|
DACIA Klub Polska Forum Dyskusyjne Użytkowników DACII |
 |
Na każdy temat - Konkurenci-samochody używane. Co kupujemy?
ian - 2008-02-07, 10:42 Temat postu: Konkurenci-samochody używane. Co kupujemy? Witam!
O Dacii też jest-na końcu. Warto zwrócić uwagę, że Czesi wybierają Skody, Węgrzy swoje Suzuki, a Rumunii Dacię. Tymczasem Polacy-nieładnie, nieładnie obcy przemysł wspierają...
Czy ktoś ma informację jak Logan wypadł w ostatnim raporcie Dekry 2008?
Ford Focus jest numerem jeden na liście najchętniej kupowanych aut przez polskich kierowców, i to już drugi rok z rzędu. Przynajmniej tak wynika z raportu AAA Auto Group - międzynarodowej sieci sprzedaży używanych czterech kółek. Według tych danych, najlepiej sprzedają się samochody w cenie około 20 tysięcy złotych. Tyle właśnie kosztuje w salonie tej firmy pięciodrzwiowy ford focus z 2002 roku napędzany benzynowym silnikiem 1.4. Drugim najczęściej wybieranym samochodem był Opel Astra. Podium uzupełniła na trzecim miejscu Skoda Octavia. Czwarte i piąte miejsce to odpowiednio Renault Megane i Ford Mondeo.
Specjaliści twierdzą też, że co piąty sprzedawany Polakom samochód ma mniej niż pięć lat, a co ósmy jest koloru niebieskiego. Silnik diesla wybiera 26 klientów na stu.
A jak jest u naszych sąsiadów i dalej? Czesi i Słowacy najczęściej kupowali Skodę. Całe podium to kolejno: Fabia, Felicia, Octavia. Węgrzy wolą produkt krajowy, czyli Suzuki Swift (japońska marka ma tam fabrykę), potem jest Skoda Fabia i Octavia.
Rumuni najchętniej wybierali Dacię Solenza i jej następcę Logana, dalej jest Renault Thalia, i Ford Escort. W kraju Drakuli najwięcej sprzedaje się aut tanich, to znaczy takich, które kosztują mniej niż 12 tysięcy złotych.
dogberry - 2008-02-07, 12:49
Połowa sprzedawanych w Polsce nowych samochodów jest dla firm.
Dla osób prywatnych korzyści z zakupu nowego samochodu są takie, że jest on nowy i na gwarancji i nic więcej. Jakby były jakieś ekonomiczne/podatkowe korzyści z zakupu nowego samochodu (np. przy deklaracjach podatkowych) ludzie by poszli na salonu a nie na giełdę.
Poza tym jest duża grupa (jak nie przeważająca większość ludzi w Polsce) której nie stać po prostu na zakup samochodu za więcej niż 10k PLN i koniec.
jan ostrzyca - 2008-02-07, 13:10
dogberry napisał/a: | Połowa sprzedawanych w Polsce nowych samochodów jest dla firm.
Dla osób prywatnych korzyści z zakupu nowego samochodu są takie, że jest on nowy i na gwarancji i nic więcej. Jakby były jakieś ekonomiczne/podatkowe korzyści z zakupu nowego samochodu (np. przy deklaracjach podatkowych) ludzie by poszli na salonu a nie na giełdę. |
O to, to racja. Dentysta, radca prawny, księgowy, architekt, fryzjer, hydraulik itp na własnym rozrachunku ma preferencje podatkowe przy zakupie auta a taka sam aosoba na etacie nie ma ulg.
A przecież dentysta prywatny i etatowy tak samo używają samochodu i do tego samego celu.
laisar - 2008-02-07, 13:32
Cytat: | A przecież dentysta prywatny i etatowy tak samo używają samochodu i do tego samego celu. |
Może i tak, ale jednak tylko ten pierwszy ponosi całe ryzyko prowadzenia własnego biznesu - i stąd, jak rozumiem, te preferencje podatkowe...
jan ostrzyca - 2008-02-07, 14:05
laisar napisał/a: | Cytat: | A przecież dentysta prywatny i etatowy tak samo używają samochodu i do tego samego celu. |
Może i tak, ale jednak tylko ten pierwszy ponosi całe ryzyko prowadzenia własnego biznesu - i stąd, jak rozumiem, te preferencje podatkowe... |
Co ma "ryzyko" prowadzenia biznesu do preferencji podatkowych przy zakupie auta? Takie samo "ryzyko" dotyka etatowców bo mogą ich zwolnić.
Teraz samochód to nie jest żadna fanaberia, ludzie dojeżdzają do roboty po 100 km dziennie. Więc dla każdego to poniekąd narzędzie pracy.
Gdyby udzielac ulg (VAT, amortyzacja) WYŁĄCZNIE tym, którzy używają wozu WYŁĄCZNIE do pracy, to te wszystkie pikapy, auta z kratką itp powinny w weekendy i święta spać na parkingach a nie plątać się po mieście.
laisar - 2008-02-07, 14:27
Cytat: | Co ma "ryzyko" prowadzenia biznesu do preferencji podatkowych przy zakupie auta? |
To samo co przy zakupie wszystkich innych środków trwałych?
Cytat: | Takie samo "ryzyko" dotyka etatowców bo mogą ich zwolnić. |
Nie ma dziś siły (i czasu d:) na dyskusyjnego ping-ponga (; - wierzę, że jednak w końcu dostrzeżesz różnicę między ryzykiem pracodawcy a pracobiorcy...
I od razu się zastrzegę - ja też nie korzystam ze wspomnianych przepisów, ale nie zazdroszczę zbyt wiele: każde rozwiązanie ma własne "zady i walety".
[ Dodano: 2008-02-07, 14:29 ]
Aha - właściwie to przecież prawie nic nie stoi na przeszkodzie, żeby każdy chcący skorzystać z tych przepisów założył działalność gospodarczą, prawda? (; Nawet większość pracodawców pewnie chętnie zmieniłaby etat na kontrakt z firmą... <:
Pablo78 - 2008-02-07, 19:38
dogberry napisał/a: | Połowa sprzedawanych w Polsce nowych samochodów jest dla firm.
Dla osób prywatnych korzyści z zakupu nowego samochodu są takie, że jest on nowy i na gwarancji i nic więcej. Jakby były jakieś ekonomiczne/podatkowe korzyści z zakupu nowego samochodu (np. przy deklaracjach podatkowych) ludzie by poszli na salonu a nie na giełdę.
Poza tym jest duża grupa (jak nie przeważająca większość ludzi w Polsce) której nie stać po prostu na zakup samochodu za więcej niż 10k PLN i koniec. |
Smutne, ale jakże prawdziwe.
niestety byłe "demoludy" to w większości ojczyzny ludzi biednych...
Sam bym chętnie godziwie zarabiał, a nie pracował za tzw. psie pieniądze...
jan ostrzyca - 2008-02-07, 20:04
laisar napisał/a: |
Nie ma dziś siły (i czasu d:) na dyskusyjnego ping-ponga (; - wierzę, że jednak w końcu dostrzeżesz różnicę między ryzykiem pracodawcy a pracobiorcy... |
A co to jest do jasnej ciasnej "pracoDAWCA" ? Ktoś kto DAJE pracę? OFIAROWUJE pracę? Nie, to po prostu PRZEDSIĘBIORCA, który działa w celu osiągnięcia zysku i NIKOMU NICZEGO NIE DAJE. I takie jego prawo. To po co nazywac go DAWCĄ? Co innego ofiaroDAWCA, krwioDAWCA, DAWCA szpiku. No, oni cos tam dają.
PRACOBIORCA niczego nie bierze, tylko PRACUJE za wynagrodzenie.
Nie czuję się PRACOBIORCĄ bo to ja DAJĘ firmie cos czego ONA POTRZEBUJE. Dlatego firma mi płaci.
Taką głupawą nomenklaturę wymyślili cwaniacy, którzy chcą wmówić zatrudnionym ludziom, że cos otrzymują za darmo, bez powodu, z łaski, nienależnie.
A potem sami w to uwierzyli. I teraz drą ryje, że DAJĄ pracę za 1 tys. zł a jacyś głupcy nie chcą jej BRAĆ.
Pablo78 - 2008-02-07, 20:08
jan ostrzyca napisał/a: | Taką głupawą nomenklaturę wymyślili cwaniacy, którzy chcą wmówić zatrudnionym ludziom, że cos otrzymują za darmo, bez powodu, z łaski, nienależnie. |
tu się muszę zgodzić z Janem w 100 %, nie chciałem już pisać, ale od razu mi cwzniaczki, prezesi stanęli przed oczami... co biorą po 10 000 miesięcznie na rękę a pracowników dymają.... (przepraszam za sformułowanie)
i sie tylko wkurzyłem...
laisar - 2008-02-07, 21:43
Czepiacie się nazewnictwa, a ono jest najmniej ważne - podstawcie sobie w tamte miejsca "przedsiębiorca" i "pracownik etatowy": clou problemu pozostanie jednak to samo...
jan ostrzyca - 2008-02-07, 21:46
laisar napisał/a: | Czepiacie się nazewnictwa, a ono jest najmniej ważne - podstawcie sobie w tamte miejsca "przedsiębiorca" i "pracownik etatowy": clou problemu pozostanie jednak to samo... |
"Nazewnictwo" jest bardzo ważne. Pismo rzecze: "na początku było SŁOWO...itd" (J 1, 1).
laisar - 2008-02-08, 10:22
No cóż, obawiam się że w tym przypadku nie jest to akurat najbardziej wiarygodne źródło... (;
A serio:
Cytat: | "Nazewnictwo" jest bardzo ważne. |
Zależy w jakiej sprawie - tu rozmawiamy o kwestii, kto ponosi większe ryzyko: pracownik etatowy czy samodzielny przedsiębiorca - i jestem pewien, że żadna zmiana nazwy którejkolwiek z tych osób na to ryzyko nie wpłynie.
jan ostrzyca - 2008-02-08, 11:39
laisar napisał/a: |
No cóż, obawiam się że w tym przypadku nie jest to akurat najbardziej wiarygodne źródło... (;
A serio:
Cytat: | "Nazewnictwo" jest bardzo ważne. |
Zależy w jakiej sprawie - tu rozmawiamy o kwestii, kto ponosi większe ryzyko: pracownik etatowy czy samodzielny przedsiębiorca - i jestem pewien, że żadna zmiana nazwy którejkolwiek z tych osób na to ryzyko nie wpłynie. |
Wbrew tenu co piszesz nazewnictwo jest rzeczą kluczową bo niekoniecznie wprost ale odzwierciedla intencje, kilimat społeczny itp. A często służy tworzeniu wręcz goebelsowskiej czy stalinowskiej propagandy.
Otóż, jeśli wziąc po uwagę wagę różnych ryzyk to śmiem twierdzić, że w przypadku np kasjerki z bierdonki jest ono przytłaczające większe niż ryzyko biznesowe spółki. W przypadku pracownika banktructwo firmy, zwolnienie, okradanie na wypłatach zawyczaj powoduje kryzys życiowy ( społeczny, finansowy, rodzinny, osobisty).
W przypadku spółki to co najwyżej własciciele i zarząd nieco zbiednieją.
Przy takiej kalkulacji trzeba brać pod uwagę rezerwy finansowe, rozprosznie dochodów, możliwość przetrwania, zdolność adaptacji i wyjścia z kryzysu, czy wręcz możliwość ucieczki do przodu w nowy biznes. W tym porównaniu pracownik wyglada jak mrówka przy słoniu.
laisar - 2008-02-08, 13:15
Jak to powiedział Mirmił: "Nie oczekiwałem wiele - i słusznie" <; - ziściły się, niestety, moje obawy co do kierunku w jaką skierujesz dyskusję, Janie.
Przypomnę, że do tej pory rozmawialiśmy (i to ty zacząłeś :P ) o różnicach między przysłowiowym dentystą na etacie, a jego kolegą prowadzącym działalność gospodarczą na na własny rachunek. A nie o żadnych spółkach, zarządach i prezesach! I na ten drugi - zupełnie inny - temat w ogóle nie zamierzam się wypowiadać.
Czy moglibyśmy wobec tego wrócić do właściwego tematu i zechciałbyś mnie oświecić, czemu uważasz że dentysta-etatowy ma takie samo ryzyko co dentysta-przedsiębiorca?
I czemu - co wydajesz się postulować - jednoosobowa firma tego drugiego miałaby być traktowana inaczej niż wszystkie inne podmioty gospodarcze?
Ostatnia sprawa: ani odpis VAT-u, ani amortyzacja to właściwie nie są żadne "ulgi", tylko konsekwencje przyjętego rozwiązania ustroju podatkowego. I pracownik etatowy też ma podobne "ulgi", tzn tak samo jak przedsiębiorca korzysta z "kosztów uzysku" - tyle że zryczałtowanych i stosunkowo niewielkich, ale za to właśnie proporcjonalnych do ryzyka.
Zastrzeżenie: wcale nie uważam, że aktualny ustrój podatkowy jest idealny - ale czepiasz się, moim zdaniem, akurat mało istotnych rzeczy.
[ Dodano: 2008-02-08, 13:19 ]
Aha, jeszcze rzecz najostateczniejsza (; (ew. najpierwsza) - nazewnictwo.
Mnie nie interesuje propaganda - mnie interesuje rzeczywistość. A w niej jest tak jak napisałem:
Cytat: | kto ponosi większe ryzyko: pracownik etatowy czy samodzielny przedsiębiorca - i jestem pewien, że żadna zmiana nazwy którejkolwiek z tych osób na to ryzyko nie wpłynie. |
[ Dodano: 2008-02-08, 13:26 ]
Hmm, zapytam może na wszelki wypadek wprost: naprawdę uważasz, że zmiana nazwy wpłynie na ryzyko?
Tylko odpowiedź twierdząca byłoby potwierdzeniem tezy, że nazewnictwo jest sprawą kluczową - mnie to jednak wygląda właśnie na "zaklinanie rzeczywistości", wprost z przywołanych przez ciebie przykładów faszyzmu i stalinizmu.
Które - jak się w nie wgłębi - to swoją drogą pokazują swą daremność: "powtarzaj jakieś kłamstwo [nazwę?] wystarczająco długo, a ludzie w nie uwierzą" - o to chodzi? Tyle że ludzka wiara - w "Niezwyciężoną Rzeszę", w "Komunizm Najlepszym Ustrojem" czy w "nieruchomą Ziemię w centrum wszechświata" - jakoś nigdy nie wytrzymuje zderzenia z rzeczywistością...
jan ostrzyca - 2008-02-08, 13:33
laisar napisał/a: |
Czy moglibyśmy wobec tego wrócić do właściwego tematu i zechciałbyś mnie oświecić, czemu uważasz że dentysta-etatowy ma takie samo ryzyko co dentysta-przedsiębiorca?
|
Otóż, pierwotnie napisałem, że dentysta-przedsiębiorca i dentysta-etatowiec używają samochodu dokładnie w taki sam sposób i do tego samego celu. W związku z tym preferencje podatkowe wynikające z posiadania auta dla dentysty-przedsiębiorcy uważam za aberrację. Co innego sprzęt dentystyczny, który jest jego narzędziem pracy, i który trzeba sobie albo kupić albo można korzystać z cudzego.
Ten sam niedorzeczny mechanizm dotyczy też lekarzy, adwokatów, księgowych itp osób kupujących samochody "na firmę", " na gabinet", "na kancelarię".
Ten sam niedorzeczny mechanizm dotyczy budownictwa i róznic w wys. VAT-u w zależności od tego czy buduje deweloper czy obywatel (na niekorzyść obywatela oczywiście).
Przyznam, że nie rozumiem w kontekście podatków roli czynnika "ryzyka". Do tej pory sądziłem, że podatki nakłada się i zbiera w celu zapewnienia dochodów budżetu państwa (samorządu). Można ich używać do tłumienia lub wspierania pewnych sektorów ale po raz pierwszy słyszę, że podatki służą kompensowaniu jakiegoś ryzyka. Od ryzyka są ubezpieczalnie.
Gdyby konsekwentnie traktować "ryzyko" jako jedną z podstaw określenia wysokości podatków to spory o progresywny czy liniowy ich charakter były by zbędne (wszelkie ulgi zresztą też).
waski - 2008-02-08, 13:49
Ja prowadzę działalnośc gospodarczą na własny rachunek i też jestem dymany przez państwo, bo ci którzy są na vacie, biorą auta s kratką, odpisują vat, następnie w czasie życia auta i jego pracy, wpisują w koszty, wszystko co wlezie, benzynę, amortyzację auta i inne.
Ja mam działalnośc na ryczałt i co dostaję, ano guzik. Też muszę mieć auto w mojej pracy, bo co towar będę woził na plecach, a wszystkie koszty ponoszę tylko i wyłącznie ja, benzyna, wszelkiego typu naprawy, wogóle cała amortyzacja auta, jest w moich rękach, upssss przepraszam w moim portfelu. I nic nie mogę sobie odpisać. I to jest sprawiedlowość.
Z jednej strony mamy vatowca, który obraca grubą kasą i jeszcze wszystko odpisuje i z drugiej też przedsiębiorcę tylko drobnego, który nie może kompletnie nic odpisać.
jan ostrzyca - 2008-02-08, 13:53
waski napisał/a: | Ja prowadzę działalnośc gospodarczą na własny rachunek i też jestem dymany przez państwo, bo ci którzy są na vacie, biorą auta s kratką, odpisują vat, następnie w czasie życia auta i jego pracy, wpisują w koszty, wszystko co wlezie, benzynę, amortyzację auta i inne.Ja mam działalnośc na ryczałt i co dostaję, ano guzik. Też muszę mieć auto w mojej pracy, bo co towar będę woził na plecach, a wszystkie koszty ponoszę tylko i wyłącznie ja, benzyna, wszelkiego typu naprawy, wogóle cała amortyzacja auta, jest w moich rękach, upssss przepraszam w moim portfelu. I nic nie mogę sobie odpisać. I to jest sprawiedlowość.
Z jednej strony mamy vatowca, który obraca grubą kasą i jeszcze wszystko odpisuje i z drugiej też przedsiębiorcę tylko drobnego, który nie może kompletnie nic odpisać. |
Właśnie o tym piszę w poprzednich postach. Zaraz ktos Ci doradzi żebyś przeszedł na VAT.
laisar - 2008-02-08, 18:30
waski napisał/a: | Ja mam działalnośc na ryczałt i co dostaję, ano guzik |
Nie "guzik", ino właśnie ten ryczałt - a jako bonus większy spokój z księgowością :D
jan napisał/a: | Zaraz ktoś Ci doradzi żebyś przeszedł na VAT. |
Ale z punktu widzenia logiki byłaby to sensowna rada, prawda? (; Skoro "oni" (tu: vat-owcy) mają tak świetnie, to chyba najlepiej byłoby po prostu do "onych" dołączyć...?
Tak samo zresztą w pozostałych sytuacjach - skoro przedsiębiorca ma się tak kosmicznie lepiej niż etatowiec, to dlaczego w rzeczywistości jakoś nie widać powszechnego przechodzenia na własny rachunek?
Cytat: | dentysta-przedsiębiorca i dentysta-etatowiec używają samochodu dokładnie w taki sam sposób i do tego samego celu. W związku z tym preferencje podatkowe [...] |
Jakie preferencje? Przecież de facto nie ma żadnych preferencji - obaj odliczają koszta uzysku: etatowiec zazwyczaj ryczałtowo (chyba że udowodni uzasadnione wyższe), a przedsiębiorca właściwie rzeczywiste.
Chyba że znowu pijesz do jakichś większych podmiotów - spółek, spółdzielni czy co tam jeszcze jest - ale wtedy ja pasuje w dyskusji: "nie moje małpy, nie mój cyrk".
Cytat: | po raz pierwszy słyszę, że podatki służą kompensowaniu jakiegoś ryzyka. |
No to przyjmijmy, że nieco frywolnie użyłem słowa "ryzyko" (; i chodzi o całościowe inne traktowanie podmiotów gospodarczych, a inne osób fizycznych. (Chociaż uważam, że w dużej mierze te różnice wynikają właśnie m.in. z wyważenie ogólnie pojętego ryzyka).
jan ostrzyca - 2008-02-08, 21:00
laisar napisał/a: |
Jakie preferencje? Przecież de facto nie ma żadnych preferencji - obaj odliczają koszta uzysku: etatowiec zazwyczaj ryczałtowo (chyba że udowodni uzasadnione wyższe), a przedsiębiorca właściwie rzeczywiste. |
Otóż obawiam się, że te "rzeczywiste" koszty bywają nieco pompowane. Bo niby skąd w piątkowy wieczór plączą się po mieście nowiutkie pikapy z odstawionymi na wysoki połysk parkami? Są może w pracy?
GeRRaD - 2008-02-08, 21:31
Czasem interesy załatwia się w knajpie lub w łóżku
jan ostrzyca - 2008-02-08, 21:44
GeRRaD napisał/a: | Czasem interesy załatwia się w knajpie lub w łóżku |
Jeśli biega o biznes "towarzyski" to przeważnie tam. Taki n atem przykład alfonso żeczywiście używa bryki do roboty bo musi rozwieść i zwieść swoje towary;)
I tu mi się przypomina powiedzonko starszego chorążego ze studium wojskowego, który mawiał: " wy, panowie studenci jesteście jak małe dzieci, tylko wam wódka i dziwki w głowie..."
laisar - 2008-02-08, 22:36
Cytat: | Otóż obawiam się, że te "rzeczywiste" koszty bywają nieco pompowane. |
Może są pompowane, a może nie są - od tego są kontrole skarbowe żeby sprawdzać, a do wyroku sądowego obowiązuje domniemanie niewinności.
Naiwne? Być może, ale za to zdroworozsądkowe.
Zwłaszcza, że praca na własny rachunek zbyt często splata w sposób trudny do rozliczenia z życiem osobistym. Kiedyś sprawdzałem czy nie warto by przejść na działalność gospodarczą (nie było) i o ile pamiętam koszta np samochodu powinno się odliczać w odpowiedniej części do używania go jako służbowego.
Tyle teoria, ale jak to w praktyce zrobić, kiedy jedziesz z dzieckiem do lekarza, oczekiwanie w kolejce wykorzystujesz żeby załatwić jakieś papiery firmowe w urzędzie trzy ulice dalej, a w drodze powrotnej robisz zakupy domowe i firmowe?
Odpowiedź: niech każdy rozlicza jak chce, a potem przyjdzie walec... znaczy: fiskus - i wyrówna... ;P
piotrres - 2008-02-08, 23:14
[quote="jan ostrzyca"] dogberry napisał/a: | Połowa sprzedawanych w Polsce nowych samochodów jest dla firm.
A przecież dentysta prywatny i etatowy tak samo używają samochodu i do tego samego celu. |
Oj, Janie, czuję się wywołany do tablicy ! Autko mamy "na żonę", nb. stomatologa (pokaż lekarzu co masz w garażu!) nie w spółpracujacego z nfz z przyczyn ideolo
czyli totalnie prywatna inicjatywa, bez mydlenia oczu pacjentom (że "za darmo"). I z tego co wiemto suży rówież do celów służbowych, bo min. podróżują nim prace protetyczne, próbki do sanepidu, dokumentacja, zdjęcia rtg do konsultacji, zaopatrzenie etc. dłuuga lista..... czesto w tedy też robie za woźnicę.
A koszty uzyskania w tym interesie bywają wysokie...
A propos wózków służbowych i logana to widziałem taką oto ofertę:
Logan MCV, cieżarowy 70 KM, Dci, rocznik 2007. KANAPA TYLNA LUZEM. odliczenie podatku VAT
Koleżanki i Koledy! Zapominacie, że żyjecie w Bolanda. A Bolanda to dziwna kraja
P.S.
Jak ktoś będzie "z bólem" w RZ to piszcie śmiało!
[ Dodano: 2008-02-08, 23:28 ]
jan ostrzyca napisał/a: | I tu mi się przypomina powiedzonko starszego chorążego ze studium wojskowego, który mawiał: " wy, panowie studenci jesteście jak małe dzieci, tylko wam wódka i dziwki w głowie..." |
Eee tam Janie a wcale bo nie prawda bo u mnie pułkownik miał takie natręctwo"
"q...wa jedno wam w głowie!" Co z resztą na to samo wychodzi
Ech, kombatanctwo!
P.S.
A ja myślałem, ze jestem ostatnim rocznikiem słuchaczy S.W.!!!!
Pozdr.
st. szer. rez. Piotr-Maria S. "przeznaczony do dalszego przeszkolenia"
_______________________________________________________________
Co kupujemy?
Moja żona stwierdziła wczoraj, że dzisiaj (po 3latach) też wzięłaby Logana tylko lepiej wyposażonego
[ Dodano: 2008-02-08, 23:49 ]
waski napisał/a: | Ja mam działalnośc na ryczałt i co dostaję, ano guzik |
Lenka krzyczy mi zza pleców: to niech kolega przejdzie bodaj "na książkę"
Pozdr.
P-M.S.
GeRRaD - 2008-02-09, 10:09
jan ostrzyca napisał/a: | Jeśli biega o biznes "towarzyski" to przeważnie tam .." |
Załatwia się również duże kontrakty w innych gałęziach usług/przemysłu (pochodź trochę po luksusowych knajpach to zobaczysz nawet w weekendy białe kołnierzyki w mundurkach paplające o prowizjach, stopach zwrotu itp)
Ale ad rem
jan ostrzyca - 2008-02-09, 10:46
GeRRaD napisał/a: | jan ostrzyca napisał/a: | Jeśli biega o biznes "towarzyski" to przeważnie tam .." |
Załatwia się również duże kontrakty w innych gałęziach usług/przemysłu (pochodź trochę po luksusowych knajpach to zobaczysz nawet w weekendy białe kołnierzyki w mundurkach paplające o prowizjach, stopach zwrotu itp)
Ale ad rem |
No, Kolego ale pisałeś też coś o złatwianiu interesów w łóżku...
GeRRaD - 2008-02-09, 11:51
Tam również, ale to nie to forum na rozwijanie tematu
jan ostrzyca - 2008-02-09, 13:23
Ponieważ dyskusja rozwija się w wątkach pobocznych (również za moją sprawą) podam konkret, na którym opieram przekonanie, że znaczna część samochodów " firmowych" nie ma nic wspólnego z dzialnością gospodarczą właścicieli i służy jedynie wycyganieniu pewnych korzyści podatkowych.
Otóż, kilka lat temu sprzedaż nowych pikapów w Polsce liczona była po kilkadziesiat sztuk rocznie a większe zamówienia składały specjalistyczne firmy typu Lasy Państwowe.
Wnoszę więc, że taka liczba pikapów była wtedy firmom naprawdę potrzebna.
Obecnie gwałtownie rośnie sprzedaż pikapów. Zbiega się to (przypadkiem zapewne) z wymiernymi korzyściami podatkowymi jakie firmy mają w związku zakupem takiego wozu.
Więc albo nagle tysiące firm odkryło, że koniecznie potrzebuje wozu typowo rolniczego (takiego nowego tarpana) albo kieruje się względami podatkowymi a samochody nie mają nic wspólnego z działalnością firmy.
laisar - 2008-02-09, 16:00
Cytat: | przekonanie, że znaczna część samochodów " firmowych" nie ma nic wspólnego z dzialnością gospodarczą właścicieli i służy jedynie wycyganieniu pewnych korzyści podatkowych |
Może się powtórzę, ale od oceny czy nastąpiło "wycyganienie" to są odpowiednie służby i sąd - a jeśli masz jakieś faktyczne przesłanki do podejrzewania, że nastąpiło przestępstwo, to złożenie zawiadomienia jest właściwie nawet obywatelskim obowiązkiem...
Cytat: | tysiące firm [...] kieruje się względami podatkowymi a samochody nie mają nic wspólnego z działalnością firmy |
Jeśli dzieje się to zgodnie z przepisami (nawet jeśli intencja przepisów była inna) to są w prawie. Jak niezgodnie - patrz wyżej.
GeRRaD - 2008-02-09, 17:21
Ale patrząc z dugiej strony, czy mając możliwość skorzystania z preferencji podatkowych nie skorzystalibyśmy z nich. Polak potrafi Jeden Polak mysli jakby drugiemu zabrać i vice versa
waski - 2008-02-09, 19:22
Żeby przejść na vat to trzeba mieć obroty, ja ich niestety nie mam, aż takich, żeby być na vacie.
Ale mam wielu znajomych co prowadzą hurtownie, i mówili że bycie na vacie to niejest taki miód, jak się wydaje, że wszystko można odliczyć od kosztów. W sumie tak włąsnie jest, ale chdzi o to że jest masa papierkowej roboty w każdym miesiącu.
A jak ktoś wyżej napisał żeby przejść na książkę. Otóż nie ma takiej formy opodatkowania, albo się jest na ryczałcie, albo na zasadach ogólnych, albo vacik.
Po drugie chciałem się jeszcze wypłakać, że nasz kraj jest chory, a rządzący to zwykłe pasożyty, które wszędzie szukają kasy.
Podam mały przykład z własnego podwórka, a mianowicie, osoby prowadzące działalność w skandynawii, handlujące na bazarach nie płacą żadnych opłat, bo czemu mają to robić w końcu od swojej działalności płacą podatek. A teraz przykład z Polski, ano nie ma czegoś takiego, płacisz podatki płać jak dotychczas, ale za stanie na bazarze będziesz dalej płacił do końca życia. A tak dla przykładu podam że za niedzielę na giełdzie samochodowej w mysłowicach, muszę zapłacić 35 zł za wjazd samochodem, nieważne że nie sprzedaję auta, tylko przyjechałem się rozpakować, następnie przychodzą pasożyty i kasują 60zł za dwu metrowy stolik, ja ich rozkładam trzy. Czyli podsumowując 215zł kosztuje mnie ta impreza za samą niedzielę.
Wiec niech mi ktoś powie jak można przy takich opłatach przejśc na vat, oczywiście to był przykład najdroższego dnia, a jeszcze zostało sześć dni.
Krótko mówiąc w tym kraju nie da się żyć, rząd wyciąga tylko swoje śmierdzące łapska po naszą kasę i niedaje nam godziwie żyć.
jan ostrzyca - 2008-02-10, 13:29
laisar napisał/a: | Cytat: | przekonanie, że znaczna część samochodów " firmowych" nie ma nic wspólnego z dzialnością gospodarczą właścicieli i służy jedynie wycyganieniu pewnych korzyści podatkowych |
Może się powtórzę, ale od oceny czy nastąpiło "wycyganienie" to są odpowiednie służby i sąd - a jeśli masz jakieś faktyczne przesłanki do podejrzewania, że nastąpiło przestępstwo, to złożenie zawiadomienia jest właściwie nawet obywatelskim obowiązkiem...
Cytat: | tysiące firm [...] kieruje się względami podatkowymi a samochody nie mają nic wspólnego z działalnością firmy |
Jeśli dzieje się to zgodnie z przepisami (nawet jeśli intencja przepisów była inna) to są w prawie. Jak niezgodnie - patrz wyżej. |
Ja nie jestem "służby i sądy". Ale wystarczy poczytać prasę żeby zauważyć, że nikt, nawet żartem, nie twierdzi, gwałtowny wzrost rynku pojazdów dla farmera czy leśnika wynika z potrzeb firm. Przeciwnie, auta reklamowane są jako wozy dla prezesa i wszędzie podreślana możliwość pełnego odpisu VAT.
Money.pl:"... Polacy coraz częściej i coraz chętniej kupują pick-upy. Zdaniem ekspertów powodem są korzyści podatkowe, jakie można przy kupnie takich aut osiągnąć."
Gazeta Prawna 02.08.2007r. : " Sprzedaż luksusowych samochodów typu pick-up gwałtownie rośnie od początku roku. Zdaniem ekspertów ta tendencja wynika z tego, że przy kupnie takich pojazdów można zaoszczędzić na podatkach. Choć oszczędności dotyczą podatku dochodowego i VAT dla aut firmowych, powszechne jest ich prywatne wykorzystanie. "
A jednak pośrednio przyznaję Ci rację. Otóż, jeśli w wyniku jednej zmiany przepisów nagle w sposób sztuczny powstaje rynek na jakieś produkty, których zakup jest dodatkowo wspierany przez państwo, należało by zapytać: "Kto miał w tym interes? Kto na tym zarobił?"
Samar 2007: " w Polsce do końca czerwca 2007 r. sprzedały się 2252 pick-upy. Dla porównania, w analogicznym okresie 2006 roku sprzedało się blisko trzy razy mniej pick-upów (778 sztuk). Po II kwartale niekwestionowanym liderem był Nissan, który sprzedał 982 samochody tego typu. Na drugiej pozycji uplasowała się Toyota (707 aut), na trzeciej Mitsubishi, z modelem L200 (451 aut)."
Policzmy więc wspólnie: ok. 5000 (sprzedanych w 2007 pickupów) razy 120.000 zł ( średnia cena auta) daje 600.000.000 zł. I to wszystko dzięki akcji w stylu "gazety lub czasopisma..." A teraz odliczmy od tego VAT...
Dla przypomnienia: jednym z twórców prawnego obowiązku używania zestawów głośno mówiących był poseł (bodaj z PO), który był wówczas (przypadkiem) importerem tego sprzętu do Polski.
Reczpospolita z 1998.05.22: "Poseł Karol Działoszyński z Unii Wolności, na wniosek którego Sejm uchwalił nakaz korzystania z zestawu głośno mówiącego podczas rozmowy przez telefon komórkowy w czasie jazdy samochodem, posiada spółkę zajmującą się m. in. handlem takiego typu urządzeniami. Firma Działoszyńskiego sprzedaje kilkaset urządzeń głośno mówiących różnego typu miesięcznie. Poseł uważa, że na uchwaleniu nakazu nie zarobił."
jurek - 2008-02-10, 21:07
to nie wiesz Janie, ze wiekszosc firm doklada do interesu? jesli inwestuja uczciwie zarobione pieniadze, to nic nikomu do tego, moim zdaniem, bo przy okazji daja tez zarobic innym. a kazda poprawa koniunktury jest tez korzystna w jakims stopniu dla Kowalskiego. pozdr
jan ostrzyca - 2008-02-11, 06:38
jurek napisał/a: | to nie wiesz Janie, ze wiekszosc firm doklada do interesu? jesli inwestuja uczciwie zarobione pieniadze, to nic nikomu do tego, moim zdaniem, bo przy okazji daja tez zarobic innym. a kazda poprawa koniunktury jest tez korzystna w jakims stopniu dla Kowalskiego. pozdr |
Dokładają? A z czego? Z oszczędności? A może sprzedają żony i dzieci? Tu Ci odpowiem językiem, który już słyszałem na forum: "niech zamkną firmy i się nie męczą"
Inwestują pieniądze? Z cytownej prasówki wynika, że zakupy luksusowych pickupów to nie żadna inwestycja tylko ucieczka przed podatkami.
Każda poprawa koniunktury jest dobra? Może. Ale nie wtedy kiedy rynek na jakiś towar tworzy jednym podpisem urzędnik i to pewnie nie najwyższego szczebla. Jednak, "na początku było słowo". Jak to się ma do konkurencji, rynku itp.
Następnym razem ktoś wpadnie na pomysł, żeby dawać pełne odpisy na fortepiany.
I nagle pojawił się kolejny mit (propaganda, kłamstwo a może jednak prawda) dotyczący przedsiebiorców. Otóż, podobno: "wiekszość firm doklada do interesu".
Jeśli tak jest, to bardzo niedobrze. Jak wcześniej pisałem przedsiębiorca jest od zarabiania pieniędzy. Jeśli nie zarabia albo traci, to znaczy, że słaby z niego przedsiebiorca albo kanciarz, który ukrywa prawdziwe dochody. I tak źle i tak niedobrze.
A efekt tych zabaw słownych jest taki, większość przedsiębiorców żyje w przeświadczeniu, że nie tylko coś DAJĄ ale wręcz na tym TRACĄ. Dziwne, takie polskie Matki Teresy.
jurek - 2008-02-11, 08:58
widze, ze aluzji Ty nie ponial. rzecz jasna , jak firma nie osiaga zysku to sie ja zamyka. ale nie u nas. wykazuje sie czesto straty, i majestacie prawa handluje sie zadluzonymi spolkami. tez wiadomo po co. pozdr
ian - 2008-02-11, 09:24
Z własnego doświadczenia: żeby mieć własną działalność gospodarczą trzeba najprzód mieć kasę, i to całkiem sporą. W zeszłym roku myślałem o własnej firmie, ale żeby ją założyć musiałem najprzód udokumentować posiadanie minimum 50 tysięcy złotych kapitału początkowego w formie zabezpieczenia.
Wszystkie formy wsparcia finansowego oferowane w naszym kraju to protezy (np. bezzwrotna pożyczka finansowa ze środków PUP, 13 tysięcy to zdecydowanie za mało na uruchomienie własnego biznesu).
Jak taki biznes utrzymać, czyli wyjść na swoje (minimum 1500 złp czystego zysku miesięcznie, znam prywatnych przedsiębiorców, gdzie ten czysty zysk jest znacznie mniejszy) po odliczeniu wszystkich kosztów związanych z prowadzeniem działalności, i opłaceniem haraczu podatkowo-ubezpieczeniowego? Człowiek po prostu wypluwa płuca, i serca, pracując po 10-12 godzin dziennie, by zdobyć potrzebne zlecenia (tu się zgadzam: kobiety potrafią w zdecydowanie przyjemniejszy sposób zdobywać znacznie większą gotówkę nawet na własna firmę). Pamiętać też trzeba o systematycznych kontrolach Urzędu Skarbowego, który opiera się na stale zmieniających się ministerialnych wykładniach przepisów podatkowych (autentyczne).
Ja pracowałem w firmie prywatnej, gdzie z każdych zarobionych przez siebie 800 złotych brutto, otrzymywałem netto, czyli na rękę nie więcej niż 320 złotych. Reszta to haracz na podatki, i ubezpieczenia. Realizowałem zlecenia dla firm zewnętrznych, w ciągu roku podpisywałem nawet do 8 umów, i każda z nich MUSIAŁA być oskładkowana, i opodatkowana. Kto to wymyślił? W Polsce odechciewa się po prostu pracować uczciwie.
Na koniec: rozmawiałem z przedstawicielami salonów Toyoty, Volkswagena, i Volvo. Im sprzedaż napędzają firmy, w VW nawet 80 % sprzedanych rocznie samochodów to pojazdy rejestrowane na zakłady pracy. W Toyocie sprzedaż modelu Yaris też jest napędzana przez firmy, to bardzo popularny model wśród przedsiębiorców. Takie mało reprezentacyjne, i mało pojemne maleństwo... Ale jak masz kasę to od kupienia Volvo odliczysz np. 20 tysięcy złotych...
jan ostrzyca - 2008-02-11, 10:27
A czy ja piszę, że przesiębiorcom jest łatwo?
Piszę, że jednym machnięciem długopisu można stworzyć lub skasować spory sektor rynku i przy tym nieźle zarobić.
laisar - 2008-02-11, 13:24
Cytat: | A czy ja piszę, że przesiębiorcom jest łatwo? |
No właściwie tak - skoro twierdzisz, że mają jakieś "preferencje podatkowe" (a które tak naprawdę nie istnieją)...
***
Aha, przypomniało mi się, co miałem na myśli pisząc o większym ryzyku przedsiębiorcy względem etatowca: np ten ostatni odpowiada za swoje błędy do wysokości bodajże trzykrotnej pensji, a przedsiębiorca - całym majątkiem...
jan ostrzyca - 2008-02-11, 13:28
laisar napisał/a: | Cytat: | A czy ja piszę, że przesiębiorcom jest łatwo? |
No właściwie tak - skoro twierdzisz, że mają jakieś "preferencje podatkowe" (a które tak naprawdę nie istnieją)...
***
Aha, przypomniało mi się, co miałem na myśli pisząc o większym ryzyku przedsiębiorcy względem etatowca: np ten ostatni odpowiada za swoje błędy do wysokości bodajże trzykrotnej pensji, a przedsiębiorca - całym majątkiem... |
Jeżeli opisane wyżej ulgi wynikające z zakupu pickupa to nie są wg Ciebie "preferencje" to nie wiem co o tym myśleć. Może wg Ciebie są to obciążenia? Jezu, może jeszcze ktoś zmusza firmy do kupowania "tarpanów"? Toż to wyzysk!
"Łatwość" lub "ciężkość" życia, podobnie jak "ryzyko" nie ma nic wspólnego z wymiarem podatków.
laisar - 2008-02-11, 13:42
Cytat: | żeby mieć własną działalność gospodarczą trzeba najprzód mieć kasę, i to całkiem sporą. W zeszłym roku myślałem o własnej firmie, ale żeby ją założyć musiałem najprzód udokumentować posiadanie minimum 50 tysięcy złotych kapitału początkowego w formie zabezpieczenia. |
Wszystko zależy od branży i wybranej formy firmy, prawda? Masa przedsiębiorców - a z przywołanych na początku przez Jana przykładów (dentysta, radca prawny, księgowy, architekt, fryzjer, hydraulik) pewnie nawet znaczna większość - to przecież jednoosobowa działalność gospodarcza, nie wymagająca praktycznie żadnego kapitału zakładowego.
Choć faktycznie można dyskutować czy tak wysoki próg w przypadku innych form działalności jest słuszny czy nie - ale to ja akurat spasuje w dyskusji, bo nie czuję się kompetentny, a fachowcy mają podzielone zdania...
[ Dodano: 2008-02-11, 14:19 ]
Cytat: | Jeżeli opisane wyżej ulgi wynikające z zakupu pickupa to nie są wg Ciebie "preferencje" |
Nie chodzi o moje zdanie, tylko o zdanie prawa, prawda? A zdaje się że wg niego to nie są ani "ulgi", ani "preferencje", tylko taki a nie inny sposób rozliczania kosztów...
[ Dodano: 2008-02-11, 14:21 ]
Cytat: | "ryzyko" nie ma nic wspólnego z wymiarem podatków |
Bezpośrednio może nie, ale ryzyko wpływa na koszty, a te już bezpośrednio na "wymiar" (;
jan ostrzyca - 2008-02-11, 15:21
laisar napisał/a: |
Nie chodzi o moje zdanie, tylko o zdanie prawa, prawda? A zdaje się że wg niego to nie są ani "ulgi", ani "preferencje", tylko taki a nie inny sposób rozliczania kosztów... |
A co to jest "zdanie prawa"? Zresztą gdzie dwóch prawników tam trzy zdania...
Charakter zjawiska czy rzeczy należy oceniać po jego cechach a nie nazwie (np. pracoDAWCA).
Dotyczy to również podatków, jeśli system czy sposób rozliczania podatków jest ulgowy (czyli tańszy, łatwiejszy) dla niektórych (tych, ktrych akurat preferuje) podatników to znaczy, że w tym systemie zawarte są ulgi i preferencje, choćby nawet nazywały się inaczej.
laisar - 2008-02-11, 15:34
Cytat: | Charakter zjawiska czy rzeczy należy oceniać po jego cechach a nie nazwie |
O, czyżby? Czyli jednak to nie słowo było na początku - jako prosty człek cieszę się, że ustaliliśmy prymat faktów nad beblaniem (;
Cytat: | jeśli system czy sposób rozliczania podatków jest ulgowy [...] dla niektórych [...] podatników |
Znaczy, Twoim zdaniem system podatkowy w PL preferuje przedsiębiorców względem osób fizycznych i należałoby ich wszystkich zrównać, tak? Skoro etatowiec nie może wliczyć czynszu do kosztów, to i firma też nie powinna móc?
[ Dodano: 2008-02-11, 15:41 ]
Cytat: | A co to jest "zdanie prawa"? |
Przepis.
Cytat: | Zresztą gdzie dwóch prawników tam trzy zdania... |
A to już odrębna kwestia, ale dotycząca implementacji, a nie idei.
jurek - 2008-02-11, 20:37
jesli chodzi o rownosc podmiotow, to zauwazcie- sklepik dziupla, kiosk ruchu, taksowka, fryzjer to nie wiem bo sie strzyge sam z wlosow, a zkasy mnie strzyze malzonka - sa tam kasy fiskalne. natomiast gabinety dentystyczne i prywatna praktyka lekarska -bez kasy. a przelatuje tam czesto gruba kasa. pozdr
laisar - 2008-02-11, 21:07
Cytat: | kasy fiskalne. natomiast gabinety dentystyczne i prywatna praktyka lekarska -bez kasy |
Zawsze wiedziałem, że jestem pechowcem - mój dentysta ma kasę fiskalną. Może bym coś oszczędził jak by nie miał? <;
A serio: przecież to zależy po pierwsze od rodzaju działalności, a po drugie od przychodów - większość przedsiębiorstw i tak musi przejść na kasy powyżej pewnego progu przychodów (np co roku słychać lamentujących taksówkarzy...).
[ Dodano: 2008-02-12, 13:29 ]
Cytat: | Tak więc cichoDAJKA rzeczywiście cos daje w przeciwieństwie do wiesz kogo... |
No dobrze, to rozprawmy się w końcu i z tym "dawaniem"... (;
Czasownik "dać" kompletnie nic nie mówi nt darmowości, a jedynie o neutralnej znaczeniowo zmianie "posiadacza" pewnej "rzeczy".
Argument pierwszy - z autorytetu:
Cytat: | http://sjp.pwn.pl/haslo.php?id=2507767
pracodawca «osoba lub instytucja zatrudniająca kogoś na określonych umową warunkach» |
Cytat: | http://sjp.pwn.pl/lista.php?co=dawanie
dać — dawać
1. «przekazać komuś rzecz, którą się posiada lub rozporządza»
2. «podać komuś coś»
3. «użyczyć czegoś, udostępnić coś»
4. «udzielić czegoś»
5. «powierzyć komuś jakąś pracę, jakieś stanowisko»
6. «oddać coś do opracowania, naprawy itp.»
7. «zapłacić za coś»
8. «dostarczyć coś, przysporzyć czegoś»
9. «zorganizować coś»
10. «poświęcić, ofiarować»
11. «wystawić na scenie, wystąpić z czymś publicznie»
12. «dodać lub włożyć coś do czegoś»
13. «pozwolić na coś»
14. «wykonać coś»
15. pot. «skierować, umieścić kogoś gdzieś»
16. pot. «uderzyć kogoś»
17. pot. «o mrozie, deszczu: wystąpić z niezwykłą intensywnością»
18. wulg. «o kobiecie: odbyć stosunek płciowy» |
To oczywiście stan opisowy, a nie deklaratywny - no i nie dla wszystkich SJP jest jakimkolwiek autorytetem <;
Dlatego drugi argument jest z życia: porównanie definicji słownikowych z realnym światem otaczającym - w tym zdaniem przepytanych przeze mnie znajomych (pewnie, że żadna próbka statystyczna, chociaż starałem się jak mogłem (; ) - świadczy o jednym: prawie nikt nie używa słowa "pracodawca" w takim znaczeniu jak Ty, Janie.
I piszę "prawie" jedynie z ostrożności, bo na 20 osób jedna uznała, że "coś w tym jest" - reszta mniej lub bardziej kulturalnie dała wyraz swemu zdziwieniu moimi sugestiami ("pogięło cię?" <: ).
Ergo: podtrzymam swoją tezę o prawdziwości słowa "pracodawca" i wysunę wniosek, że jak to często bywa z kwestionowaniem norm, mówi ono więcej o kwestionującym niż o normie. Być może faktycznie masz powody, by mieć takie kiepskie zdanie nt pracodawców, niemniej jednak wydaje mi się, że w kwestii samego słowa to stanowczo przesadne czepialstwo.
Ale oczywiście masz do niego pełne prawo... (;
ZeneC - 2008-02-13, 06:48
Witam Czcigodnych Dyskutantów!
Wywoływany jestem niczym wilk z lasu...
Wątek tu niejeden, pogmatwanie niemałe, i nerwy trochę poszarpane, że państwowy aparat tak niesprawiedliwy dla obywatela.... Ale kto by inny, jak nie sam Jan Ostrzyca, zawiązał tu diabłu supeł na ogonie i gra mu do tańca na organach .
Wróćmy do początku. Dogberry słusznie przywołał fakt, że połowa sprzedawanych w Polsce nowych samochodów jest dla firm. Dla osób prywatnych korzyści z zakupu nowego samochodu są jego zdaniem jakoby niewielkie – jest nowy, ma gwarancję i nic więcej... Tu kolega trochę uprościł sprawę, bo skoro te fakty, to niewiele, a nie ma ponadto specjalnych ekonomicznych/podatkowych korzyści przy zakupie nowego, to jak to się dzieje, że jednak ową drugą połowę nowych samochodów kupują osoby prywatne?
Ale czasu na taką refleksję już nie było, bo Jan odgrzał swój stary kotlet ideologiczny i rzucił nam na pożarcie, pisząc:
O to, to racja. Dentysta, radca prawny, księgowy, architekt, fryzjer, hydraulik itp na własnym rozrachunku ma preferencje podatkowe przy zakupie auta a taka sam aosoba na etacie nie ma ulg.
A przecież dentysta prywatny i etatowy tak samo używają samochodu i do tego samego celu.
I oto jest pierwsza brednia w tym temacie, a właściwie dwie!
Po pierwsze, dentysta – przedsiębiorca i dentysta jako lekarz na etacie to dwa różne stany zawodowe . Czynności stricte lecznicze wykonują te same, ale każdy z nich działa przecież w innym kształcie organizacyjnym. Dentysta na etacie pracuje osiem godzin, obsługuje dziennie określoną tzw. numerkami liczbę pacjentów, nie martwi się o zaopatrzenie swojego gabinetu, nie martwi się o swoje sprawy kadrowe i podatkowe, bo od tego są odpowiednie osoby w przychodni czy klinice. Gdy wraca do domu może zapomnieć o gabinecie, nie obchodzi go, kto tam posprząta, kto uzupełni zapasy środków leczniczych, kto otworzy gabinet, kto zapłaci faktury za prąd, śmieci, wodę i kanalizację, centralne ogrzewanie, kto zarejestruje pacjentów, przygotuje karty, przygotuje dokumentację rozliczeniową do NFZ-u etc.
Po drugie, nieprawdą jest że obaj dentyści z tego przykładu używają samochodu do tego samego celu . Dentysta na etacie dojeżdża zapewne swoim samochodem do pracy, jeździ na zakupy, do kina, w odwiedziny, na urlop etc. Dentysta prowadzący działalność - również, ale przede wszystkim jeździ do ZUS, US, NFZ, banku, biura rachunkowego, różnych hurtowni, - aby zaopatrzyć swoją firmę we wszystko, co jest niezbędne i dopełnić wszelkich formalności. Przebiegi aut do użytku zawodowego są wielokrotnie wyższe. Dentysta na etacie zwykle nie musi dojeżdżać do pracy samochodem, może pociągiem, autobusem, tramwajem, w Lublinie także trolejbusem, ale jeździ, bo lubi wygodę. Tymczasem dentysta-przedsiębiorca bez samochodu nie podoła. I to dla niego samochód jest jednym z narzędzi pracy, a nie dla etatowca. Jak więc można mówić, że obaj używają samochodu do tego samego celu? To druga brednia w tym temacie.
Idźmy dalej. Laisar bardzo przytomnie zauważył, że porównując te dwa przypadki trzeba mieć na uwadze, że przedsiębiorca ponosi całe ryzyko prowadzenia działalności gospodarczej własnego biznesu – i stąd preferencje podatkowe. Wolałbym tu zamiast słowa „preferencje” słowo „korzyści”, ale pomińmy to na razie.
Jan w tym momencie dorzucił do pieca, że hej – postawił znak równości pomiędzy ryzykiem prowadzenia własnej działalności a ryzykiem utraty pracy przez pracownika.
Takie samo „ryzyko” dotyka etatowców, bo mogą ich zwolnić.
I tu jest brednia trzecia. To zupełnie inne ryzyka i w ogóle powinny być porównywane w dwóch różnych skalach. Dziwię się Janie, że jako zagorzały orędownik nowoczesnego socjalizmu nie bierzesz pod uwagę chociażby kosztów społecznych zestawiając w jednej parze te dwa czarne scenariusze.
Laisar w tej krótkiej polemice pięknie się obronił przed szturmem Jana, ale drobną rzecz muszę skorygować z jego puenty w tym momencie dyskusji. Faktem jest, że każdy może założyć działalność gospodarczą, ale nie każdy etatowiec może przejść na tzw. samozatrudnienie w danej firmie. Z różnych względów, ale nie czas i miejsce by teraz tu o tym mówić.
Laisar, idąc rozsądnym, przemyślanym tropem wprowadził do dyskusji na tym etapie dwa pojęcia – pracodawcy i pracobiorcy.
Te pojęcia zadziałały na Jana jak płachta na byka. No i zaczęła się łajanka etymologiczna – a kto to pracodawca?, a kto to pracobiorca?, to głupawa nomenklatura cwaniaków przedsiębiorców itd. itd. No, no – niezła to była tyrada Jana, co prawda w końcówce w klimacie ogródka piwnego („i teraz drą ryje, bo DAJĄ pracę za 1 tys. zł”).
Emocje emocjami, ale odnotujmy dla formalności, że mamy tu kolejną brednię „gorącego” Jana.
Janie Drogi, rzecz jest prosta – żeby coś dać, trzeba to coś najpierw mieć. Jeżeli przedsiębiorca chce zaoferować pracę – musi stworzyć warunki do jej wykonywania. Gdy znajdzie się ktoś chętny do pracy – musi powstać pewien układ, nazywany formalnie stosunkiem pracy. Do tanga trzeba dwojga, prawda? I w ramach tego stosunku przedsiębiorca staje się pracodawcą , bo powierza – czyli: d a j e - określone zadania do wykonania i jednocześnie nakłada pewne obowiązki, a pracownik w ramach tego stosunku pracy podejmuje je i wykonuje, poświęca swój czas, siły i zdolności w zamian za umówione wynagrodzenie. I tu Janie masz rację, mówiąc, że pracobiorca PRACUJE za wynagrodzenie.
Mówisz Janie, że pracobiorca daje firmie coś, czego ona potrzebuje. Tylko w intuicyjnym odczuciu. Bo przecież pracownik w większości przypadków wytwarza zawsze coś z wykorzystaniem majątku firmy (ma do użytku lokal, maszyny, urządzenia, narzędzia, surowce), a nie wytwarza coś z niczego, z samej pracy rąk i umysłu.
Zupełnie inaczej rzecz wygląda, gdy w miejsce pracownika stanie inne firma, wtedy istotnie to ta firma daje tej pierwszej coś, co ona potrzebuje, bo daje zwykle pełen umówiony produkt czy usługę, ale nie ma wtedy już stosunku pracy, tylko umowa kontraktowa między firmami.
Wywody Jana na temat pracodawcy i pracobiorcy to jedna wielka rzeka ironii. Ale w tym szaleństwie jest jedna nutka sensu teoretycznego. Otóż niekiedy pracodawcą jest osoba fizyczna lub prawna świadcząca bezpośrednio pracę na rzecz innej osoby, pobierająca za to określone wynagrodzenie. Ale jest to pojęcie pracodawcy w sensie ekonomicznym i można je zilustrować głównie na przykładzie prostej pracy wykonywanej w ramach tzw. wolnych zawodów, np. artysta, przedstawiający jednoosobowo skecz. Natomiast w ujęciu formalno-prawnym a także potocznym pracodawca to osoba fizyczna lub prawna, a także inna tzw. jednostka organizacyjna nie posiadająca osobowości prawnej, która spełniając określone wymogi prawne i społeczne, zatrudnia pracowników. Warto przywołać tu fragment definicji z Wikipedii:
Istotą stosunku pracy jest zobowiązanie się pracownika do wykonywania pracy określonego rodzaju na rzecz pracodawcy i pod jego kierownictwem, w miejscu i czasie wyznaczonym przez pracodawcę, w zamian za umówione wynagrodzenie. Ponadto zasadniczą cechą stosunku pracy jest ponoszenie ryzyka gospodarczego przez pracodawcę (ryzyko to nie może być przerzucane na pracownika w żaden sposób) oraz zasada trwałości stosunku pracy.
Nie można po prostu mieszać tych definicji, a tak wyszło u Czcigodnego Jana z Lublina.
Czas może na mały komplement. Zgadzam się z Janem, że nazewnictwo jest ważne i często sprawą kluczową. Koniec komplementu.
Koniec, bo dalej dał Jan przykład rozbrajający mnie do bólu – jakoby ryzyko utraty pracy przez kasjerkę z Biedronki było przytłaczająco większe niż ryzyku biznesowe upadku spółki.
W przypadku spółki to co najwyżej właściciele i zarząd nieco zbiednieją – powiada Jan. A nie pomyślałeś Drogi Socjalisto, Obrońco Uciśnionych i Wyzyskiwanych Pracowników o losie pracowników tej spółki, którzy polecą na bruk ? To już nie będzie jedna osoba, kasjerka czy sekretarka.
Pozwolę sobie jeszcze na pewną a dygresję odnośnie pracodawców. W połowie stycznia odbył się w Polsce pierwszy Kongres Pracodawców Polskich. W pokłosiu dyskusji trafiłem na taki oto głos. W Polsce nie można traktować zamiennie pojęć pracodawca i przedsiębiorca.
Każdy początkujący przedsiębiorca boryka się z problemem niewielkich zasobów kapitałowych (finansowych). Dlatego też wsparcie dotacją na początku często decyduje o powodzeniu biznesu. I był kiedyś program dotacyjny wspierający zatrudnienie skierowany do pracodawców z atrakcyjną ofertą dotacyjną. Oprócz doświadczonych i zatrudniających po kilka, kilkadziesiąt osób zgłosiło się także kilku początkujących przedsiębiorców. Niektórzy już zakupili pewne aktywa, ale potrzebowali jeszcze trochę wsparcia, aby te aktywa zaczęły pracować. Szansa stworzenia kilku nowych miejsc pracy też nie była bez znaczenia.
Wszystko utknęło na definicji słowa pracodawca. Pracodawca, czyli ktoś kto daje pracę - zatrudnia pracowników - chociażby jednego pracownika na 1/2 etatu. Zatrudnianie na umowę zlecenie, czy o dzieło nie czyni przedsiębiorcę pracodawcą. Przedsiębiorcy, ale jeszcze nie pracodawcy odeszli z kwitkiem.
No proszę, a mówi się tak często przy różnych okazjach, że trzon gospodarki powinny stanowić firmy małe i średnie, że państwo, rząd dba szczególnie o ich rozwój etc.
Co samochodów firmowych poruszających się w dni i w pory wolne od pracy, to jest swobodna decyzja wielu przedsiębiorców. Oczywistym jest, że kosztu paliwa na wyjazdy prywatne nie można uwzględniać jako kosztu działalności firmy. Bywa z tym faktem chyba podobnie, jak ze ścisłym przestrzeganiem ograniczeń prędkości na drogach...Ale nie można sugerować, że samochody z kratką nie powinny np. poruszać się w weekendy po drogach... Chyba, że z ducha jest się komisarzem ludowym ...
I jeszcze jeden wniosek ogólny. Ta dyskusja stała się męcząca między innymi z uwagi na mieszanie pojęć. Raz po raz mówi się o preferencjach podatkowych dając za przykład zwykłe składniki kosztów firmy w ramach obowiązującego systemu podatkowego. Nie można też traktować na równi Jana Kowalskiego i Jana Kowalskiego jako przedsiębiorcę. Natomiast w obrębie podmiotów gospodarczych każdy ma jakieś możliwości wyboru systemu rozliczeń podatkowych i wynikających stąd korzyści, ale i czasami ograniczeń. I tu drobna uwaga do Wąskiego, który powiedział: „ktoś wyżej napisał żeby przejść na książkę. Otóż nie ma takiej formy opodatkowania, albo się jest na ryczałcie, albo na zasadach ogólnych, albo vacik. nie ma takiej formy opodatkowania, albo się jest na ryczałcie, albo na zasadach ogólnych, albo vacik”. Otóż nie – właśnie na zasadach ogólnych można rozliczać się w oparciu o książkę przychodów i rozchodów.
Rozpisałem się obszernie, niektórzy już śpią od kwadransa przy tej lekturze, ale miałem w sobie zaszczepiony przez Jana impoeratyw...
Przedsiębiorcom i pracodawcom życzę powodzenia w biznesach, a wszystkim zdrowia i optymizmu.
I chyba sobie odpocznę ze dwa dni. I niech tam Jan zgrzyta zębami – na krótki urlop pojadę samochodem firmowym .
jan ostrzyca - 2008-02-13, 09:34
W przeddzień Olimpiady pozwolę sobie zauważyć, że akcja ZeneCa jest odrobinę niesportowa. Tak jakby w czasie maratonu, tuż przed metą, do stawki dołączył nowy, wypoczęty zawodnik podczas gdy pozostali już się nieźle wybiegali.
Przyznam, że byłem prawie pewien poparcia ZeneCa przynajmniej w jednej sprawie. Otóż, wolnorynkowy ZeneC ("zdrowa ryba... itd") powinien poprzeć mnie całym sobą
w mojej żywiołowej niezgodzie na to żeby urzędnicy MF jednym pociągnięciem długopisa tworzyli lub likwidowali sałe sektory rynku. Dotyczy nagłego m.in. utworzenia rynku pickupów, którego wartość wynosi ok 500-600 mln zł, a który bez (bezinetresownego zapewne) wsparcia MF był trzy-czterokrotnie mniejszy...
Zresztą, to nie jedyny przykład tworzenia prawa jakby pod konkretne potrzeby...
W gruncie rzeczy do tego sprowadza się cała dyskusja. Co Koledzy skrzętnie pomijają, wytykając mi prawdziwe bądź wyimaginowane brednie.
Co do "bredni:
"Jeżeli przedsiębiorca chce zaoferować pracę..."
Przedsiębiorca niczego nie "oferuje". Przedsiębiorca działa wyłącznie w celu osiągnięcia zysku a pracownikom płaci za wykonaną pracę.
"Mówisz Janie, że pracobiorca daje firmie coś, czego ona potrzebuje. Tylko w intuicyjnym odczuciu..."
To dlaczego przesiębiorcy narzekają na brak rąk do pracy? Może tez "intuicyjnie" czują, że figę zarobią bez pracownika.
"A nie pomyślałeś Drogi Socjalisto, Obrońco Uciśnionych i Wyzyskiwanych Pracowników o losie pracowników tej spółki, którzy polecą na bruk ? To już nie będzie jedna osoba, kasjerka czy sekretarka."
Pomyśłałem, ale to chyba jasne, że osługa spółki jedzie na tym samym wózku co robole? Oni też lecą na bruk, a przedsiebiorca (niezależnie od formy organizacyjnej) tylko zbiednieje. Może szkoda, że szparki sekretarki uważają się za lepszy gatunek pracownika...
" Co samochodów firmowych poruszających się w dni i w pory wolne od pracy, to jest swobodna decyzja wielu przedsiębiorców. ... Chyba, że z ducha jest się komisarzem ludowym"
No to pewnie komisarze ludowi zasiadają też w redakcjach pism i portali biznesowych, skoro piszą, że "służbowe" auta sa wykorzystywane do celów prywatnych.
Gazeta Prawna 02.08.2007r. : " Sprzedaż luksusowych samochodów typu pick-up gwałtownie rośnie od początku roku. Zdaniem ekspertów ta tendencja wynika z tego, że przy kupnie takich pojazdów można zaoszczędzić na podatkach. Choć oszczędności dotyczą podatku dochodowego i VAT dla aut firmowych, powszechne jest ich prywatne wykorzystanie. "
Bądź czujny! Komuniści sa wszędzie!
[ Dodano: 2008-02-13, 09:39 ]
laisar napisał/a: | kasy fiskalne. natomiast gabinety dentystyczne i prywatna praktyka lekarska -bez kasy |
Zawsze wiedziałem, że jestem pechowcem - mój dentysta ma kasę fiskalną. Może bym coś oszczędził jak by nie miał? <;
A serio: przecież to zależy po pierwsze od rodzaju działalności, a po drugie od przychodów - większość przedsiębiorstw i tak musi przejść na kasy powyżej pewnego progu przychodów (np co roku słychać lamentujących taksówkarzy...).
[/quote]
Wychodzi na to, że większość prywatnych lekarzy klepie biedę, skoro nie nie przechodzą na kasy... albo ukrywają prawdziwe dochody.
Co do twojej ankiety, to jej wynik mnie nie dziwi. Skoro w nieskończoność powtarza się jakieś słowo z przypisanym mu znaczeniem to wnika do potocznego słownika, myslenia, prawa.
Idiotyzmy językowo-ekononomiczne są Polską specjalnoąścią, oto kilka z nich:
"Przedsiębiorcy mało płacą bo pracownicy są mało wydajni"- Dziw nad dziwy. Dlaczego polskich pracowników chętnie zatrudniają za granicą?
"Przedsiębiorców nie stać na podwyżki płac" A jednak stać.
"Opłaca się inwestowanie długoterminowe" (odnośnie GPW) He, he.
laisar - 2008-02-13, 21:14
[W tym miejscu powstaje moja odpowiedź, ale ukończenie jej jeszcze chwilę potrwa ;) ].
[ Dodano: 2008-02-14, 00:56 ]
Tymczasem: http://www.motobiznes.moj...lt,a,88331.html
- przy takich przepisach to ja się wcale nie dziwie, że firmy jak tylko mogą omijają skomplikowane i czasochłonne wyliczanie kosztów...
[ Dodano: 2008-02-14, 01:02 ]
@Zenec:
Cytat: | preferencje podatkowe. Wolałbym tu zamiast słowa „preferencje” słowo „korzyści” |
A ja się będę upierał, że to nie są żadne preferencje, tylko (w miarę) logiczne (ideowo, bo przepisy wykonawcze bywają kiepskie) rozliczanie kosztów firmy.
Cytat: | drobną rzecz muszę skorygować puenty [Laisara] w tym momencie dyskusji. [...] każdy może założyć działalność gospodarczą, ale nie każdy etatowiec może przejść na tzw. samozatrudnienie w danej firmie |
Dlatego też napisałem w tamtym miejscu:
"większość pracodawców pewnie chętnie zmieniłaby etat na kontrakt"
Większość =/= wszyscy - i to właśnie z różnych powodów.
Cytat: | na krótki urlop pojadę samochodem firmowym |
Właściwie to przecież nie problem czy się jedzie, prawda? Tylko czy się ten wyjazd wciągnie w koszty - czy nie... (;
[ Dodano: 2008-02-14, 03:09 ]
@jan:
Cytat: | akcja ZeneCa jest odrobinę niesportowa. Tak jakby w czasie maratonu, tuż przed metą, do stawki dołączył nowy, wypoczęty zawodnik podczas gdy pozostali już się nieźle wybiegali |
No co Ty, przecież on to i tak musiał wszystko przeczytać, do tego hurtem i tak też odpowiedzieć - więc raczej to można uznać za maraton, podczas gdy myśmy tu sobie biegali codziennie co najwyżej kilka okrążeń na stadionie... (;
Ad rem.
Cytat: | poprzeć mnie całym sobą w mojej żywiołowej niezgodzie na to żeby urzędnicy MF jednym pociągnięciem długopisa tworzyli lub likwidowali sałe sektory rynku. |
I przypuszczam, że faktycznie w pewnym stopniu popiera - w końcu nie napisał, że nie, a "milczenie jest zgodą" (;
Ale problem tkwi nie w "pociągnięciu długopisa" - tylko w tym, co za tym pociągnięciem stało: kolesiowskie zamówienie czy faktyczne analizy danych rynkowe i wynikający z nich plan optymalizacji gospodarki?
Cytat: | W gruncie rzeczy do tego sprowadza się cała dyskusja. |
A w żadnym razie! Bo też nie byłoby o czym dyskutować - chyba każdy zdroworozsądkowo myślący człowiek przyzna, że przepisy tworzone "pod stołem na kolanie na zamówienie" to samo zło.
Natomiast ja w tej dyskusji bronię prawa przedsiębiorców - w przykładowej osobie owego dentysty - do wliczania w koszty kupna i eksploatacji samochodu (i to mimo że sam nie prowadzę żadnej firmy (: ).
Cytat: | przedsiebiorca (niezależnie od formy organizacyjnej) tylko zbiednieje |
Piszesz co prawda wcześniej o spółce - dla której też nie jest to całkiem prawda - ale już zacytowana zdanie dotyczy ogółu firm, a w przypadku tych najpopularniejszych, najprostszych jednoosobowych, jest to już zupełna nieprawda.
Wywalony na bruk pracownik etatowy zostaje bez pracy - ale z całym majątkiem.
Zbankrutowany jednoosobowy przedsiębiorca ma duże szanse zostać nawet bez bielizny...
Cytat: | No to pewnie komisarze ludowi zasiadają też w redakcjach pism i portali biznesowych, skoro piszą, że "służbowe" auta sa wykorzystywane do celów prywatnych. |
No są, bo oczywiście mogą. Ważne jest tylko, czy owo korzystanie jest - nielegalnie - wliczane w koszty! I od razu odpowiem - w wielu wypadkach na pewno się tak dzieje, co pomimo przytoczonego przeze mnie artykułu o rozliczeniach i komentarza do niego nie zmienia faktu: jest to nielegalne. Niemniej jednak nie unieważnia to samej idei wliczania w koszty auta służbowego, a jedynie obnaża idiotyzm wielu przepisów i tylko na pierwszy rzut oka paradoksalną mimo swej surowości słabość kontroli skarbowych.
Cytat: | Wychodzi na to, że większość prywatnych lekarzy klepie biedę, skoro nie nie przechodzą na kasy... albo ukrywają prawdziwe dochody. |
Prawda jest dużo bardziej prozaiczna i chyba mniej ekscytująca - lekarz to ustawowo tzw wolny zawód. I pomijając kwestię słuszności tej kwalifikacji, w aktualnym ustroju podatkowych wynika z niego - przy zachowaniu pewnych warunków - brak obowiązku posiadania kasy fiskalnej. A ponieważ każdy pracujący - etatowiec czy przedsiębiorca - dąży (słusznie w końcu) do maksymalizacji zysku, to nic dziwnego, że lekarze wybierają posiadanie takie kasy tylko wtedy kiedy jest to dla nich w ostatecznym rozrachunku opłacalne.
Oczywiście, występują tu zapewne także patologie - nie odważyłbym się jednak postulować ich większościowego rozmiaru, bo jestem optymistą a także szczerze wierzę w słuszność domniemania niewinności.
I jeszcze znowu, zupełnie tak samo jak wcześniej: obecność patologii nie unicestwia automatycznie samej idei jakiegoś rozwiązania.
Aha, a nawet bez kasy i bez ukrywania dochodów nie trzeba klepać biedy - nie chce mi się szukać, ale progi są zdaje się dość wysokie [:
Cytat: | Co do twojej ankiety, to jej wynik mnie nie dziwi. Skoro w nieskończoność powtarza się jakieś słowo z przypisanym mu znaczeniem to wnika do potocznego słownika, myslenia, prawa. |
Nie, Janie, wynika to jedynie z tego, że po prostu wbrew temu co piszesz "dawanie" wcale nie jest najczęściej używane w znaczeniu "darowanie", ani tym bardziej nie jest jego synonimem.
Cytat: | Idiotyzmy językowo-ekononomiczne są Polską specjalnoąścią, oto kilka z nich: |
Wybór przykładów powala, ale niestety dla Ciebie - własną sprzecznością i uogólnieniami na wielkość których po prostu nie istnieją odpowiednie słowa (zahiperboluję: nawet "multiwszechświatowe" byłoby chyba za małe):
Cytat: | "Przedsiębiorcy mało płacą bo pracownicy są mało wydajni" |
Wspominając o oczywiście istniejącym olbrzymim odchyleniu standardowym w zależności od branży i zmienności osobniczej firm oraz ludzi trzeba powiedzieć, że przeciętny polski pracownik w przeciętnej polskiej firmie faktycznie jest przeciętnie mniej wydajny od analogicznego pracownika w krajach tzw wysokorozwiniętych. Po latach tzw "socjalizmu/komunizmu" wystartowaliśmy po prostu z bardzo niskiego poziomu i mimo olbrzymiego wzrostu tego wskaźnika ciągle mamy przed sobą do zrobienia "większą połowę" (o ile dobrze pamiętam wskaźniki). A ponieważ przychód z którego przedsiębiorca płaci pracownikom pensje jest w dużej mierze funkcją właśnie wydajności...
Gorzej, że różne branże bardzo różnie sobie radzą, wprowadzając poważny dysonans w cenach produktów, np szybciej zbliżając je do poziomów krajów bogatszych.
Cytat: | Dziw nad dziwy. Dlaczego polskich pracowników chętnie zatrudniają za granicą? |
Żaden dziw - de facto problem nie leży tylko w samym pracowniku, ale i w kulejącej organizacji pracy firm: ten sam pracownik przeniesiony do innego środowiska poddaje mu się na tyle, że osiąga znaczący sukces.
Cytat: | "Przedsiębiorców nie stać na podwyżki płac" A jednak stać. |
Są tacy, których nie stać i je dają. Zazwyczaj kończy się to jednak opłakanym skutkiem.
Są tacy, których nie stać, więc ich nie dają.
Są tacy, których stać, ale nie dają.
Są wreszcie i tacy, których stać i dają owe podwyżki.
Jak wszędzie - mamy pełne spektrum i poważnie wątpię, żeby akurat podany przez Ciebie przykład jest w jakikolwiek sposób znaczący (>= 10%, przyjmijmy).
Cytat: | "Opłaca się inwestowanie długoterminowe" (odnośnie GPW) He, he. |
http://www.gpw.pl/zrodla/...le/wigh_pl.html - nie trzeba ani wielkiej wiedzy matematycznej, ani giełdowej, żeby odpuścić sobie inne odpowiadanie na Twój przykład niż tylko odczytać wykres:
ZeneC - 2008-02-16, 11:33
jan ostrzyca napisał/a: |
Przedsiębiorca niczego nie "oferuje". Przedsiębiorca działa wyłącznie w celu osiągnięcia zysku a pracownikom płaci za wykonaną pracę.
|
Ta wypowiedź mnie gryzie cały czas, bo nie mogę pojąć tej logiki Jana.
Zgadzam się, żę przedsiębiorca działa wyłacznie w celu osiągnięcia zysku! Tylko chory na umyśle sprzeciwił by się temu. Ale na czym polega owo działanie przedsiębiorcy? Otwiera punkt usługowy albo uruchamia produkcję i zatrudnia ludzi do pracy. Żeby zatrudnić - trzeba wpierw zaoferować. Bo niby jak inaczej? Wychodzi taki dziki przedsiębiorca na ulicę, łąpie pierwszego lepszego czy pierwszą łądniejszą za kołnierz i karze pracować obiecując wpierw, a potem wypłacając wynagrodzenie za tę pracę? Jest podaż, jest popyt, tworzą się stosunki dwustronne...
Wydaje mi się, że Twoje negatywne emocje dedykowane wszystkim przedsiębiorcom-pracodawcom przysłaniają zdrowy ogląd faktów i praw podstawowych.
Jeśli mam być szczery - to jestem przeciwny podziałowi na vat-owców i nie-vat-owców. Preferncji podatkowych też nie lubię. I jestem przeciwko podatkowi dochodowemu jako systemowi karania obywateli za ich zaradność i przedsiębiorczość. No ale to już inna bajka.
jan ostrzyca - 2008-02-17, 17:58
Zupełnym przypadkiem TV4 nadało wczoraj wieczorem film autorstwa niejakiego Majka Mura (amerykańskiego dokumentalisty), który o dziwo potwierdza większość (a może tylko część) moich wynurzeń.
Ten cały Mur to niezły dziwak, bo nie czyta z rozwartą z wrażenia paszczą mądrości giełdowych analityków, wydziałów PR korporacji, folderów reklamowych firm, napisów na metkach typu "1% ze sprzedaży tego towaru zasiliło domy dziecka w Gwatemali", prognoz rządu i postulatów organizacji biznesowych.
Na przykładzie USA dowodzi, że biznes działa tylko i wyłącznie dla uzyskania zysku, nie wahając się ani chwili przed wyrządzeniem niepowetowanych szkód innym uczestnikom obrotu.
Dlatego warto patrzeć na niego z pewną dozą zdrowej nieufności.
Polskie realia są nieco inne. Ale wychodzi na to, ze właśnie powtarzamy mechanizm wycyckania setek tysięcy (może milionów) frajerów z ciężko zarobionej (pożyczonej) kasy. Mam na mysli GPW i rynek hipotecznych nieruchomości. Mechanizm, który w USA doprowadził w latach '80 i '90 do prawdziwej nędzy miliony tzw "inwestorów" - słuchaczy giełdowych Wernyhorów z TV.
Pożyjemy zobaczymy.
Laisar pokazuje mały wykresik, który jego zdaniem ma dowodzić, ze na giełdzie można zarobić długoterminowo. Może i można, może i nie można. Ale warto zauwazyć, że polska giełda to jedna wielka socjotechnika, która z gospodarką nie ma wiele wspólnego.
Przykład: W pierwszych latach giełdy można było zarobić krocie (to fakt) na zakupie akcji prywatyzowanych państwowych przedsiębiorstw, które debiutowały na "parkiecie". I tak, rano akcje kosztowały powiedzmy kwotę x a po południu już 5 razy x. Cud, cud prawdziwy.
Zresztą, mało mnie to obchodzi, bo krótki flirt z GPW zakończyłem jakiś czas temu z małą nadwyżką. Jak powiedział JKM giełda to gra hazardowa jak kasyno.
Bardziej mnie obchodzi robienie ludzi w jajo przy okazji tzw funduszy emerytalnych. Otóz, jest to klasyczny przykład, że przesiębiorca dąży do tego żeby niczego nie "oferować" i pomnażac swoje zyski minimalnym kosztem nie ogladając się do tego na koszty społeczne. Więcej w "Gazecie Finansowej"
http://emerytury.wp.pl/PO...56&ticaid=1560a
Moje przekonanie o tym, że jesteśmy brutalnie okradani przez przedsiebiorców prowadzacych towarzystwa emerytalne wzmaga to, że cała checa jest OBOWIĄZKOWA i nie ma nic wspólnego z prowadzeniem biznesu, gdzie trzeba o klienta zabiegać, gdzie klient może dać kopa firmie, która go wycycka.
piotrres - 2008-02-17, 23:26
Ale wystarczy poczytać prasę żeby zauważyć, że nikt, nawet żartem, nie twierdzi, gwałtowny wzrost rynku pojazdów dla farmera czy leśnika wynika z potrzeb firm. Przeciwnie, auta reklamowane są jako wozy dla prezesa i wszędzie podreślana możliwość pełnego odpisu VAT.
Kolejna szopka typu "auto z kratką"
Półciężarówka, do godnego reprezentowania firmy.
A myślałem, że luksusowy pickup służy to tego by "w niedzielę godnie zawieźć rodzinę do kościoła a w poniedziłaek swinie na targ", jak mawiają bracia Australijczycy o tzw. kategorii ute (utillity-coupe)
Zaiste Bolanda dziwna kraj
ian - 2008-02-19, 10:19
A miało być o używanych samochodach, ech... Na Śląsku jest teraz prawdziwy wysyp używanych samochodów do sprzedaży, lata od 1994 do 2002, przebiegi od 220 do 80 tysięcy km.
Sąsiedzi też wymieniają. Namawiam, aby zainteresowali się nową Dacią, ale dla większości jest ona za droga! Małżonka jednego z nich stwierdziła, że Dacia Logan jest za mało elegancka (o Thalii, że takim koszmarnym brzydactwem w życiu jeździć nie będzie). Mają odłożone około 16-18 tysięcy + sprzedaż używanego (zyskać często można bardzo niewiele od 4 do 8 tysięcy). Nawet nie myślą, by zajrzeć do salonu.
Świetnie prezentują się sprowadzane z Francji Peugeoty, czy Renault (ESP, 6 poduszek, klimatyzacja automatyczna, nawigacja satelitarna z GPS, tempomat, podgrzewane fotele). Po co ludzie to sprzedają?
jan ostrzyca - 2008-02-19, 10:40
ian napisał/a: | Świetnie prezentują się sprowadzane z Francji Peugeoty, czy Renault (ESP, 6 poduszek, klimatyzacja automatyczna, nawigacja satelitarna z GPS, tempomat, podgrzewane fotele). Po co ludzie to sprzedają? |
No chyba jakieś głupie są te ludzie? Co, nie?
A może dlatego, że już do pięciolatka trzeba zacząć dokładać. A po gwarancji naprawy i serwis potrafią byc cholernie drogie... Pięcioletnia super alfa kosztuje 30 % ceny z salonu. Jeden mój amigo kupił piękną wizualnie 166 za psie pieniądze, ale lekko zbladł kiedy chcial wymienić rozrząd, świecie i olej. Cena w ASO spowodowała, że opchnął wóz kolejnemu równie zachwyconemu amatorowi i kupił sobie golfa 1.4.
ZeneC - 2008-02-19, 18:13
Przyzwyczajenia to druga natura.
Myślę, że ludzie często sądzą, że kilkuletni, sprowadzony samochód ma idealną przeszłość i posłuży bezawaryjnie kolejnych kilka lat, tak jak samochody sprzed dziesięciu i więcej lat wstecz. Ale to już inna generacja samochodów. I te przekonania to tylko pobożne życzenia, które rzeczywistość kolejnych lat brutalnie, do bólu, weryfikuje. Ale to decyzje wolnych ludzi w wolnym kraju.
jan ostrzyca - 2008-07-03, 07:50
Pozwolę sobie przypomnieć zapomniany wątek i zacytowac moją wypowiedź z lutego br.:
"Zupełnym przypadkiem TV4 nadało wczoraj wieczorem film autorstwa niejakiego Majka Mura (amerykańskiego dokumentalisty), który o dziwo potwierdza większość (a może tylko część) moich wynurzeń.
Ten cały Mur to niezły dziwak, bo nie czyta z rozwartą z wrażenia paszczą mądrości giełdowych analityków, wydziałów PR korporacji, folderów reklamowych firm, napisów na metkach typu "1% ze sprzedaży tego towaru zasiliło domy dziecka w Gwatemali", prognoz rządu i postulatów organizacji biznesowych.
Na przykładzie USA dowodzi, że biznes działa tylko i wyłącznie dla uzyskania zysku, nie wahając się ani chwili przed wyrządzeniem niepowetowanych szkód innym uczestnikom obrotu.
Dlatego warto patrzeć na niego z pewną dozą zdrowej nieufności.
Polskie realia są nieco inne. Ale wychodzi na to, ze właśnie powtarzamy mechanizm wycyckania setek tysięcy (może milionów) frajerów z ciężko zarobionej (pożyczonej) kasy. Mam na mysli GPW i rynek hipotecznych nieruchomości. Mechanizm, który w USA doprowadził w latach '80 i '90 do prawdziwej nędzy miliony tzw "inwestorów" - słuchaczy giełdowych Wernyhorów z TV.
Pożyjemy zobaczymy.
Laisar pokazuje mały wykresik, który jego zdaniem ma dowodzić, ze na giełdzie można zarobić długoterminowo. Może i można, może i nie można. Ale warto zauwazyć, że polska giełda to jedna wielka socjotechnika, która z gospodarką nie ma wiele wspólnego.
Przykład: W pierwszych latach giełdy można było zarobić krocie (to fakt) na zakupie akcji prywatyzowanych państwowych przedsiębiorstw, które debiutowały na "parkiecie". I tak, rano akcje kosztowały powiedzmy kwotę x a po południu już 5 razy x. Cud, cud prawdziwy.
Zresztą, mało mnie to obchodzi, bo krótki flirt z GPW zakończyłem jakiś czas temu z małą nadwyżką. Jak powiedział JKM giełda to gra hazardowa jak kasyno.
Bardziej mnie obchodzi robienie ludzi w jajo przy okazji tzw funduszy emerytalnych. Otóz, jest to klasyczny przykład, że przesiębiorca dąży do tego żeby niczego nie "oferować" i pomnażac swoje zyski minimalnym kosztem nie ogladając się do tego na koszty społeczne. Więcej w "Gazecie Finansowej"
http://emerytury.wp.pl/PO...56&ticaid=1560a
Moje przekonanie o tym, że jesteśmy brutalnie okradani przez przedsiebiorców prowadzacych towarzystwa emerytalne wzmaga to, że cała checa jest OBOWIĄZKOWA i nie ma nic wspólnego z prowadzeniem biznesu, gdzie trzeba o klienta zabiegać, gdzie klient może dać kopa firmie, która go wycycka."
Stan na lipiec '08:
1) GPW dalej wali w dół, chociaż eksperci finansowi od m-cy plotą, że za chwile się odbije.
Od stycznia np br. fundusze akcji straciły ok. 30%.
http://fundusze.wp.pl/POD...ml?ticaid=162d8
Inwestowanie długoterminowe nadal się opłaca, co?
2) OFE lecą w dół a zarazem dokonują posunięć samobójczych.
http://emerytury.wp.pl/PO...,wiadomosc.html
3) Spekulacja surowcami doprowadzi do nędzy i głodu.
http://gielda.wp.pl/POD,5...0&P%5Bobr%5D=kd
laisar - 2008-07-03, 08:48
Gorąco jest, więc nie chce mi się wiele, a do tego mam jeszcze Mt.Blanc roboty, napiszę więc tylko jedno: jeśli dla kogoś pół roku (albo niechby nawet 2 lata, bo o tyle spadł np WIG) - to jest perspektywa długoterminowa, to ja przepraszam...
laisar - 2008-07-03, 08:54
O, jednak się skuszę się na drugą uwagę: ja się bardzo cieszę z drożyzny surowców - oczywiście, jak zawsze, długoterminowo (; Dlatego, że np każdy dolar więcej na baryłce przybliża dzień rozstania z ropą jako źródła energii, a i inne surowce zostaną wyparte przez nowinki.
(Tak, jestem optymistą i jestem z tego dumny).
jan ostrzyca - 2008-07-03, 09:12
laisar napisał/a: | Gorąco jest, więc nie chce mi się wiele, a do tego mam jeszcze Mt.Blanc roboty, napiszę więc tylko jedno: jeśli dla kogoś pół roku (albo niechby nawet 2 lata, bo o tyle spadł np WIG) - to jest perspektywa długoterminowa, to ja przepraszam... |
Pół roku to bardzo dobra perspekytywa jeśli chodzi o straty rzędu ok. 30% wartości akcji. Jak miałeś (średnio) 100 tys w styczniu to teraz masz 73 tys. Ciekawe ile czasu zajmie (jeśli nastąpi) odpracowanie tych strat?
Cieszy Cię zwyżka cen surowców? No to pardąsik, albo jesteś prezesem "Goldman- Sahs" albo głupcem. Można być też jednym i drugim. ..Czytałem, że banki zaczynają masoweo skupować opcje na zboże z tegorocznych plonów. Więc albo szykują się do uruchomienia sieci piekarni albo zechcą opchnąć to zboże ze 100% przebitką ( jak ropę). Ucieszysz jak chleb będzie kosztował 5 zł?
ZeneC - 2008-07-03, 13:56
A ja czytam Jana i nie bardzo wiem, co z nim począć. Trochę mało mam czasu na dyskusje, ale lubię to niczym koń owies, albo Renata B. co innego. Na razie wniosek mam jeden.
W Lublinie, jak widać, słońce dużo mocniej grzeje...
jan ostrzyca - 2008-07-03, 14:00
ZeneC napisał/a: | A ja czytam Jana i nie bardzo wiem, co z nim począć. Trochę mało mam czasu na dyskusje, ale lubię to niczym koń owies, albo Renata B. co innego. Na razie wniosek mam jeden.
W Lublinie, jak widać, słońce dużo mocniej grzeje... |
Mistrzuniu, podaruj sobie ten protekcjonalny ton, albo ćwicz go na żonie czy dzieciach. Jak Ci się nie chce rozmawiać to nie rozmawiaj, jak Ci się chce to rozmawiaj.
Pablo78 - 2008-07-03, 16:46
ZeneC napisał/a: | A ja czytam Jana i nie bardzo wiem, co z nim począć. Trochę mało mam czasu na dyskusje, ale lubię to niczym koń owies, albo Renata B. co innego. Na razie wniosek mam jeden.
W Lublinie, jak widać, słońce dużo mocniej grzeje... |
jan ostrzyca
"Mistrzuniu, podaruj sobie ten protekcjonalny ton, albo ćwicz go na żonie czy dzieciach. Jak Ci się nie chce rozmawiać to nie rozmawiaj, jak Ci się chce to rozmawiaj"
Uwaga, szykuje się klasyczna DacioKlubowa potyczka....będziemy czekać na dalsze odsłony z niecierpliwością!
laisar - 2008-07-03, 17:56
Odpowiem grzecznie: Panie Janie, niech pan pitolić przestanie - pół roku to jest co najwyżej perspektywa rozjechanej żaby, a nie żaden miarodajny okres. Jeśli ktoś zamierza się bawić w ten sposób pieniędzmi to sam jest sobie winien. Wahania są naturalne, a jakoś nikomu wcześniej nie przeszkadzało, że zyskał te same - i tak: wirtualne - 30% wcześniej...
Ile czasu zajmuje odpracowanie? Ależ proszę bardzo, oglądać samemu i wyciągać wnioski do upadłego, szkoda strzępić klawisze: http://finance.yahoo.com/...=off&z=l&q=l&c=
Czemu konkretnie cieszą mnie podwyżki surowców napisałem, więc nie będę się powtarzał.
Nie mam też nic przeciwko chlebkowi za 5, 10 a nawet i 100, wszystko jedno: zł, $ czy € - bylebym tylko zarabiał proporcjonalnie więcej. Chwalić [wstawić_zgodnie_z_wyznaniem] - na razie zarabiam i optymistycznie patrzę w przyszłość. I sądząc po różnych wskaźnikach - nie tylko gazetowych, ale też oglądając świat za oknem (np własnej Daćki - akurat obejrzałem spory kawałek naszego kraju) - nie tylko ja mam ku temu powody.
Owszem, zawsze też istnieją tacy, którym wiedzie się gorzej, a nawet źle (choćby tylko stosunkowo, bo prawie zawsze jest ktoś kto ma jeszcze gorzej, np przysłowiowe głodne dzieci w Afryce), ale to jeszcze nie powód żeby wieszczyć koniec świata, zwłaszcza w Polsce: kraju "jeszcze tak nie było, żeby jakoś nie było" (; - raczej, by starać się w miarę możliwości im pomóc. Nawet jak nie bezpośrednio, to chociaż podatkami <;
jan ostrzyca - 2008-07-04, 07:03
laisar napisał/a: |
1) Pół roku to jest co najwyżej perspektywa rozjechanej żaby, a nie żaden miarodajny okres.
2) Nie mam też nic przeciwko chlebkowi za 5, 10 a nawet i 100, wszystko jedno: zł, $ czy € - bylebym tylko zarabiał proporcjonalnie |
Ad 1 No dobra masz rację, pół roku to dość krótko, tyle że spadki trwają od roku i wyniosły ok 40%. Co więcej, cześć analityków zaczyna zapowiadać to jako trynd na kolejny roczek.
Ad 2 To co opisujesz to symtomy hiperinflacji. Już to przerabialismy z wiadomym skutkiem. Ale skoro nie masz nic przeciwko temu...
Moim skromnym zdaniem 40% (a może i większe) spadki giełdy połączone z drożyzną i inflacją nie są zdrowym objawem. Jest się czym przejmować bo takie właśnie były zapowiedzi wszystkich kryzysów gospodarczych, łacznie z tym WIELKIM AMERYKANSKYM, który doprowadził świat na skraj bankructwa.
laisar - 2008-07-04, 07:48
O, i tu się w pełni zgodzimy - ja wcale nie twierdzę, że te objawy są zdrowe. Jak najbardziej należy z nimi walczyć, tyle że nienerwowo i bez przesady ze środkami. I na pewno nie oznaczają, że cały system jest OKDR (choć idealny też rzecz jasna nie jest).
Takie wahania to jest coś jak katar albo grypa - jasne, że lepiej nie chorować, ale wcześniej czy później każdego w końcu złapie, a wtedy nie należy się zaraz pierwszego dnia faszerować antybiotykami albo celem wyleczenia obcinać pacjentowi głowę bądź eksterminować go dla dobra innych (;
Zasadniczo, patrząc chłodnym okiem na giełdy, można śmiało powiedzieć: mają z czego tracić, bo przez ostatnie lata rosły wręcz szaleńczo.
Ad 1, na pewno jest pewne pole do dyskusji, ile czasu to jest "perspektywa długoterminowa", ale na zdrowy rozum: normalny cykl gospodarczy trwa rok: rolnictwo, turystyka, paliwa, energia... wszystkie one (i wiele innych) zależą prawie bezpośrednio od pory roku i pogody. Co więcej, wszelkie reakcje na nie są przesunięte w fazie, a ich wykonanie - jeszcze dodatkowo opóźnione. Co to jest więc wobec tego nawet 3 lata jakiegoś trendu...
Ad 2, niekoniecznie, bo to też zależy głównie od perspektywy czasowej. W w ciągu roku, jeśli nie ma ekstraordynaryjnych wydarzeń, to faktycznie podwyżka wszystkich cen o 100% byłaby pewnie niewesoła, nawet przy podobnym wzroście płac. Ale już np w ciągu 5 lat?... Albo wobec jednej ceny?
Tak czy owak: DON'T PANIC... (:
jan ostrzyca - 2008-10-16, 12:42
Coś dawno nie dyskutowaliśmy o inwestowaniu (długoterminowym rzecz jasna), GPW, spekulacjach, OFE, społecznej roli biznesu etc.
Czyżby w tzw "międzyczasie" nic ciekawego się nie wydarzyło?
laisar - 2008-10-16, 13:10
A o czym tu dyskutować? Że jakbym miał teraz trochę wolnej kasy to bym zaraz poleciał kupić sobie pół Islandii i kawałek Florydy? Czy może że trzy miesiące to już perspektywa długoterminowa? <;
jan ostrzyca - 2008-10-16, 13:44
laisar napisał/a: | A o czym tu dyskutować? (...) |
Teraz to jest NAPRAWDĘ o czym dyskutować.
Ponad pół roku temu napisałem na tym forum, że:
"przesiębiorca dąży do tego żeby niczego nie "oferować" i pomnażac swoje zyski minimalnym kosztem nie ogladając się do tego na koszty społeczne. "
Dostałem za to niezłe joby o biznesowo-liberalno-konserwatywno-katolickiego klubu na forum. Tymczasem opisany przeze mnie jednym zdaniem mechanizm doprowadził do światowego kryzysu. Teraz patrzę w lustro i myślę sobie: "jasnowidz jakiś?"
laisar - 2008-10-16, 14:06
Myślę, że właściwych temu forum tematów nie brakuje, ale jak chcesz, to po prostu zapodawaj, a nie mów, że jest o czym <: - może się ktoś skusi...
psur - 2008-10-16, 14:09
No, na dwoje babka wróżyła. Liberał powie, że biznesmeni nauczyli się, że państwo i tak im w razie co pomoże (takie interwencja jak ta ostatnia w USA to przecież nie nowość), więc ryzykują, bo nie ma się czego bać i dają wszystkim kredyty. Zatem za kryzys odpowiada w dużej mierze interwencjonizm państwowy, czyli elementy socjalistyczne w gospodarce wolnorynkowej. Innym problemem i osobnym tematem jest brak parytetu złota o czym też mówią liberałowie.
Ale niepotrzebnie daje się sprowokować, bo w moich dyskusjach z Janem częstą (o ile nienajczęstszą) odpowiedzią była dotychczas zmiana tematu z jego strony.
jurek - 2008-10-17, 09:10
Laisar - z tą Florydą to uważaj. Drozda zainwestował tam w hotel i splajtował. pozdr
laisar - 2008-10-17, 11:38
"jakbym miał" - ergo: nie mam, więc i uważać nie ma na co...
ian - 2009-01-15, 09:36
Dla tych, co myślą o kupnie używanych samochodów podaję kilka informacji jak praktyka życiowa weryfikuje samochody. Wokół mnie sporo osób zakupiło samochody tak gdzieś w latach 1995-2001. Od 3-4 lat zauważam, że osoby te kupują już kolejne samochody.
Jak oceniaja swoje stare pojazdy? Najgorzej (i najszybciej zostały sprzedane) Citroen AX, Fiat Punto pierwszej generacji (z lat 90), Kia Pride, Peugeot 206 (duże rozczarowanie, i zawiedzione oczekiwania). Konstrukcja Skody Felicii nie wytrzymala trudów codziennej eksploatacji (korozja, kłopoty z hamulcami, branie oleju przez najsłabsze silniki przy przebiegu około 140.000-150.000 tys. km).
Do tej pory jeżdżą Nissany Micra, i Suzuki Swift poprzedniej generacji (proste, niezawodne, i tanie w eksploatacji, choć ciasne). Stale wysoko oceniane są Renault Clio, i Toyota Yaris. Ich użytkownicy często ponownie decydują sie teraz na kupno tych samych samochodów. Równie dobrze wypada Opel Corsa II, i III generacji (czy też B, i C). Fiat Punto II budzi skrajne emocje. Wpływ na jego ocenę mają jednak także przeciętny serwis, i ceny części.
Jest też spore grono osób dla których istnieje tylko marka Volkswagen, głównie Golfy, i Passaty z lat 1995-2000. Ci całkiem niedawno sprzedawali Golfy II generacji. Sporo ich jeszcze jeździ na Śląsku.
I kto powiedział, że Polacy kochają duże, pojemne nadwozia sedan (wyjątek niewielki Swift także z nadwoziem sedan)? Ich reprezentanci są w mniejszości.
laisar - 2009-01-15, 10:29
Cytat: | I kto powiedział, że Polacy kochają duże, pojemne nadwozia sedan? Ich reprezentanci są w mniejszości. |
Bo może i kochają, ja tam nie wiem, ale albo rozsądek, albo możliwości finansowe biorą jednak górę (i dobrze).
Ogólnie dobrze to rokuje na przyszłość np Sandero.
Pablo78 - 2009-01-15, 11:01
laisar napisał/a: | Ogólnie dobrze to rokuje na przyszłość np Sandero. |
Ale My jestesmy zatroskani o przyszłość Logana sedana...
cociaż po "laisarowych linkach" troche mniej...
http://renaultconcepts.on...odes-types2.htm
http://economie.hotnews.r...tarziu-2012.htm
jan ostrzyca - 2009-02-18, 08:02
Coś dawno nie dyskutowaliśmy o GPW, inwestowaniu (długoterminowym oczywiście), OFE, przedsiębiorcach etc...
kier - 2009-02-18, 08:55
jan ostrzyca, o GPW - kupować (zarobić pewnie się nie da, ale będzie wymowka dla kobiety, ze siedzimy przed komputerem bo notowania sprawdzamy
jan ostrzyca, inwestowaniu (długoterminowym oczywiście), - kupować Daćki, za 50-100 lat będą miały wartość historyczną
jan ostrzyca, OFE - sprzedawać, nie zastanawiać się tylko sprzedawać
jan ostrzyca, przedsiębiorcach - kupować, kupować, całe przedsiębiorstwa kupować, oczywiście z obietnicą oddłużenia przez państwo, a za 2-5 lat, jak minie obowiązek zatrudniania pracowników to likwidować i sprzedawać.
--
pozdrawiam
kierek
laisar - 2009-02-18, 09:54
Pozwolisz, Janie, że ja też będę mało oryginalny <:
http://www.daciaklub.pl/f...p?p=18834#18834
laisar napisał/a: | Wysłany: 2008-10-16, 13:10
A o czym tu dyskutować? [...] że trzy miesiące to już perspektywa długoterminowa? <; |
DUCATI - 2009-02-18, 13:01
Cytat: | Jeden mój amigo kupił piękną wizualnie 166 za psie pieniądze, ale lekko zbladł kiedy chcial wymienić rozrząd, świecie i olej. |
Nikt go nie zmusza do serwisowania w ASO. No i jak sie chce miec oryginalnosc i luksus to trzeba sie zastanowic czy ma sie luksus w portfelu, jak nie to pozostaje auto dla ludu...
|
|