Przepraszam, że wtrącę... Patrząc z dystansu... Jaki jest cel istnienia kościoła..?
Rozumiem, że wypowiadając się w tym temacie może ten co tam bywa czasem...
Przyznać muszę... Bywać tam nie lubię po prostu.
Jednakże! Kiedy już okoliczności mnie zmuszą do bytności w lokalu takimże jakoś tak próbę podejmuję nawiązania kontaktu z tą istotą ponoć wyższą co do tego burdelu, w którym żyć mi przyszło, palec swój dołożyła. Mniejsza o to, że kontaktu uczynić się nie da. Pewnie łatwiej o zielone ludziki albo inne ladaco... Wracając jednak do myśli przewodniej... Agila mnie to w takich momentach kto jak ubrał się do przybytku owego. Nie ważne czy ma pępek, plecy czy cztery litery na widoku... Nie ważne w jakich gaciach przybył... Bowiem skupiając się na próbie kontaktu z NIM nie widzę bliźniego swego... Albowiem ślipiem nie łypię...
A poważnie... Wszyscyśmy przed Nim jednako nadzy w godzinie sądu... Podobno..?
Różnica jest wyłącznie sofistyczna - sprawa dotyczy wiary, więc z definicji jest obiektywna wyłącznie dla danej osoby.
Natomiast osobiście, jako zatwardziały relatywista <; i tak prawie wszystkie wypowiedzi wszystkich osób czytam domyślnie właśnie jako wypowiedzi autorskie - czyli w tym przypadku: "[u mnie, Arkadego] nie da się". Co jest oczywiście tożsame z "nie udaje mi się", aczkolwiek do tego samego wniosku prowadzi subtelnie inna droga...
Sceptyczny jestem w temacie religii wszelakich. Naprawdę, obrazić nikogo nie chcę. Lecz sądzę, że powstanie religii miało być intencją dobrą a wiemy to na pewno w odniesieniu do rzeczy wszelkich, że droga do bram piekieł takimi intencjami wyłożona jak polbrukiem (czytaj: ciasno).
Zatem rozpatrywanie co miałem na myśli mówiąc "nie da się", na niniejszą drogę sprowadzić może...
Czego nikomu nie życzę... Broń Boże!
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum