząć jego eksplorację.






















IraS - 2014-01-26, 07:42

Transfogarski napisał/a:
Mam nadzieję, że będą dalsze wpisy. Fani czekają :-)


Chyba że tak :), bo myślałem, że marne zainteresowanie relacją ;)

jackthenight - 2014-01-26, 08:01

Ja również na bieżąco śledzę tą wyprawę, także czekamy na dalsze wpisy, zdjęcia i filmy.
Kurcze trochę wam zazdroszczę, że tak fajnie mieliście :)

IraS - 2014-01-26, 08:55

DZIEŃ 19 - 2 SIERPNIA 2013

Tak jak zaplanowaliśmy rano nastąpiło przebazowanie, w miejsce, z którego mogliśmy wejść do wąwozu. Jadąc z powrotem mieliśmy jeszcze okazję popatrzeć na kanion z góry, wypatrzyliśmy wtedy też miejsce na biwak na dole i dróżkę prowadzącą do niego. Bez problemu tam trafiliśmy. Karminadlowie pojechali do miasteczka na zakupy i wycieczkę po kanionie mieli odbyć po południu, my zaparkowaliśmy auta i poczyniliśmy przygotowania do wyjścia. Biwak rozbijemy już po powrocie. To ruszamy Gosia, Wojtek, Łukasz i ja. Na początku lajcik i przyjemny spacer, ale po chwili coraz częściej trzeba brodzić, spotykamy Holendrów, którzy odradzają nam wycieczkę jest ponoć głęboko i niebezpiecznie. Słowo głęboko zawraca Łukasza, który nie potrafi za dobrze pływać. Wojtek jednak twardo brnie do przodu, jednak do momentu, kiedy to porządnie nie zassał się w błocie. Potok wypłukujący kanion w głębszych miejscach ma bardzo błotniste dno, trzeba mieć porządnie zasznurowane buty by się odessać z nimi ;) I tak zostajemy z Gosią na polu walki, ale nie odpuszczamy. Pierwsze głębokie zwężenia udaje nam się pokonać bokiem po skałach...
























































IraS - 2014-01-26, 13:34

Kanion ma przeszło 10 km długości i nie jest to zbyt bezpieczne miejsce. Wyczytałem, że gdy przejdzie gdzieś nawet daleko burza z ulewą, to może się on napełnić momentalnie wodą. Widać to zresztą na skalnych ścianach i faktycznie woda sięga wtedy bardzo wysoko, a pionowe ściany raczej uniemożliwiają jakąkolwiek ucieczkę. Nie padało już co najmniej od miesiąca a błękitne niebo bez żadnej chmurki nie wróży żadnej burzy, więc brniemy w głąb kanionu. Dochodzimy do potężnego wodospadu, który jest wyschnięty, na szczęście coś się z niego sączy i możemy zaspokoić pragnienie, bo Łukasz wrócił się a miał zapas wody dla wszystkich. Co jakiś czas musimy pokonywać wąskie i głębokie gardła o grząskim dnie. Woda niesie tyle osadu skalnego, że jest mało przeźroczysta, a pływające pomiędzy naszymi nogami stwory powodują gęsią skórkę, pół biedy jak to ryby, ale roi się tu od różnego rodzaju węży ;) W końcu chyba trzeba zacząć odwrót, bo by pokonać cały kanion, trzeba by raczej iść z namiotem, a kolejne zwężenie jest tak głębokie, że trzeba byłoby już płynąć co z aparatem za kilka tysi nie jest dobrym pomysłem ;) Droga powrotna jest już łatwiejsza, bo mniej więcej wiemy którędy trzeba pokonywać głębokie odcinki i wiemy, że w wodzie nie ma żadnych niebezpiecznych przeszkód. Przy wodospadzie znowu gasimy pragnienie i spokojnie dochodzimy do obozowiska.




















































































IraS - 2014-01-26, 15:18

Gdy wróciliśmy do bazy wszyscy gdzieś tam próbowali złapać trochę cienia by wypić piwko. Postanowiliśmy wsiąść w samochód i dowieź trochę zimnego napoju, a przy okazji rzucić okiem na miasteczko. Wpadliśmy sobie na dobrą kawkę, kupiliśmy zimne piwko a od jakiejś kobitki na rogu krojony szczypiorek i jakieś lokalne jagody, były trochę cierpkie i kwaśne, ale do piwa się nadały. Gdy wróciliśmy postanowiliśmy jeszcze przejść kawałek kanionu w stronę miasta. Ta część już była lajtowa i bardziej zurbanizowana. Chyba połowa miasteczka spędzała tu popołudnie, bo ludzi było całkiem sporo, część z nich oblepiona była błockiem z rzeki. Widać błoto musi mieć jakieś właściwości lecznicze i po powrocie do bazy mieliśmy zamiar też zażyć kąpieli błotnych.




































IraS - 2014-01-26, 17:14

I stało się, kąpiele błotne weszły w życie, nawet Wojtek się skusił. Po wygłupach, Gosia przygotowała obiad na dwie patelnie wegetariańską i dla mięsożerców. I tak minął kolejny dzień, jutro przebazowanie w nowe miejsca.






























IraS - 2014-01-27, 16:53

DZIEŃ 20 - 3 SIERPNIA 2013

Wstajemy bardzo raniutko, żeby zdążyć zjeść śniadanie i złożyć biwak zanim wzejdzie słońce i zacznie się piekarnik. Musimy wrócić do Beratu, a dalej kierujemy się do Fier i znowu jesteśmy na wybrzeżu. Wojtkowi znowu pada klima z czego nie jest zbytnio zadowolony. Karminadel znowuż nie jest fanem zabytków, więc pojechał na lagunę Liqeni i Nartes poszukać miejsca na biwak. Pierwszy punkt dzisiejszego zwiedzania to Apollonia - kompleks historyczno archeologiczny. To dawne miasto Greków i Rzymian, robimy sobie wycieczkę po tym co z tego miasta zostało. Na szczycie wzgórza odkrywamy wielkie bunkry na czołgi i zwiedzamy pobliski Monastyr.































































Po zaliczeniu Apolloni Wojtek z Bimbalskimi wraca do Fier z nadzieją, że naprawi klimatyzację.


IraS - 2014-01-27, 16:54

My z Apolloni kierujemy się już w kierunku laguny Liqeni i Nartes, ale żeby było ciekawiej wybieramy skróty. Bliżej było, ale na pewno nie szybciej. Gdy w końcu dopadliśmy jakiś asfalt to się okazało, że droga którą zamierzaliśmy jechać to jakaś ekspresówka i za cholerę nie da się na nią wjechać, a pierwszy węzeł jest w miejscu, w którym już powinniśmy z niej zjechać. Tarabaniliśmy się więc jakimiś zadupiami aż dojechaliśmy do Vlore. Z Vlore już kierunek do wioski Zvernec, którą okala laguna. Po środku jednej z lagun jest wyspa na której znajduje się monastyr i ładna cerkiewka, prowadzi tam długi drewniany pomost. Zanim jednak poszliśmy zwiedzać złapał nas na radiu Karminadel z wiadomością, że znalazł nad morzem świetne miejsce na biwak i tam na nas czekają. Wytłumaczył nam jak dojechać i poprosił o zakupy, więc po zaliczeniu wyspy cofnęliśmy się jeszcze na chwilę do wioskowego sklepiku.




































IraS - 2014-01-27, 17:10

Miejscówka znaleziona przez Karminadlów była rewelacyjna na cypelku z dostępem z dwóch stron do Adriatyku. Jedną plażę mieliśmy skalistą i puściutką tylko dla nas, druga piaszczysta, ale już tam parę osób było. Od trzeciej strony otaczała nas laguna. Rozbiliśmy szybko biwak, złapaliśmy po zimnym piwku i arbuzie i trochę lenistwa na plaży. Wysyłamy Wojtkowi współrzędne biwaku i po jakimś czasie i oni się pojawiają. Są lekko podminowani, bo klimy nie udało się naprawić w dodatku gps poprowadził ich na azymut ;) i ledwo co tu dojechali. Wojtek ma już dosyć upałów, chce zostawić auto Bimbalskim i samolotem wrócić do domu. Namawiam ich jednak, by jeszcze jutro spróbowali klimę naprawić we Vlore, to duże miasto więc jest szansa, że znajdą jakiegoś magika co temu podoła. Jedyny problem to to, że następny dzień to niedziela, ale spróbują.
































IraS - 2014-01-27, 18:35

Gdy słonko zbliżało się coraz bardziej do Adriatyku wyruszyliśmy na klify upajać się zachodem słońca.
































corrado - 2014-01-27, 18:58

Świetne widoki,
Kaniony super , nie wiedziałem że takie w Europie są ładne, myślałem że to domena Ameryki Północnej.
W Apollonii jednak nie wiele zostało po mieście z okresu Greko-romańskiego ;)

IraS - 2014-01-27, 19:31

corrado napisał/a:
W Apollonii jednak nie wiele zostało po mieście z okresu Greko-romańskiego ;)


Więcej zachowało się w podobnym miejscu Butrinti, ale na to przyjdzie czas w relacji, a Albanię polecam to kosmiczny kraj.

IraS - 2014-01-29, 13:53

DZIEŃ 21 - 4 SIERPNIA 2013

Rano Wojtek z Bimbalskimi pojechali do Vlore szukać warsztatu, który naprawił by klimatyzację, mieliśmy się potem gdzieś spotkać na trasie lub już na miejscu biwaku. Po drodze jeszcze odwiedzili wyspę na lagunie, której dzień wcześniej nie udało im się zobaczyć.









My w tym czasie zjedliśmy spokojnie śniadanie, spakowaliśmy obóz i ruszyliśmy w dalszą trasę. Ruszyliśmy sami, bo Karminadel chciał się jeszcze tu pokręcić i objechać półwysep Karaburun. My minęliśmy Vlorę i powoli zaczęliśmy się piąć na Przełęcz Llogara, ale na początku podjazdu chwila na dobrą kawę.
















IraS - 2014-01-29, 14:10

Przełęcz Llogara chroniona jest Parkiem Narodowym o tej samej nazwie i otwierają się z niej widoki na Morze Jońskie. Oczywiście w kilku punktach widokowych zatrzymaliśmy się na fotki i powoli zaczęliśmy zjeżdżać w dół widokowymi serpentynami. Potem już dalej na południe przez urokliwe małe miasteczka, których większość zamieszkuje mniejszość grecka.




























IraS - 2014-01-29, 14:15

Wojtkowi udało się podleczyć klimę, wstawili jakiś przekaźnik, oczywiście od Mercedesa i jako tako działała. Z kilkugodzinnym opóźnieniem również i oni przejechali przez Llogare.










IraS - 2014-01-29, 17:16

Kolejną atrakcją jaka ukazała się naszym oczom była dawna warownia Porto Palermo, a na pierwszym planie opuszczona, lecz pilnowana baza okrętów podwodnych. Za komuny Albańczycy wypieprzy..i stąd Ruskich i przejęli bazę z okrętami. Dlatego potem nabudowali tyle bunkrów, bo bali się odwetu. Okręty stacjonowały tu w podwodnych, wykutych w skałach sztolniach, fajnie by było kiedyś zwiedzić to miejsce. Porto Palermo położone jest na wysepce, połączonej wałem ziemnym z lądem, Znajdują się tam dosyć dobrze zachowane ruiny twierdzy. Przy wejściu miły pan sprzedaj za symboliczną opłatą bileciki i namawia do częstowania się dojrzałymi figami rosnącymi tuż obok. Zrywamy po garści fig i zwiedzamy twierdzę, najbardziej podobają nam się podziemia, bo jest tam chłodno ;) Widoczki z twierdzy bardzo ładne, ale pora jechać dalej.














































IraS - 2014-01-29, 19:09

Powoli trzeba było rozglądać się za miejscem na biwak, postanowiliśmy go poszukać za Sarande, by się nie pchać w miasto wykombinowaliśmy super skrót ;)



Za miastem kilka nieudanych prób znalezienia jakiejś miejscówki nad morzem, albo teren prywatny albo oblegany przez tubylców. Może nad jeziorem Butrintit, które tak naprawdę laguną ? Tam też nic ciekawego nie ma, jedziemy dalej do Ksamil i za miastem znowu próbujemy. Jeździmy po krzaczorach, ale albo brak dostępu do wody, albo syf, wracamy do Ksamil i próbujemy z drugiej strony za miastem. Wypatrzyłem jakiś zjazd w stronę morza i w końcu udaj się znaleźć sympatyczne miejsce nad Morzem Jońskim z widokiem na grecką wyspę Korfu. Wysyłam namiary gps do Karminadla i Wojtka i zabieramy się za rozbijanie biwaku. Dojeżdżają Karminadlowie i oznajmiają, że to już ostatni dzień z nami, bo chcą zostać jeszcze parę dni nad morzem, a my już jutro opuszczamy wybrzeże. Jedzonko, piwko i wpatrywanie się w krajobraz, który przecinają co chwilę promy kursujące pomiędzy Sarande, a Korfu.


























IraS - 2014-01-29, 19:26

W tym samym czasie Wojtek z Bimbalskimi spacerował po promenadach Sarandy. Jak się okazało zdezerterowali na tą noc i zamieszkali w klimatyzowanym hotelu, cieniasy ;)







My zamiast klimatyzowanych pokoi musieliśmy podziwiać zachód słońca i przepływające co chwilę promy ;)




















IraS - 2014-01-30, 18:56

DZIEŃ 22 - 5 SIERPNIA 2013

Rano zjedliśmy śniadanko i czekaliśmy na Wojtkową ekipę, ale się nie pojawili, więc stwierdziliśmy, że spotkamy się gdzieś na trasie. Karminadlowie ruszyli w swoją stronę, szukać jakiegoś kolejnego i fajnego miejsca nad morzem, resztę wyjazdu chcieli już spędzić sobie nad wodą. By skierowaliśmy się do Butrint, to wpisane na listę UNESCO pozostałości antycznego miasta. Gdy zajechaliśmy było jeszcze w miarę przyjemnie, bo słońce przysłaniały poranne mgły, więc czym prędzej udaliśmy się na zwiedzanie.


















































IraS - 2014-01-30, 19:00

Jakiś czas po nas Butrint zaliczył też Wojtek z Bimbalskimi.






IraS - 2014-01-30, 19:15

Gdy już zwiedziliśmy antyczne miasto udaliśmy się w dalszą trasę, przepłynęliśmy promem kanał łączący lagunę z morzem i obraliśmy kierunek na Gjirokaster - dawną stolicę Albanii. Jednak zanim tam dojechaliśmy odbiliśmy w bok z trasy do jeszcze jednej atrakcji Syri i Kalter. Jest to potężne wywierzysko i generalnie urokliwe miejsce, tak urokliwe, że nie odmówiliśmy sobie dobrej kawy w tutejszej restauracji, mieliśmy nawet coś wrzucić na ząb, ale jakoś jeszcze nie byliśmy głodni. Miejsce to ponoć kiedyś było nie dostępne dla zwykłych śmiertelników, bo był tu jakiś ośrodek komunistycznego rządu.



















Konkurs na najgłupszą minę :)












IraS - 2014-01-30, 19:17

Syri i Kalter zaliczyli też Bimbalcy z Wojtkiem




IraS - 2014-01-30, 19:57

Dojechaliśmy w końcu Gjirokaster, zaparkowaliśmy autko i udaliśmy się na zwiedzanie całkiem fajnego miasteczka. Najpierw jednak nafutrowaliśmy się w małej piekarence burkami i ajranem. Uliczki wyglądają tu bajkowo, jedną z nich pieliśmy się do góry, a potem jeszcze i jeszcze do góry by zobaczyć górującą nad miastem twierdzę. Chyba tu lubią Polaków, bo gdy kupowaliśmy bilety do zamku, pani spytała się czy jesteśmy z Polski, gdy potwierdziliśmy, to dostaliśmy 50% rabatu :) Z góry podziwiać można piękną panoramę miasteczka, które charakteryzuje się kamiennymi dachami i dopiero z tego miejsca je widać. Stoi tu też wrak amerykańskiego myśliwca z epoki zimnej wojny, który latał sobie kiedyś nad albańskim niebem i został uziemiony przez Mig-i. Gdy zeszliśmy z powrotem do miasteczka, swój żołądek chciał jeszcze napełnić Łukasz, który od kilku dni miał z nip problemy i dopiero co doszedł do siebie, więc apetyt mu dopisywał. Gdy siedzieliśmy w restauracji, po dwóch dniach rozłąki znalazły się nasze zguby. Ekipa Toyoty też skusiła się na obiad i dopiero mieli udać się na zwiedzanie. My już się z stad zabieraliśmy na kolejną miejscówkę biwakową przy Kanionia Lengatice, więc umówiliśmy się, że podeślemy współrzędne obozowiska.
























































IraS - 2014-01-30, 20:16

W miasteczku Peremet zrobiliśmy sobie zakupy i po chwili dojechaliśmy do Kanionu Lengatice, ale jakoś miejsce na biwak nam nie podpasowało, więc się troszkę cofnęliśmy nad rzekę Vjose. Znaleźliśmy tu ustronną miejscówkę i wysłaliśmy namiary GPS Wojtkowi. Rozbiliśmy biwaczek i otworzyliśmy piwko gdy zadzwonił telefon, był to Pietrek z informacją, że zabłądzili i są w ciemnej dupie. GPS poprowadził ich na skróty przez góry, których grań przekraczała 2000 m n.p.m. i nawet miejscowi byli zdziwieni, że chcą tamtędy dojechać do Peremet, bo droga, którą wytyczył GPS wyżej już nie istniała. Było już późno więc Wojtkowa ekipa postanowiła rozbić biwak w ciemnej dupie. No i znowu się rozłączyliśmy, coś od kilku dni nie mogliśmy się zgrać. Nasz nadworny poeta wymyślił na tą okazję wierszyk ;)

"Miał być biwak w Peremecie i kolacja przy pasztecie,
a my w górach, woda chlupie w jakiejś qrwa ciemnej dupie...
pół dnia w szutrze, w jakimś lesie
żyj nam sto lat dżipiesie!!!


















IraS - 2014-01-30, 20:34

Gdzieś tam w otchłani gór albańskich Wojtek z ekipą walczył z drogą, której nie ma ;) Ale jak się okazało przez przypadek odkryli też fajne miejsce na przyszłość, bo okolica wygląda ciekawie.






IraS - 2014-01-31, 13:33

DZIEŃ 23 - 6 SIERPNIA 2013

Raniutko podjechaliśmy na skraj Kanionu Lengatice i rozpoczęliśmy wędrówkę. Kanion zaczyna się przy zabytkowym kamiennym, łukowatym mostku i na początku nie jest zbyt spektakularny. To miejsce jest trochę oblegane przez Albańczyków, gdyż bije tu sporo termalnych źródeł. W miejscach gdzie wydobywa się gorąca woda, tubylcy robią sobie kamienne baseniki i moczą się w ciut śmierdzącej wodzie. W chłodniejszej porze roku było by to może przyjemne, ale w upale to chyba nie bardzo, my poprzestajemy na moczeniu stópek. Im głębiej tym ściany kanionu robią się coraz wyższe, a kanion coraz węższy. Niski stan wody sprawia, że pokonujemy go bez większych przeszkód, a gdy po jakimś czasie powoli zanika zarządzamy odwrót. Jeszcze trochę radości i pluskania się w kaskadach i wracamy z powrotem do kamiennego mostu.
















































































IraS - 2014-02-01, 14:48

Tuż za kamiennym mostkiem stoi letni bar, wpadliśmy tam na kawę z nadzieją, że jak jeszcze trochę posiedzimy to może pojawi się Wojtek. Dzięki temu mogliśmy zobaczyć jak powstaje jakaś regionalna potrawa, szkoda, że byliśmy najedzeni, bo wyglądała smakowicie. Wojtek niestety się nie pojawił, wysłaliśmy mu smsa, że jedziemy w stronę Jeziora Ohrydzkiego. Trasa na początku wiodła przez Góry Nemeckes, które bardzo nam się spodobały i postanowiliśmy, że tu kiedyś wrócimy by pochodzić. Dobry nastrój psuł nam tylko brak paliwa. Dzień wcześniej w Peremet nie tankowaliśmy, bo wg mapy mieliśmy po drodze trochę miasteczek i to była nauczka, że lepiej częściej tankować niż liczyć na Albańską infrastrukturę. Miasteczka owszem były ale bez stacji paliw, a jak była stacja to nie było paliwa. Dostaliśmy info, że najwcześniej zatankujemy się w Korce. Komputer wskazywał, że jest szansa, że dojedziemy tam na styk, więc zaczęła się oszczędna jazda i nawet klima została wyłączona. Jak staniemy to pewnie długo nie będziemy machać i jakiś uprzejmy Albańczyk poratuje nas paliwem, ale może się uda. Na szczęście w jednym z miasteczek trafiliśmy na małą stacyjkę w której było paliwo. Zadowoleni zatankowaliśmy autko i odwiedziliśmy miejscową piekarenkę by objeść się znowu burkami, do tego ajran tu serwowany był własnej produkcji i był boski. Łukasz chyba miał już dosyć burków, bo poszedł obok do restauracji na normalny obiad ;). Najedzeni ruszyliśmy w kierunku Korce, a dalej w stronę Jeziora Ohrydzkiego nawołując co jakiś czas przez radio Wojtka, ale musieli być jeszcze bardzo daleko za nami.






























IraS - 2014-02-01, 14:52

Wojtek z Bimbalskimi w tym czasie harcował po Kanionie Lengatice.






IraS - 2014-02-01, 16:57

W końcu naszym oczom ukazało się Jezioro Ohrydzkie. Chcieliśmy gdzieś nad jego brzegiem rozbić biwak, ale nasze plany szybko trafił szlag. Objechaliśmy całą południową linię brzegową i nie znaleźliśmy ani jednego dzikiego skrawka nad wodą. Cały brzeg jest wykorzystany do ostatniego metra, albo komercyjna plaża, albo restauracja, albo pensjonat lub niedostępne szuwary. Dojechaliśmy do granicy Macedońskiej i nic. Otworzyłem mapę, miałem tam zaznaczone wcześniej ciekawe miejsca i w pobliżu nas jedno takie było. Nazywało się Ura e Terziut i kryło dwa zabytkowe kamienne mosty. Skoro nie ma szans na biwak nad jeziorem zapada decyzja ze jedziemy tam. Nie było tam daleko i po półgodzinie jazdy byliśmy na miejscu, obok kamiennego mostu była fajna polanka, ale bez dojazdu, więc rozbiliśmy się kawałek dalej nad rzeczką. Drugiego mostu nie udało nam się namierzyć, więc daliśmy sobie na dzisiaj spokój. Wysłaliśmy Bimbalskim nasze namiary i obstawialiśmy zakłady, czy tym razem uda im się nas znaleźć. Nasze obozowisko po chwili wzbudziło zaciekawienie chyba całej sąsiedniej wioski, mieliśmy wizytę dzieciaków, które dostały trochę gadżetów, a po chwili ich rodzice obdarowali nas jabłkami i gruszkami. Na pobliski mostek podjeżdżali co chwila miejscowi i po 15 min obserwacji naszego obozu, wracali do swoich zajęć. Otworzyliśmy piwka i zabraliśmy się do łupania orzechów laskowych, które zakupiliśmy po drodze, gdy orzechy się skończyły to nazbieraliśmy opał na ognisko. Gdy ogień już zapłonął nadjechał Wojtek, jednak udało im się nas odszukać ;).
















IraS - 2014-02-01, 17:09

DZIEŃ 24 - 7 SIERPNIA 2013

Rano podjechaliśmy zobaczyć kamienny most, ale drugiego nie udało nam się odszukać i się poddaliśmy. To były nasze ostatnie chwile w Albanii i zaraz mieliśmy wjechać do Macedoni. Naszym celem było miasto Ohrid. Wojtek pasjonat zabytków i miejskiej architektury zabrał Bimbalskich i ruszyli jako piersi, by mieć więcej czasu na zwiedzanie miasta. My pojechaliśmy do miasteczka Perrenjas, by wydać leki, które nam zostały. Mi zostało ich całkiem sporo i przy cenach albańskich trudno było je wydać. Nakupowałem różnych przedziwnych alkoholi albańskich w tym kilka butelek koniaku oraz tutejszej oliwy z oliwek. Gdy już udało nam się wydać całą albańską kasę ruszyliśmy też do Macedoni na zwiedzanie Ohridu.


















tomaszgebala - 2014-02-01, 23:39

IraS napisał/a:
Chyba tu lubią Polaków, bo gdy kupowaliśmy bilety do zamku, pani spytała się czy jesteśmy z Polski, gdy potwierdziliśmy, to dostaliśmy 50% rabatu :)


ano lubią nas z powodu, iż to właśnie Polska była tym krajem który jako pierwszy uznał niepodległość Kosowa.
wiem, bo tez w 2013 byłem w Albanii i tam się dowiedziałem tych faktów

corrado - 2014-02-02, 10:27

Świetne widoki, musiała być fajna przygoda - taki wyjazd ! :mrgreen:
IraS - 2014-02-02, 18:16

Wjechaliśmy do Ohridu i skierowaliśmy się w kierunku starego miasta, chwila szukania wolnego miejsca parkingowego i już jesteśmy w porcie. Mamy 2 godzinki by się tu pokręcić, bo jeszcze dzisiaj chcemy przejechać całą Macedonię i wjechać do Serbii. Wąskimi uliczkami wspinamy się do góry w kierunku twierdzy, upał tradycyjnie masakryczny, ale już się chyba przyzwyczailiśmy. Przy jednej z uliczek natrafiamy na porzuconego przez Bimbalskich Wojtka, który się do nas dołącza. Zabudowa jest tu naprawdę urocza, a stare miasto położone na wzgórzu dostarcza ładnych widoków, dużo starych cerkwi a na ulicach kultowe już samochody, które nie są tu pojazdami kolekcjonerskimi, tylko nadal są użytkowane na co dzień. Zastawki, polski maluch a nawet volkswagen t1, którego chętnie bym zabrał, taki rodzynek służył tu za składzik na skrzynki pobliskiego sklepiku. Docieramy do amfiteatru i starej cerkwi, zamek na wzgórzu sobie odpuszczamy. Gdzieś gubi nam się Wojtek, jak się potem okazało dopadło go wielkie sranie i biedak na gwałt szukał ustronnego miejsca, o które nie łatwo w zabudowie miejskiej ;). Wróciliśmy w końcu do portu i poszliśmy na obiadek do jednej z wielu uroczych restauracyjek, jedzonko było wyśmienite, ale przyszedł czas zbiórki, więc udaliśmy się do samochodów.




































































IraS - 2014-02-03, 19:47

Teraz czekała nas trasa prawie przez całą Macedonię. Aż się serce krajało, gdy mijaliśmy piękne masywy górskie, ale czas już nas troszkę gonił. W Gostivar wskoczyliśmy na autostradę, która nas już szybko poprowadziła wokół Skopje do granicy z Serbią. Odprawa szybka i przyjemna bez kolejki i już jedziemy dalej, ale dzień nie jest z gumy i powoli trzeba się rozejrzeć za tranzytowym miejscem na biwak. Na mapie wypatrujemy jakieś jezioro w Górach Vardenik, by tam dojechać musimy zboczyć z trasy jakieś 25 km, ale lepiej nocować w fajnym miejscu niż gdzieś w krzakach przy trasie. Wojtkowa ekipa jest tak głodna, że odbijają wcześniej do Vranjskiej Banji na obiad i mają do nas dojechać, my stwierdziliśmy, że zjemy sobie już na biwaku. W Vladicin Han robimy zakupy i serpentynami pniemy się do góry w kierunku Jeziora Vlasinsko. Bez problemu znajdujemy kilka fajnych miejscówek, ale trochę obstawionych przez wędkarzy, dopiero za trzecim razem trafiamy na polanę, gdzie jesteśmy sami. Wysyłamy Wojtkowi namiary, rozbijamy biwak i robimy jedzonko. Po jakimś czasie dojeżdżają Bimbalscy. Jesteśmy na wysokości około 1200 m n.p.m. i w końcu upały jak by zelżały i zrobił się całkiem chłodnawy wieczór, na tyle chłodnawy, że udajemy się po opał i rozpalamy ognisko.
























IraS - 2014-02-06, 22:08

DZIEŃ 25 - 8 SIERPNIA 2013

Rano oczom naszym ukazał się piękny widok, bo jezioro otulone było mgłami. Rosa była taka, że wszystko było mokre, jak by w nocy spadł ulewny deszcz, ale gdy tylko słońce przebiło się przez mgły, to raz dwa wszystko osuszyło. Zasiedliśmy do śniadanka, lecz nastroje z dnia nadzień były coraz smutniejsze, bo powoli wracaliśmy już do domów. Przez chwilę nawet narodził się szalony pomysł, by zostać jeszcze z tydzień. Gosia już nawet chciał dzwonić do firmy i negocjować kolejny tydzień urlopu, ale doszliśmy do wniosku, że było by to już przegięcie. Spakowaliśmy biwak i ruszyliśmy w stronę Rumunii, to był kolejny prawie cały dzień za kółkiem, bo do przejechania była cała Serbia.


















_Big_Mac_ - 2014-02-07, 19:37

O, mam taki sam namiot. Daje radę ;)
IraS - 2014-02-11, 21:27

Późnym popołudniem dojechaliśmy do Baile Herculane, zrobiliśmy tam potrzebne zakupy i obraliśmy kierunek na Szapte Izworale, czyli Siedem Źródeł. Nazwa pochodzi od tryskających tu prosto z ziemi siedmiu źródeł termalnych i z tych dobroci można tu korzystać całkowicie ze free. Miejsce to już niejednokrotnie odwiedzaliśmy i nawet zaprzyjaźniliśmy się z tutejszym masażystą, nazwanych przez nas Mandarynem. Masuje on swoich klientów w jednym z termalnych baseników. Niestety wstrzeliliśmy się teraz w sam środek sezonu turystycznego, co dało już się odczuć na kempingu. Z braku miejsc rozbiliśmy się na samym brzegu potoku, ale miejscówka nie była taka najgorsza, bo mieliśmy lodówkę pod nosem. Wypiliśmy po piwku, zabraliśmy ręczniki i butelczynę polskiej wódki i udaliśmy się do Mandaryna. Tutaj kolejne rozczarowanie, bo z powodu dużej ilości ludzi w nieckach z wodą termalną, Mandaryn masuje na zwykłej leżance w namiociku. Mimo to wszyscy skorzystali z masażu co było na kilka kamer uwiecznione, niestety najlepszych filmików nie mogę wkleić, bo by mi głowę urwali, bo pokazują zbyt intymne części ciała uczestniczek ;) Na łamanie kości nie odważył się tylko Wojtek, więc za karę polewał wódeczkę. W końcu wymoczeni i wymasowani udaliśmy się do pobliskiego baru na pstrąga i znowu negatywne skutki sezonu, rybek nie starczy dla wszystkich i nie którzy muszą zadowolić się tylko frytkami. Łukasz złapał wenę i zabawiał nas swoją twórczością poetycką i w końcu wróciliśmy do obozu. Dla Wojtka i Bimbalskich miała to być ostatnia noc w Rumunii, bo rano mieli zamiar zrobić skok do Polski.
























































IraS - 2014-02-12, 11:46

DZIEŃ 26 - 9 SIERPNIA 2013

Rano zasiedliśmy do ostatniego wspólnego śniadania. Okazało się też, że mamy w naszym gronie solenizantkę, więc odśpiewaliśmy pięknie Darii sto lat, Łukasz na pożegnanie napisał jeszcze jeden wierszyk i zabraliśmy się za pakowanie obozu. Wojtek ze swoją ekipą miał zamiar dojechać dziś do Polski, my mieliśmy jeszcze jeden dzień. Początkowo mieliśmy się przebazować gdzieś bliżej granicy w Apuseni, ale na koniec postanowiłem zrobić jeszcze niespodziankę Gosi i Łukaszowi i obraliśmy kierunek na Góry Parang i słynną trasę Transalpinę.














IraS - 2014-02-12, 18:55

Podczas, gdy Wojtek z Bimbalskimi ze smutnymi minami wracali do Polski, my dojechaliśmy do Novaci, gdzie zaczyna się Transalpina. Pomimo, że jechałem już tędy dziesiątki razy, to ta trasa nigdy się nie nudzi. Kiedyś trzeba było walczyć z szutrową drogą, teraz nowiutkim asfalcikiem można trochę rozruszać brykę i rozgrzać opony i hamulce ;) Gosi i Łukaszowi też koparki opadły, bo trasę znali tylko z opowieści i zdjęć. Gosia prawie cały przejazd uwieczniła na filmikach. Oczywiście nie obyło się bez kilku fotostopów, zakupów w Ranca i przystanku przy straganach, gdzie obkupiliśmy się pysznymi serami i suszoną kiełbasą.




































Marmach - 2014-02-12, 20:43

A ja mam pytanko: czy przy Transalpinie idzie się gdzieś rozbić (na dużej wysokości)? Zdaję sobie sprawę, że to Rumunia, że tam nie ma autostrady i że miejsce jest. Natomiast zastanawiam się, czy ogólnie rzecz biorąc wolno, bo po wizycie policji na poboczach transfogaraskiej moja czujność wzrosła, a w tym roku wybieram się na wycieczkę m.in. przez te rejony.
IraS - 2014-02-12, 21:19

Według mojej wiedzy można. Nie ma tam parku narodowego. Jest sporo fajnych miejsc na biwak, musisz bacznie obserwować zjazdy i ślady aut odbijające od trasy. Lepiej trochę odjechać i się schować by nie być widocznym z trasy. Ja tam biwakowałem już kilkanaście razy. Drewno na ognisko trzeba sobie przywieźć z dołu, bo raczej nie ma szans na górze na opał. Trzeba być też przygotowanym na gwałtowne zmiany pogody nawet latem słoneczny dzień może się zakończyć armagedonem i opadami śniegu. Zamknięta dla 4x4 jest tylko droga tzw Strategika odbijająca z Transalpiny na wschód. A tak z ciekawości to policja cię przegoniła z biwaku na Transfogaraskiej ?
Marmach - 2014-02-12, 21:56

Zabiwakowaliśmy z żoną dosłownie koło trasy, razem ze stadem Rumunów, francuskich kamperów i jednośladowym Włochem - tu na zdjęciu na dole, prawie na samym "końcu" asfaltu, w miejscu gdzie odchodzi wyjeżdżona droga do owiec :)


Przyjechał policmajster, spisał blachy, obejrzał dowody, powiedział, że następnego dnia mamy odjechać. Oczywiście wszyscy go olali, ale jeszcze się kręcił z kumplem następnego dnia i spisywali pewnie kogo się dało :)
Faktem jest, że był środek lata i luźno nie było.

IraS - 2014-02-12, 22:07

No latem przy Balea to jest niezły sajgon ;) My w październiku biwakowaliśmy prawie nad samym jeziorem i żywej duszy nie było ;)
Mikele - 2014-02-13, 11:04

W tym roku czeka mnie i moją rodzinę daćkowy wyjazd do Chorwacji, skąd chcemy śmignąć przez Czarnogórę i Albanię na zachodnie wybrzeże Grecji i co najmniej do Patry na południu.

Troszkę się obawiam samej Albanii, po tym co się naczytałem o Mercedesach i Kałasznikowach, ale z drugiej strony czytałem już tyle bzdur na temat innych krajów, które podczas weryfikacji nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, że nie mogę się wyjazdu doczekać. Szczególnie jak oglądam Twoje zdjęcia, po których po prostu chce się zapakować samochód i pojechać gdziekolwiek, byle tylko nie siedzieć w domu... :-D

IraS - 2014-02-13, 12:54

Śmiało możesz jechać do Albanii, powszechne opinie o tym kraju jak i o Rumunii to bajki. Jedyne co na początku szokuje i na co trzeba uważać to ruch na drogach, taka trochę wolna amerykanka, ale w sumie bezpiecznie, sporo tam się turlałem i nie widziałem ani jednego wypadku i stłuczki.
IraS - 2014-02-13, 13:17

Wstępnie planowaliśmy przejechać Transalpinę i na biwak przebazować się gdzieś bliżej granicy, myśleliśmy o Trascau i Rimetei, ale na górze była tak piękna pogoda, że postanowiliśmy zabiwakować na 2000 m n.p.m. Trudno najwyżej będziemy na drugi dzień dymać stąd do Polski, ale szkoda było zmarnować taką pogodę na jazdę. W Górach Parang już kilka razy biwakowaliśmy i znałem już parę fajnych miejscówek, ale gdy tu byłem ostatnio w październiku 2012 roku znalazłem jeszcze jedną fajną miejscówkę, co prawda wtedy nie biwakowaliśmy, bo nie było zbyt ciepło, ale teraz trafiła się okazja by przetestować nowe miejsce. Zjechaliśmy z trasy i dróżką pasterską dojechaliśmy na miejsce. Jest tu dość kameralnie, nie widać nas z Transalpiny, a i widoki nie najgorsze. Poniżej nas nad małym jeziorkiem mała zagroda pasterska, więc będzie można kupić jakiś ser. Najpierw jednak rozłożyliśmy się z piwkiem na trawce i napajaliśmy się widokami i słonkiem. W końcu jednak trzeba było rozbić biwak by Gosia mogła zmajstrować jakiś obiad ;) Im bardziej słonko zbliżało się do horyzontu tym wiaterek robił się coraz chłodniejszy i trzeba było się w końcu ubrać. Szykujący się obiad wyczuł nawet pies pasterski i nie wiadamo skąd pojawił się w obozie. Niezły sęp był, bo Łukasz poświęcił nawet swoją kiełbasę by go trochę oswoić. Po chwili zjawił się też u nas pasterz, już szykowałem fajki, bo przychodzą przeważnie po papierosy, ale ten nas zaskoczył, bo nie palił, piwa też nie chciał, a przyszedł nas zaprosić na kolację do swojej bacówki. Umówiliśmy się, że przyjdziemy jak już zagoni owce do zagrody.
















































IraS - 2014-02-13, 19:23

Gosia tak się opierdzielała z obiadem, że jak w końcu podała do stołu to zaczął się zachód słońca i nie wiedzieliśmy czy jeść, czy robić zdjęcia. Jakoś w końcu udało się to pogodzić. Gdy słońce już całkiem zaszło za góry zaczęliśmy się szykować w gościnę do pasterza. Z góry widzieliśmy, że już i on obrobił się ze swoimi obowiązkami. Zabraliśmy wino, piwo i coś do chrupania i udaliśmy się w kierunku bacówki. Gdy dotarliśmy na miejsce w kociołku dochodziła już mamałyga, do tego serwowany był bunz i po chwili w kociołku skwierczała słonina, w której wylądowały jajka. Gdy wszystkie potrawy były gotowe wyszliśmy na zewnątrz i na kocach i owczych skórach degustowaliśmy pasterskie jedzonko. Zapomniałem jeszcze wspomnieć o trunkach, oczywiście były to palinka i swojskie wino, więc nasze sklepowe napoje zostawiliśmy pasterzowi. Rozmowa z powodu małego zasobu znanych mi słówek nie kleiła się za bardzo, ale coś tam sobie pogadaliśmy ;) Np ostrzegł nas przed niedźwiedziem, który co noc przychodzi do jeziorka ugasić pragnienie. Ta wiadomość chyba wstrząsnęła Łukaszem, bo na drugi dzień całą drogę spał, co znaczyło, że nocka z misiem była nie przespana ;) Gdy się zrobiło już całkiem ciemno, pożegnaliśmy się z naszym gospodarzem i wróciliśmy do obozu.


















































wat - 2014-02-13, 21:51

IraS a co to jest ten "bunz" ser- jeśli tak to jaki? - bo nie umie nic wygoglać ;)
IraS - 2014-02-14, 07:21

Zjadło literkę miało być Bundz, to owczy ser w formie takiego twarogu, po uwędzeniu jest z niego osypek :)
Domel2250 - 2014-02-14, 09:58

Mikele napisał/a:
W tym roku czeka mnie i moją rodzinę daćkowy wyjazd do Chorwacji, skąd chcemy śmignąć przez Czarnogórę i Albanię na zachodnie wybrzeże Grecji i co najmniej do Patry na południu.

Troszkę się obawiam samej Albanii, po tym co się naczytałem o Mercedesach i Kałasznikowach, ale z drugiej strony czytałem już tyle bzdur na temat innych krajów, które podczas weryfikacji nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, że nie mogę się wyjazdu doczekać. Szczególnie jak oglądam Twoje zdjęcia, po których po prostu chce się zapakować samochód i pojechać gdziekolwiek, byle tylko nie siedzieć w domu... :-D



Mógłbym powiedzieć niemal to samo.... :-) Wspaniałe zdjęcia i ca;la relacja z wyjazdu :-) , ech gdyby tylko człowiek miał tak ciągiem chociaż ze 3 tygodnie wolnego....to też by się zjeździło te okolice + Grecje....... No nic ale sobie obiecuję, że za 2-3 lata zrobię podobną wyprawę, zanim córka zacznie szkołę.....miesiąc ciągiem wolnego i w drogę-właśnie marzy nam się taka trasa Rumunia-Bułgaria-Grecja...ech się rozmarzyłem. Nic tylko pogratulować wspaniałej wyprawy :-)

IraS - 2014-02-14, 12:22

DZIEŃ 27 - 10 SIERPNIA 2013

I skończyło się rumakowanie, pomimo spędzenia trzech tygodni w warunkach biwakowych jakoś nikt z nas nie miał za bardzo ochoty na powrót do domu ;) Zjedliśmy ostatnie śniadanie w górach, a chwilę potem pojawił się nasz pasterz z ponownym zaproszeniem na śniadanie. Wytłumaczyliśmy mu, że jesteśmy już po posiłku i musimy się już zbierać, bo jeszcze dziś mamy zamiar dojechać do Polski. Pożegnaliśmy się i ze smutnymi minami dojechaliśmy do Transalpiny, a potem już w dół w kierunku Petrosani.





















Po drodze uwieczniliśmy jeszcze rumuński sposób na przewożenie przedmiotów wysoko gabarytowych ;)



Zakupiliśmy zapas orzechów laskowych, palinki już nie kupowaliśmy, bo mieliśmy niezły arsenał trunków albańskich i serbskich ;)



I przed Oradea zjedliśmy ostatni rumuński obiad.



Do Sanoka dojechaliśmy już po zmroku, a rano już bez Łukasza ruszyliśmy w stronę Warszawy.

I to już jest koniec. Dziękuję wszystkim za uwagę komentarze i oceny :)

janzet - 2014-07-07, 12:36

Świetna relacja, tyle zdjęć i filmów, serial można zrobić i to długi wieloodcinkowy (bardzo długo mi się to wszystko otwierało).
Teraz z wielkimi podziękowaniami wykorzystam parę informacji bo już "za chwilę" jadę do Macedonii i Albanii.
Gdybym to znalazł wcześniej pewnie inaczej bym sobie drobiazgi zaplanował, ale tak to będzie na kolejny wyjazd za rok. :-D . . Pozdrawiam

Cav - 2014-07-08, 05:58

janzet napisał/a:
Świetna relacja, tyle zdjęć i filmów, serial można zrobić i to długi wieloodcinkowy (bardzo długo mi się to wszystko otwierało).
Teraz z wielkimi podziękowaniami wykorzystam parę informacji bo już "za chwilę" jadę do Macedonii i Albanii.
Gdybym to znalazł wcześniej pewnie inaczej bym sobie drobiazgi zaplanował, ale tak to będzie na kolejny wyjazd za rok. :-D . . Pozdrawiam


Ja właśnie wracam powoli (ze zwiedzaniem po drodze) z Ksamil - polecam tą miejscówkę w Albanii, widoki zatoczek przepiękne - coś a la Karaiby czy Malediwy.
Turkus wody, biały kolor żwirku na plaży.
Można znaleźć nawet piasek w wodzie czy na plaży jak poszukasz.

Do tego ceny niesamowite - dwupokojowy apartament dla 3 osób, z klimą, dużą lodówką, tv i zadaszonym oraz zamykanym miejscem do parkowania za 20 Eur/noc.
Jedzenie też tańsze niż w Polsce, a już szczególnie niż nad Bałtykiem.
Nie ma porównania cenowego do Chorwacji, czy Czarnogóry.

Taki jak Albania powinien być Duster - to samo co reszta SUV, ale za niższą cenę.

P.S.
Jakby ktoś po drodze chciał zaliczyć kanion Tary i spływ Tarą, bo zdecydowanie warto, to polecam kupić po stronie Bośniackiej.
Płynie się tym samym odcinkiem Tarą, (która w okolicy granicy w Scjepan Polje jest rzeką graniczną), start raftingu również jest faktycznie z Czarnogóry (dowiozą z Bośni busami w cenie imprezy), za to ceny za rafting są o połowę niższe niż po stronie czarnogórskiej.
Mnie się udało za 25 Eur od osoby (dystans 21 km), plus dziecko gratis - a Czarnogórcy wołali ok. 50 Eur plus dziecko z 50% zniżki.

eplus - 2014-07-08, 18:53

Cav napisał/a:
.... dużą lodówką, ...


O, niestety, od jakiegoś czasu boję się zajrzeć do lodówki... :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen: :mrgreen:

janzet - 2014-07-28, 09:26

Wróciłem. Tydzień w Macedonii, tydzień w Albanii. Jest świetnie i tu i tu. Ogólnie skupiłem się na : Ochryda, Durres, Rodonit, Mavrovo i wszystko co po drodze i w okolicy.
Ksamil na następny rok zostawiam, bo w Macedonii też mam jeszcze sporo do obejrzenia.
Potwierdzam piękne widoki gór jezior i morza, niskie ceny w Albanii i Macedonii.
Na pewno tam wrócę. :-)

IraS - 2014-11-24, 11:43

Dostałem info na e-meil, że w relacji nie działają linki do zdjęć. Dziękuję za informację, już zabrałem się za ich poprawianie. Trochę tego jest, więc "chwile" mi się z tym zejdzie ;)
janzet - 2014-11-24, 19:28

Ja wszystko widzę ale jest tego tyle że strona się strasznie długo otwiera, a czasami się nie otwiera.
IraS - 2014-11-26, 08:26

Bo część już poprawiłem. Forum ma domyślnie ustawione wyświetlanie 25 postów na stronie i jak jest sporo zdjęć i jeszcze filmy to się muli. Można sobie w preferencjach ustawić mniejszą ilość postów na stronę i wtedy ładuje się szybko.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group