Była to najfajniejsza zeszłoroczna wyprawa. Trwała miesiąc czasu, z czego najwięcej czasu spędziliśmy w Albanii. Była też Rumunia, Serbia, Czarnogóra i Macedonia. Przez większość wyjazdu byliśmy na 4 auta. 2 Dustery, Toyota LC i Land Rover Disco. Najbardziej awaryjna okazała się Toyota ;)
Zapraszam do obejrzenia fotorelacji z miesięcznej wyprawy :)
No to dzień 1 czyli 15.07, opuściliśmy ten pochmurny i deszczowy kraj i wieczorem wylądowaliśmy na Padiszu.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 08:27, w całości zmieniany 1 raz
Już na początku okazało się, że zabranie Gosi było dobrym pomysłem. Świetnie radzi sobie zarówno w kuchni jak i na zmywaku. Tego dnia zrobiliśmy sobie wycieczkę tylko do Twierdzy Ponoru, bo Łukasz się trochę zmęczył.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 08:37, w całości zmieniany 2 razy
O poranku zaatakowały nas konie, porwały moją siatkę ze skarpetkami, ledwo dziada dogoniłem. Potem wycieczka do Catatile Radisei i Wąwozu Somesul Cald. W drodze powrotnej uzupełniliśmy zapasy opału, ba na biwaku nie było z tym za wesoło. Potem już zostały obowiązki obozowe, które musiałem nadzorować czy aby na pewno są dobrze wykonywana, a na koniec kolacja w biwakowym barze.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 11:27, w całości zmieniany 1 raz
Miło znowu poczytać relacje z twoich wypraw już myślałem że się na nas obraziłeś, że tak ni z tego ni z owego przestałeś pisać relacje .
Pozdrawiam i czekam na więcej
Zjechaliśmy z Padiszu i udaliśmy się do Jaskini Niedźwiedziej. Ja już ją sobie odpuściłem, bo ileż można. Gdy Gosia z Łukaszem podziwiali niedźwiedzie kości, stalkatyty i stalagmity, ja w tym czasie nadrobiłem zaległości relacyjne. Potem przyszła kolej na osuwisko Groapa Ruginoasa. Po powrocie z wycieczki obiad w zaprzyjaźnionym pensjonacie Onelia i dalej już w okolice Jaskini Lodowej. Poszukiwania miejsca na biwak się udały, miejsce fajne opał jest, dziś pieczemy ziemniaki. Po czterech dniach Łukasz w końcu się umył ;)
Tego dnia mieliśmy oczywiście jeszcze ognisko, na którym trzeba było wymyślić "nowym" pseudonimy operacyjne. Ja pozostałem przy swoim, Gosia marzyła o jakimś Albanie, co Łukasz skwitował - chyba Doktorze Albanie, i tak Gosia została Doktorem Albanem. Łukasz natomiast zasłynął w pierwszych dniach odwagą, wysportowaniem i zręcznością, od razu skojarzył nam się z Bearem Gryllsem, tym bardziej, że przez ostatnie dni podążaliśmy jego śladami.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 11:38, w całości zmieniany 3 razy
Rano śniadanko przygotowane przez Doktora Albana i udaliśmy się do Jaskini Lodowej, o tej porze dosyć tłumnie obleganej, wizyta przy wywierzysku Izbucul Tauz a na koniec Casa de Piatra i Jaskinia Coiba Mare. Biwak przy miniaturowej Skale Szeklerów.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 11:54, w całości zmieniany 2 razy
Tego dnia miała do nas dojechać reszta ekipy. Umówiliśmy się w Górach Zarand u stóp zamczyska Soimos. Mieliśmy jeszcze sporo czasu, więc pokręciliśmy się jeszcze chwilę po wąwozie Ordancusei i udaliśmy się do Lipovej na miejsce spotkania. Powitanie, trochę nowych osób i wycieczka do ruin zamku. Nie było zbyt dużo chętnych na wieczorny spacer, więc poszliśmy w cztery osoby, reszta się integrowała na biwaku.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 13:44, w całości zmieniany 1 raz
Tego dnia pokręciliśmy się jeszcze w Serbii w okolicy szczytu Ovcar, takie tam monastyrki, popiliśmy rakije z mnichami i przebazówka do Montenegro. Tutaj przywitał nas Kanion Tary a biwak rozbiliśmy w Durmitorze.
I Montenegro
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-24, 14:05, w całości zmieniany 2 razy
Rano po otwarciu klapy miałem fajny widok na przebudzenie. Łukasz poszedł w las i nazbierał kurek, więc na śniadanie Gosia zrobiła nam na nich jajecznicę. Po złożeniu biwaku przejechaliśmy sobie przez Durmitor do Kanionu Pivy. Zjechaliśmy w dół i brzegiem udaliśmy się w kierunku zapory. Urwiste brzegi dawały marne szansę na biwak nad wodą, ale gdy przejechaliśmy na drugi brzeg, w jednej z zatoczek znaleźliśmy kosmiczne miejsce. To był jeden z fajniejszych biwaków, ładne widoki, ciepła i czyściutka woda, aż szkoda było opuszczać to miejsce.
[/list]
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-11-26, 07:33, w całości zmieniany 1 raz
Rano musieliśmy opuścić to czaderskie miejsce. Ruszyliśmy w kierunku Boki Kotorskiej. Zaryzykowaliśmy skrót, asfalcik na szerokość jednego auta, droga tak kręta, że już ręce bolały od kręcenia kierownicą, ale widoki kosmiczne. W końcu dotarliśmy do główniejszej trasy z Cetynie. Wizyta w Górach Lovcen, mauzoleum, Kosmiczne widoki na Bokę i mkniemy nad morze. Kilka lat wcześniej znalazłem na samym końcu półwyspu fajny kemping i tam się skierowaliśmy. Końcówkę dnia spędziliśmy na fajnej skalistej plaży.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2014-12-01, 07:57, w całości zmieniany 1 raz
Po śniadaniu część ekipy została jeszcze nad morzem a część ruszyła zwiedzać Kotor. Ja Kotor już kiedyś zwiedziłem, ale moi pasażerowie nigdy tu nie byli, więc i my ruszyliśmy do miasta. Na szczęście nasz skład nie był zbytnio napalony na zwiedzanie miast i dosyć szybko opuściliśmy nagrzane miejskie mury. O umówionej godzinie wszyscy stawili się na stacji paliw w Tivacie i ruszyliśmy wybrzeżem na południe. Czarnogóra miała być krajem tranzytowym, więc zwiedzanie bardzo okroiłem, bo czas gonił. Kilka fotostopów, św Stefan i jesteśmy nad Jez. Szkoderskim. Świeża rybka i dalej w drogę brzegiem jeziora. W końcu upatrzyliśmy jakiś zjazd na nad wodę, rozbiliśmy biwak i podziwialiśmy na drugim brzegu albańskie góry, w które już na drugi dzień zawitamy.
Opuściliśmy Montenegro, granica albańska nas trochę przytrzymała (kolejka). Potem szok, tu dopiero rozpierducha, Szkodra to już masakra, wszyscy jeżdżą jak im pasuje, trzeba mieć oczy wokół głowy, nawet potrafią na rondzie pod prąd jeździć. Jak najszybciej zakupiliśmy leki i internet i czym prędzej ruszyliśmy w Góry. Droga do Theth, przez Góry Przeklęte, podniosła do maximum adrenalinę kobietom, mało brakowało a niektóre zostały by już na zawsze w Theth byle tylko nie pokonywać tej trasy jeszcze raz. Prawie 40 km na 1 biegu stawało się już nudne, jedyna rozrywka była w mijaniu się na wąskiej i przepastnej drodze. Po dojechaniu do Theth pojechaliśmy jeszcze kilka kilometrów w górę potoku, bo mieliśmy tam upatrzone miejsce na biwak. Ten odcinek to już masakra, droga usłana głazami, osuwiska i bardzo wąsko. Pierwszy raz Duster kilka razy zawadził spodem o kamienie. Na dodatek spotykamy spanikowanego Włocha Land Rowerem, który prawie płacze i za nic w świecie nie chce się wycofać kawałek, by przepuścić 4 samochody. Pozostaje nam długie cofanie by cztery auta mogły się gdzieś schować na mijankę. Biwak koło starej szkoły przy wodospadzie i pięknym oczku wodnym. Powyżej oczka wodnego mamy letni bar, do którego udajemy się na małe co nieco.
Zostaliśmy w Theth, a raczej za Theth na dwa biwaki. Rano mieliśmy gości, potomstwo właścicieli baru, akurat parzyliśmy kawę, a dzieciaki załapały się na gorącą czekoladę. Dzięki temu mieliśmy potem rabat na ryby.Tego dnia wycieczka do Błękitnego Oka, a potem dzień gospodarczy, czyli wielkie pranie. W końcu do czegoś przydały się statywy ;) W barze serwowano co chwile donoszone z potoku smażone pstrągi ze swojskim serem i chlebem. Przepyszne, więc kilka razy chodziliśmy na rybkę, dając trochę zarobić biednej rodzinie. Tego wieczora choć noc była gorąca zapłonęło ognisko, ale każdy omijał je szerokim łukiem.
Przyszła pora opuścić Theth, ale nie Góry Przeklęte. Zajechaliśmy jeszcze na chwilę do centrum wioski na kawę, zobaczyliśmy katolicki kościółek i znowu 30 km masakry. Dobrą informacją dla przyszłych wizyt jest to, że trwają prace remontowe i wygląda na to, że dalej od Boge będzie ciągnięty asfalt. Następnym naszym celem maił być rejs po Jez. Komani. We wstępnych planach mieliśmy popłynąć z promem samochodowym z Komani do Fierze, ale dowiedzieliśmy się już wcześniej, że kursy promów są w 2013 r. zawieszone. Dlatego też skierowaliśmy się od razu do Fierze skąd wypływa mały stateczek pasażerski. By tam dojechać musieliśmy objechać całe Góry Przeklęte i wzdłórz Jeziora Fierezes dojechaliśmy do Fierze. Najpierw pojechaliśmy do porciku upewnić się o której rano odpływa statek, okazało się, że dosyć wcześniej bo o 6:00. Wobec tego postanowiliśmy rozbić biwak gdzieś blisko przystani. Niestety ciężko było coś znaleźć, aż w końcu rozbiliśmy się u stóp potężnej zapory. W Polsce pewnie jeszcze nie zdążyli byśmy się dobrze rozstawić a już by nas przepędzili, w Albanii nawet nikt na nas nie zwracał uwagi.
O wschodzie szybka kawa i pakowanie obozu. O 5:30 czekaliśmy już na przystani promowej w Bregelume. Promy samochodowe stoją, choć jezioro pełniutkie, więc nie wiadomo czemu kursy zawiesili. Robimy rejs osobowym stateczkiem po jeziorze Komani, do Koman i z powrotem. 6 godzin powalających widoków. W Komani jest chwila czasu, więc idziemy do portu na kawę. Po powrocie w Fierze fundujemy sobie obiad w postaci ryb i jakiegoś mięsiwa. Następny cel to dolina Valbone, za Bajram Curri kończy się asfalt i zaczyna szuterek, ale po kilku kilometrach znowu asfalt nówka sztuka. W Toyocie pada klima. Biwak w okolicach Valbne nad brzegiem potoku.
Marka: Była Dacia
Model: Był Duster 4x4
Silnik: 1.6
Rocznik: 2013
Wersja: Laureate2 Pomógł: 1 raz Dołączył: 10 Lut 2013 Posty: 88 Skąd: W-wa
Wysłany: 2014-01-09, 21:06
IraS super relacja. Świetne zdjęcia. Czekamy niecierpliwie na kolejne wpisy! W zeszłym roku też byłem w Czarnogórze, tylko że w sierpniu. Mieliście super pogodę. Nam udało się zaliczyć kilkukrotnie burze. Śmialiśmy się że deszcz podąża za nami. Szedł za nami od granicy z Bośnią (Plivsko jezero) poprzez wybrzeże (mega urwanie chmury w okolicach Petrovaca), potem Biogradską Gorę a następnie Proklietyje. W górach padało nocą a na wybrzeżu w dzień . W Proklietyje na pewno jeszcze wrócimy
PS
Masz fajny boks. Markę namierzyłem ale jaki to rozmiar (d/sz/w)? Jeśli nie chcesz zaśmiecać tematu możesz odpisać na priv.
My pogodę mieliśmy na maxa, przez miesiąc nie spadła kropla deszczu i nie było dnia bez słońca. Oczywiście przez to mieliśmy upały nie do wytrzymania, ale klima w Dusterze dawała radę w przeciwieństwie do wypasionej w Toyocie. Padła i była naprawiana przez albańskich magików, jak się potem okazało w Polsce nie padła tylko komputer od upału ześwirował i ją odłączył.
Boks ma 600 l pojemności, a rozmiary muszę znaleźć, jak bym zapomniał to przypomnij.
Wow, zdjęcia są przepiękne! Zazdroszczę bardzo wyprawy. Sama bym chciała się wybrać na Bałkany, ale póki co brak środków mnie powstrzymuje. Miło zobaczyć taką relację, przez chwilę czułam, że sama tam byłam. :)
Rano Wojtek ze swoją ekipą wystartował do Bajram Curri z nadzieją, że naprawi tam klimatyzację. W miasteczku mieliśmy się spotkać za jakiś czas, więc spokojnie zjedliśmy śniadanie i przejechaliśmy się jeszcze kawałek w górę Doliny Valbone.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum