[piku]

To tytuł felietonu Macieja Brzezińskiego w Auto Świat 10/2018 (5 marca). Autor dowodzi, że samochody elektryczne wciąż są kłopotliwe, a gdy przestaną być dotowane (a musi to nastąpić, gdy staną się masowe - na razie biedni, których na nie nie stać dotują zamożnych, których stać), zaczną być drogie; nie tylko w zakupie, ale i eksploatacji. Podobnie hybrydy. Okazuje się też, że silniki benzynowe emitują ogromne ilości niezwykle małych cząstek stałych, stąd znacznie bardziej szkodliwych od dieslowskich i trudniejszych do wychwycenia na filtrach. Autor już nie pisze, że to znaczy, ni mniej ni więcej, tylko tyle, że mania z niewpuszczaniem diesli do miast czy z ograniczaniem ich liczby administracyjnie jest motywowana "zwykłą" ideologią (co już dawno podejrzewałem, zważając z jakiej strony sceny ideowej jest to propagowane). Co więcej, autor sugeruje, że producenci aut zdają sobie sprawę z ograniczonych możliwości wyczyszczenia spalin silników benzynowych i intensywnie pracują nad udoskonaleniem diesli. No i wreszcie pisze na samym końcu znaną propagandystom, ale ukrywaną prawdę - to nie silniki aut powodują smog, tylko zły węgiel spalany w domowych piecach (moim znajomi uważają, że chodzi o ten importowany z Rosji i Ukrainy). Warto tu dodać, że jedynym skutecznym sposobem na zmianę sytuacji pod tym względem (czystości powietrza) jest niezwykle tani prąd; tak tani, aby opłacało się nim grzać. Elektrownie węglowe nie są wielkimi trucicielami powietrza, gdyż w skoncentrowanym źródle zanieczyszczeń łatwo zainstalować niezwykle wydajne filtry, a mamy w tym dobre doświadczenia.
Zatem, Koleżanki i Koledzy: nie bójmy się diesli.

[defunk]

Ze spalaniem kopalin jest jeszcze inny problem -- ropa służy nam także do wykonywania tych plastikowych elementów w kokpicie aut, jak ją całą spalimy, w Daciach będzie trzeba montować drewniane nomen-omen deski rozdzielcze

[piku]