Bebe - piękna proza, wręcz poetycka! Niestety, tylko proza (dnia zwykłego, szarego, deszczowego, pechowego i urzędniczo-polskiego).
Świetnie, że się udało wreszcie odebrać. Jak widać, bez przebojów chyba nigdzie się nie obejdzie - ale pomyśl, że to już za Wami... Teraz ino jeździć, jeździć i jeździć... Ja po odebraniu auta (w środku tygodnia) nie robiłem nic innego, jak tylko po pracy, wieczorami, zabierałem rodzinę (lub samą żonę) i objeżdżaliśmy knajpy w promieniu 40 km (im dalej, tym lepiej) - celem skonsumowania kolacji... taki był pretekst codziennego wyciągania dusty'ego z garażu.
Pamiętaj o opiciu nowego zakupu, taki stary zwyczaj... I pisz, jak zdrówko Młodej i jak się Tobie jeździ nowiutkim nabytkiem.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2010-11-05, 00:17
Jakoś zawsze tak się składało, że jak tylko umyłem samochód, to najpóźniej na drugi dzień zaczynało padać. Skoro więc kupiłem nowy samochód, będzie waliło żabami aż do maja. :|
Pierwszy dzień faktycznego jeżdżenia nowym samochodem. :]
Odbyłem relaksującą wycieczkę do pracy, w dzikich korkach. Nadal nie umiem płynnie ruszyć benzyną. :( Parafrazując znane powiedzenie - diesel korumpuje, turbo-diesel korumpuje absolutnie. :|
Podłokietnik okazuje się najwspanialszym nabytkiem świata - wreszcie jest co zrobić z ręką, kiedy akurat nie spoczywa na kierownicy. Do tej pory albo ją wpierałem w fotel pasażera (w pugu 106 były bardzo płytkie fotele, i żeby poczuć auto tyłkiem, trzeba się było wcisnąć w fotel :), albo trzymałem na ręcznym (w Maździe fotele były głębsze, a fotel pasażera był dalej). Teraz można się rozwalić jak lord Koks, fabrykant guzików, i ewentualnie mieszać biegami leniwym ręki ruchem. :]
Z tyłu nic nie widać! Już pomijając dzielone drzwi - linia tylnych okien jest wysoko, do tego rozłożony trzeci rząd siedzeń i fotelik Młodej powodują, że z tyłu widać wyłącznie niebo, a raczej ulewę z syfu z listopada. O dziwo, bardzo szybko przestaje mi to przeszkadzać - po prostu przestaję patrzeć w tylne lusterko. :O Nagle nie interesuje mnie, co za mną jedzie, czy nie za blisko jedzie, czy kierownik dłubie w nosie - skoro i tak nie widać, to nie ma sensu się interesować. Nagle nie muszę machać głową w tę i z powrotem, po prostu patrzę i jadę przed siebie, jak mam potrzebę zmienić pas, to patrzę w lusterka boczne. :)
Oczywiście, jadę wolno nawet jak na mnie, każdy mój manewr przypomina japońską ceremonię parzenia herbaty, i generalnie jestem totalną zawalidrogą. Ale, dostawczym jadę, gabarytem, weźcie te swoje rozklapciane, małe samochodziki i zaiwaniajcie na zdrowie, ja tu się muszę spokojnie poskładać. :] Uwaga, będę skręcał. :] Ommmmmmmm...
Po drodze pierwsze tankowanie, bo w salonie wlewają tylko 5 litrów (co i tak jest ponoć wielkopańskim gestem). Miły pan na Shellu trzyma dzyndzelek, a ja idę zapłacić. Zapłaciwszy, wsiadam i odjeżdżam, ze stacji do pracy mam jakieś 500 m. Parkując pod pracą odkrywam w lusterku otwarty wlew paliwa i korek wiszący sobie na klapce. :O Miły pan zatankował, pistolet odwiesił, ale korka nie zakręcił. :Z Nie wiadomo, czy nie umiał, czy nie chciał, ale mógłby się słowem zająknąć. W Maździe klapkę otwierało się z kabiny, a sam korek nie miał zamka, więc obsługanci na stacji mogli sami sobie korek zakręcić i klapkę zatrzasnąć. W Dacii będę musiał uważać, zwłaszcza korzystając z pomocy obsługantów.
W pracy prezentacja nabytku kolegom. W drodze na klepisko robiące tu za parking wysłuchuję cierpliwie pytań, czy aby w ogóle jeździ, i czy skręca, itp. :> Po wsięściu do Dacii słyszę chóralne "o &^%*&, ale to wielkie!". :] Co ciekawe, zdziwieni koledzy jeżdżą Mercedesem E Klasse kombi i starożytnym Passatem kombi. :) Opowiadam, ile zapłaciłem, a dalej już same zachwyty. :) Tyle, że ta guma w kratkę pod "twardymi plastikami" na desce rozdzielczej zostaje określona jako "rumuńska odpowiedź na włókno węglowe". ;)
Po pracy odkrywam ze zdumieniem Bajer™! :) Mianowicie, kiedy otwiera się samochód, w środku zapala się światło, zanim otworzy się drzwi! :) Co więcej, po wsięściu światło nie gaśnie od razu, dzięki czemu można się spokojnie porozkładać, trafić kluczykiem w stacyjkę, itp. :] Mała rzecz, a cieszy. :) W Maździe miałem tylko zieloną lampeczkę przy stacyjce...
To by było chyba na tyle, jeśli chodzi o opowieści dziwnej treści. :] Dalszego ciągu nie przewiduję, zakładam, że będzie normalnie. Do założenia oczywiście jest wątek naszej MCVki w dziale Nasze samochody, ale to jak będą zdjęcia, a zdjęcia będą jak będzie pogoda i jakiś wolny dzień, czyli na świętego Nigdy. ;)
Po drodze pierwsze tankowanie, bo w salonie wlewają tylko 5 litrów (co i tak jest ponoć wielkopańskim gestem). Miły pan na Shellu trzyma dzyndzelek, a ja idę zapłacić. Zapłaciwszy, wsiadam i odjeżdżam, ze stacji do pracy mam jakieś 500 m. Parkując pod pracą odkrywam w lusterku otwarty wlew paliwa i korek wiszący sobie na klapce. :O Miły pan zatankował, pistolet odwiesił, ale korka nie zakręcił. :Z Nie wiadomo, czy nie umiał, czy nie chciał, ale mógłby się słowem zająknąć. W Maździe klapkę otwierało się z kabiny, a sam korek nie miał zamka, więc obsługanci na stacji mogli sami sobie korek zakręcić i klapkę zatrzasnąć. W Dacii będę musiał uważać, zwłaszcza korzystając z pomocy obsługantów.
To jeszcze uświadom panów na stacji, że od pierwszego wybicia potrafi wejść 10 literków do baku tylko trzeba pomału lać.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum