W d... im się poprzewracało To już nie wystarczy, że zapala, jedzie gdzie chcesz i na głowę nie kapie Może jeszcze sztućce i korkociąg A ojce łyżkę za cholewą gumofilca nosili
Dziś o 6 rano stawiłem się w serwisie Pietrzak w Katowicach. Bardzo miła obsługa, załatwili sprawę wymiany oleju z filtrem w około 40 minut. Zapłaciłem 387 zł brutto. W Oświęcimiu za tę samą czynność chcieli skasować 600zł (dodatkowo w cenie był wliczony komputer - podpięcie i sprawdzenie ew. błędów i tego mi dziś nie zrobiono).
Jestem zadowolony bo na 8:15 byłem już w pracy. Serwis działa do 22:00, szacun!
Jak Ci nie palił CHECK na desce rozdzielczej to jest OK to nie musieli sprawdzać na kompie.
Kiedyś pytałem w ASO ile kosztuje podpięcie do kompa by sprawdzić błędy to za wetknięcie wtyczki do złącza diagnostycznego zaśpiewali blisko 150 zł.
Każdy inny mechanik, który ma interfejs może wziąć od 50 do 100 zł.
To już lepiej kupić ELM i program na androida to wtedy możesz sprawdzać błędy (było już wałkowane w innym wątku).
_________________ Dacia nie gubi oleju, tylko tak znaczy swój teren.
Ostatnio zmieniony przez route2000 2018-02-16, 09:06, w całości zmieniany 1 raz
To może i lepiej, że nie podpinali, bo ani razu mi się ta kontrolka nie zaświeciła.
Wczoraj przeżyłem najbardziej niebezpieczną sytuację na drodze w mojej ponad 20-letniej historii prowadzenia samochodów. Muszę to wam opisać ku przestrodze. Nie mam wielkiego doświadczenia w jeździe autami 4x4, ale to co przeżyłem wczoraj nauczyło mnie więcej niż setka godzin oglądania filmików na Youtube. Może uda się znaleźć czas i opisać w weekend. Dacia prawie stoczyła mi się w przepaść, a ja już pogodziłem się z tym, że auto do kasacji i zastanawiałem się czy przeżyję będąc w środku, czy lepiej wyskakiwać i zostawić auto, niech leci w dół.
W Oświęcimiu też poczęstowano mnie herbatką miło obsłużono i wymieniono manetkę w expresowym tempie. W Krakowie puki co nie spotkałem się z tym czymś. Byłem w szoku jednym słowem Co do cen to się nie wypowiadam bo za nic jeszcze nie zapłaciłem i cennika nie znam.
We środę dzwonił klient, założył zamówienie i umówiliśmy się, że po pracy podjadę do niego z dostawą. Klient mieszka na zboczu sporej góry w miejscowości Porąbka.
Bardzo się ucieszyłem, bo od razu pomyślałem, że przetestuję napęd i opony w trudnych warunkach. W lecie bez problemu da się tam podjechać samochodem z napędem na jedną oś, ale w zimie wiele razy zostawiałem samochód na dole, bo nie mogłem podjechać nawet do połowy wzniesienia.
W środę za dnia mieliśmy temperaturę nieco na plusie, więc śnieg był mokry, ciężki i delikatnie się topił. Około 17 było już na minusie, do tego zaczął padać śnieg. Do klienta prowadzi droga najpierw asfaltowa, a potem gruntowa, ale jest dziwna, bo prowadzi zygzakami. Jedziemy prostką wydrążoną w zboczu góry ze sporym nachyleniem i nagle musimy zrobić ostry zwrot w prawo i jedziemy ukosem pod górę znowu prosto. Za kilkadziesiąt metrów znowu ostry skręt w lewo i znowu prosto pod górę. Za jakiś czas znowu ostro w prawo i potem znowu ostro w lewo. Nie wiem jak się to fachowo nazywa, ale nie serpentyna, tylko taki zygzak. Droga skręca pod dużym kątem i cały czas pnie się w górę. W tym przypadku zawsze po jednej stornie drogi mamy przepaść, a po drugiej mamy skarpę do której można się "przytulić". Po stronie przepaści jest 30cm pobocza, a po stronie ściany jest wąski, ale głęboki rów melioracyjny.
Powiem szczerze, że miałem duże zaufanie do opon i napędu i to zaufanie okazało się słuszne ... ale tylko w jedną stronę :)
Autko wdrapywało się pod górkę bez zająknięcia. Tylko w jednym momencie mimo napędu "4x4 Lock" stanęło kręcąc kołami, ale ruszyłem delikatnie jeszcze raz łapiąc trakcję na śniegu i poszło pod górę. Okazało się, że pod świeżą warstwą śniegu jest zmrożony na lód ubity śnieg (wcześniej mokry) i jest jak na lodowisku. Podjechałem pod samą bramę klienta, wyładowałem towar pod płotem i zabrałem się za wycofywanie w dół. Droga jest wąska, nie ma szans, aby zmieściły się dwa auta i nie ma możliwości obrócenia, więc jak wjedziemy przodem to tyłem musimy zjeżdżać (i odwrotnie). Odwrócić auto można tylko na tych załamaniach gdzie droga skręca. Jest tam trochę miejsca, ale to ryzykowne nawet w lecie, bo miejsca mało i jeden błąd i lecimy w dół.
No to jadę sobie w dół tyłem. Jadę wolno, bo było ciemno i musiałem pilnować, aby nie obetrzeć boków auta o ostre kamienie skalne. Przed pierwszym załamaniem drogi nacisnąłem hamulec ... i się zdziwiłem. Auto jak na sankach, bezwładnie zaczęło się staczać w dół. Nie miałem żadnej kontroli, ale to żadnej!
Zachowało się dziwnie, obróciło się o 180 stopni i stanęło bokiem na niższej drodze (tuż za załamaniem) tak, że tył był 30 cm od ściany skalnej, a przód był 50cm od przepaści. Tył był niżej niż przód. Auto tak stoi, a ja kombinuję co tu zrobić. Chciałem podciągnąć do przodu używając 4x4 i wyprostować, ale każda próba wyjechania kończyła się tym, że po naciśnięciu hamulca auto zaczęło staczać ślizgiem po lodzie.
W pewnym momencie przodem zawisło nad przepaścią, a ja się już pogodziłem, że runie w dół. Myślałem tylko czy wyskoczyć i zostawić je niech leci samo, czy siedzieć w środku i próbować cokolwiek zrobić.
Stałem tak zestresowany i kombinowałem co zrobić. Nagle widzę, że z góry schodzi człowiek z latarką czołową i liną w ręce. Widzę, że to mój klient i śmieje się i krzyczy z góry - Co Panie Kacprze, wyciągamy?
Zawołał sąsiada, który miał niedaleko płaski plac. Sięgnął z tego placu 25-metrową liną z Forda Rangera z oponami z kostką do mojego autka. Zaczepiliśmy linę o zawieszenie Dustera i próbowaliśmy wyciągnąć auto. Udało się Dacię wyprostować na drodze. Kilka razy jak wysiadłem z samochodu aby zobaczyć sytuację wywaliłem się i dopiero wtedy widziałem jak ślisko jest.
Sąsiad, który ma doświadczenie w takich warunkach i mój klient ocenili, że nie ma szans, aby auto zjechało na oponach, bo runie w przepaść jak tylko nacisnę hamulec. Na szczęście sąsiad miał jeszcze Suzuki i miał do niej łańcuchy, więc założyliśmy na przednie koła i powoli zjechaliśmy w dół. Na szczęścia pasowały.
Cała operacja trwała około godzinę. Ja wiem, że muszę kupić sobie do Dacii łańcuchy i muszę też mieć w schowku latarkę czołową. Poradziłbym sobie, gdybym miał ten sprzęt.
Ale co najważniejsze, ku przestrodze - Napęd 4x4 jest super, ciągnie pięknie, ale w drugą stronę (czyli hamulec) nic się nie zmienia i trzeba podczas hamowania uważać.
Mam nauczkę, muszę brać poprawkę. Dziękuję Bogu, że nic się nie stało, bo w pewnym momencie jak auto ślizgało się, to tył był już 10cm od skały, a przód był 20cm od urwiska. Mogłem nie żyć, a w najlepszym razie być połamany, a auto pewnie całe pogięte, jakby koziołkowało z bardzo stromej skarpy.
Jak już zjechałem na łańcuchach, to klient mówił, że są przyzwyczajeni i dziś to już trzeci samochód, którego wyciągali. Mówi - Taki urok gór, za to je kocham. - I bardzo chwalił napęd Dacii, dziwił się, że wyjechała. Sam zaraz poszedł zakładać łańcuchy do swojej Skody Yeti, bo powiedział, że nie ma szans jechać bez.
Pojadę tam dziś po pracy i zrobię kilka zdjęć. Zobaczycie o czym mówię, bo ciężko to sobie wyobrazić. Zobaczycie jak wyglądają te drogi.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum