Dzisiaj rano, gdy obudziłem się w Mucznym lało i było zimno. Ruszając na południe miałem nadzieję, że zimny front nie załapie Rumunii. Koło Komańczy przestało padać a na Słowacji było już całkiem przyjemnie, lecz bez słońca. Na Węgrzech już od Tokaju zaczęła się psuć pogoda i z każdym kilometrem coraz bardziej padało. Rumunia też przywitała mnie deszczem, zakupy w Baia Mare i co robić ? Rozważałem biwak nad Jez. Firiza u stóp Gór Gutai, ale wiatr jak by przewiewał trochę chmury co mnie skusiło wyjechać na Ignis 1307m n.p.m. Po drodze odkryłem fajny wodospad, który wcześniej jakoś się chował przed nami. Gdy wyjechałem na połoninę nie było już tak kolorowo, piździło jak nie powiem gdzie i widoczność na 10m. No ale jak już wjechałem tak wysoko to postanowiłem zostać do jutra, a nóż rano wyjdzie słońce a po deszczu doliny przykryje mgła, zobaczymy. Na razie siedzę w samochodzie, nawet nie rozbijałem namiotu bazy, bo mógłby odfrunąć ;). Posiedzę jeszcze chwile i pewnie uderzę w kimono. Jestem sam i przez tydzień nie będzie do kogo ryja otworzyć, reszta ekipy dobije do mnie dopiero w sobotę.
Wstałem na wschód słońca i mała niespodzianka, co ja tu qurwa na szkołę przetrwania przyjechałem ? Na pocieszenie została mi kawa w moim camperku ;) Mam nadzieję, że jakoś zjadę z tej góry po tym śniegu
Przepraszam, ale tak sobie śpisz w samochodzie, z prysznica solarnego, jak widać, skorzystać nie możesz (do tego cygarety i palnik) - nie obawiasz się, że po kilku takich wyprawach będzie ci w aucie szczurzyło skarpetkami jak w dworcowej poczekalni?
Pogodę rzeczywiście sobie wybrałeś średnią. Nie wierzyłeś w prognozy? Łańcuchy pewnie zostały w garażu... Ja wczasowałem 30.04-3.05. i to już był ostatni dzwonek, wracałem przez deszcz, ale na Węgrzech pogodę miałem 100/100.
A IraS znowu w pięknych okolicznościach przyrody
Góry to góry. Tam prognozy pogody są orientacyjne. Nawet w środku lata mogą zdarzyć się różne ciekawe zjawiska, łącznie z błyskawicami bez grzmotów i burzy, śniegiem, przymrozkiem w nocy i upałem w dzień
Znam to z autopsji. Sam w górach przeżyłem nawet swego czasu silne trzęsienie ziemi (w Azji). To jest dopiero hardcore
Zjazd poszedł bezproblemowo, jedynie na połoninie było ślisko a w lesie już śnieg tylko na drzewach. Soczysto zielony las w białej szacie wyglądał niesamowicie, nawet zając zatrzymał się na chwilę i chłonął widoki. Złapałem go potem nad Jez. Firiza a dokładniej zaliczyłem niezły dupoślizg, dobrze, że wyhamowałem przed jeziorem. W miejscowości Firiza kilka ciekawych chatek i na dole też temperatura znośna, dało się nawet coś zjeść na powietrzu.
eplus, odkurzy, umyje, wietrzenie, ozonowanie i wietrzenie i będzie na rynku wtórnym "zadbana nówka"... I każdy będzie myślał jak to właściciel dbał o samochód, nawet jak coś poniszczone będzie...
Tak się wczoraj w nocy wygrzałem, że odpuściłem sobie na razie wysokogórskie wycieczki ;), poczekam na lepszą pogodę. Wpadłem do Baia Mare wymienić walutę trafiłem na taki kurs euro, że na 300E jestem do przodu 60 zł :). Potem udałem się w południowy Maramuresz poniżej Baia Spire, pokręcić się po wioskach w których jeszcze nie byłem.
Danesti
Cetatele
Kaplica cmentarna w Surdesti
Surdesti
Surdesti
Plopis
Surdesti, w tle Ignis, gdzie spędziłem ostatnią noc.
Marka: była Dacia
Model: był Duster 4x4 szary bazalt
Silnik: był 1,6 16v
Rocznik: był 2012
Wersja: Laureate Plus Pomógł: 53 razy Dołączył: 12 Paź 2011 Posty: 3865 Skąd: Włodawa
Wysłany: 2012-05-14, 18:22
gratuluję wysokiej jakości fotek, szczególnie tych we wnętrzach - mógłbyś poszukać sponsora i pomyśleć o wydaniu foto-albumu z rumuńskimi klimatami
Ostatnio zmieniony przez Dar1962 2012-05-14, 18:23, w całości zmieniany 1 raz
Jako ostatni cel w dniu dzisiejszym zaplanowałem cerkiew wpisaną na listę Unesco w Rogoz, zresztą dwie poprzednie też widnieją na tej liście. Jadąc do celu, tuż przed Targu Lupus na przełęczy wypatrzyłem dróżkę pnącą się gdzieś jeszcze wyżej i postanowiłem ją sprawdzić. Dzięki temu znalazłem świetne, widokowe miejsce na biwak, zapadła decyzja jadę do Rogoz i wracam w to miejsce na biwak. Po zaliczeniu Rogoz rozbiłem biwak we wcześniej upatrzonym miejscu. Zakupiłem rano kiełbaskę na ognicho, ale pogoda robiła sobie jaja i co pół godziny padał deszcz. W przerwach nanosiłem trochę opału, a nawet zrobiłem porządne mycie bo zrobiło się cieplej. Nagle ze stadem owiec pojawił się właściciel terenu i okolicznego lasu, zaczęło się od papierosa, potem poczęstowałem ursusem i kawą. Rumuńska gościnność sprawiła, że gościu chwycił za swoją siekierę i natargał mi drewna na trzy dni i jeszcze porąbał. Drugi Ursus i uświadomiłem sobie, że już prawie znam rumuński, bo jakoś się dogadywaliśmy :) Gdy zaczęło się ściemniać, gość mnie opuścił a ja wrzucam ostatnie fotki z dzisiaj i idę posiedzieć jeszcze przy ognisku.
To już moja 14 wyprawa do RO każda min. 2 tyg. to już trochę, no może bardzo trochę łapię rumuński. Kiedyś uczyłem się włoskiego a to bardzo podobne języki.
Grunt to się dobrze ustawić, ustawić samochodem. Rano na wschód słońca nie wychodząc ze śpiwora otworzyłem tylko drzwi zrobiłem zdjęcia, trzasnąłem drzwiami i poszedłem dalej spać. Długo jednak nie pospałem, bo słońce nagrzało samochód jak piekarnik. Dziwne wczoraj śnieg a dziś od rana upał jak w lipcu. Wykorzystałem to na poranne kąpiele i zasiadłem do śniadanka. Pijąc kawę zastanawiałem się gdzie dzisiaj uderzyć, postanowiłem odwiedzić kilka wiosek w okolicy Targu Lapus. Cienkie kreski dróg na mapie oznaczały, że asfalt tam nie dochodzi, a znaczki drewnianych świątyń kusiły. Na pierwszy ogień poszła wieś Dobricu Lupusului, znalazłem w niej aż dwie drewniane cerkiewki. Podróżowanie samemu ma jednak swoje plusy, nie trzeba się nigdzie śpieszyć ani jechać tam gdzie się zaplanowało, a może skręcę tu, a może tam. Można usiąść przy cerkwi i wsłuchiwać się w odgłosy wsi, obserwując pracę mieszkańców i chłonąć zapachy mięty pomieszane z zapachem obornika. Przy drugiej cerkwi nieoczekiwanie zaliczyłem drugie śniadanie, na podwórku jednej z zagród wrzała ciorba. Najpierw zawołano mnie na degustację, zupa z drewnianej łyżki smakowała wyśmienicie, była chyba gulaszowa ze sporym dodatkiem grzybów. Gdy okazałem swój zachwyt potrawą, musiałem jej zjeść całą michę, czego oczywiście nie żałowałem, bo była naprawdę pyszna.
Stoiceni powitało mnie też dwiema drewnianymi cerkwiami, pierwsza co prawda malutka, a druga na górze już większa. Gdy już spenetrowałem wieś i kierowałem się do następnej na przeszkodzie stanął grzbiet górski, szutrową drogą powoli wspiąłem się na przełęcz z której widać było następną odizolowaną od świata wioskę - Costeni. Jednak zanim zjechałem z przełęczy zrobiłem kilka fotek i stwierdziłem, że to idealne miejsce na biwak. Godzina jednak była tak wczesna, że marnotrawstwem było by zakończenie tutaj wycieczki. Pomyślałem, że przecież zawsze mogę tu wrócić jak nic ciekawszego nie znajdę na obozowisko.
Ostatnio zmieniony przez IraS 2012-05-15, 17:45, w całości zmieniany 1 raz
Wypatrywanie wśród bujnej zieleni strzelistych marmaroskich cerkwi sprawiało mi coraz większą przyjemność. Tak wypatrując i wypatrując wjechałem do Costeni. Usiadłem w cieniu cerkwi podglądając codzienne, pewnie ciężkie życie mieszkańców. Jakie mam szczęście, że mogę to wszystko chłonąć, pewnie i te tutejsze klimaty z czasem przeminą, wszystko stanie się plastikowe, poukładane pod linijkę. Przyjadę tutaj za 10 lat i co ? w każdej zagrodzie będą warczały kosiarki, równiutkie trawniki, piękne elewacje, wypasione ogrodzenia, równiutkie asfalty sfinansowane z UE. No trudno, im też się to należy, wtedy poszukam następnej Rumunii pewnie dalej na wschód, ale na razie trzeba korzystać, że mamy take piękne klimaty tak blisko domu. I następna przełęcz a za górą czeka Cupseni, ciekawe co tam zobaczę ?
Jak to jest, że jeżdżąc po Rumunii słucham serbskiej muzyki ? Goran Bregovic, kapela Emira Kusturicy bardziej mi pasuje do tych klimatów niż żadna inna muzyka. No i ostatnio taka eurowizyjna, serbska piosenkarka Marija Serifovic. I przy tych rytmach wjechałem do Cupseni i muza jak najbardziej pasowała do klimatów. Nie widziałem na czym się skupić, czy na dwóch cerkiewkach czy na sąsiadującej z nimi zagrodzie. Zagroda wygrała, na początku nieśmiało pstrykałem fotki parze starych ludzi, pomimo ubogiego obejścia wyglądali na szczęślwych, staruszka pewnie kiedyś była piękną kobietą, jak większość rumunek ;). Na migi z przyzwoitości próbowałem się spytać czy mogę ich fotografować, ale chyba się nie dogadaliśmy. Z odsieczą przyszła ciut młodsza sąsiadka, która próbowała nawiązać ze mną kontakt, skończyło się na tym, że załapała, że ja Poloneze. Przekazała tą sensacje babuszce, która twardo do mnie nawijała po Rumuńsku. Niestety babinka chyba nie wiedziała, że jest taki kraj jak Polska, więc bystra sąsiadka dla spokoju powiedziała, że ja ingleze ;). Skończyło się na tym, że zostałem zaproszony do ich bardzo skromnych progów, bym mógł uwiecznić jak mieszkają. Gdy wyjechałem z Cupseni cały czas miałem w oczach to domostwo i chyba te fotki chciałbym zadedykować Panu paprykarzowi - Jak żyć ?
Po Cupseni już mnie chyba nic dzisiaj nie zaszkoczy i nie zaskoczyło, ale też było ciekawie. W Ungureni ze wzgórza cerkiewnego znowu podglądałem ludzi przy ich codziennej pracy, potem przez Libotin powróciłem do bardziej cywilizowanych klimatów. Obrałem kierunek na bardziej znane marmaroskie tereny, dolinę Mary i Izy, ale z postanowieniem, że biwakuje w pierwszym lepszym, fajnym miejscu.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-05-15, 20:51
Jak czytam i oglądam takie rzeczy, to miewam wrażenie, że trochę zmarnowałem życie na te komputery i sysadmiństwo. ;)
Jak wrócisz, to będę miał pytania o zdjęcia - tyle, że nie o sprzęt, bo już mówiłeś, a o workflow - jak Ci się udaje tak szybko je obrabiać, watermarczyć i publikować? Bo mi to wieki zajmuje nieodmiennie.
Obróbka to taka z automatu, bo laptopik maleńki na wyjazdy, do tego jeszcze w dzień prawie nic nie widać na ekraniku, więc auto pozimy, kontrast, cienie podświetlenia i kolory. Potem przychodzi zima i jest czas poznęcać się nad fotkami na dużym ekranie. A czas akurat teraz mam bo przez tydzień bujam się sam, ale już w sobotę dojeżdża ekipa i nie będzie tyle czasu na tak rozbudowane relacje ;)
I tak sobie jechałem a to w prawo a to w lewo, Lapus z góry i dalej na północ. I znowu a to w prawo a to w lewo i jest, jeziorko, przytulnie i 3G internet, czego więcej do szczęścia potrzeba. Stanął domek socjalny, coś na ząb, piwko, trochę wylegiwania się na słonku, bo jak świeci to i tak nic w laptopie nie widać. Atakuje mnie jakieś dziecko wędkarzy po sąsiedzku, mimo, że nie trybie co do mnie mówi to się uśmiecham i nawijam mu po polsku żeby spadał bo jest upierdliwy jak mucha. Nie dociera do niego, cały czas coś mi opowiada, jeździ mi jakimś resorakiem po stoliku, warczy jak BMWu, aż w końcu ojciec go wała i opierdala. Jak gówniarz w końcu sobie poszedł to przez obozowisko przetoczyło się stado kóz i krów, młody byczek został. Wypieściłem go za uszkiem aż zaczął się łasić jak kot, ale był zbyt ciekawski i wsadzał mi swój obśliniony ryj do Daci, potem jeszcze zaglądał do domku socjalnego, zawadził o statyw który pierd...ął go w nos i uciekając wyrwał mi sznurek od namiotu. W końcu zapadła cisza, wędkarze się zawinęli, cykały tylko świerszcze i rechotały żaby. Sielanka jednak szybko się skończyła, po gówniarzu, kozach, krowach i bykach przetoczyły się jeszcze trzy burze, waliło zdrowo więc zająłem bezpieczną pozycję w daciowym camperze. Gdy w końcu wszystko przeszło, wyszedłem z ukrycia zrobić jeszcze kilka fotek i powoli trzeba iść spać, bo jutro znowu skręcę a to w prawo a to w lewo.
Dzisiaj słońce nie wygoniło mnie z samochodu, niebo zachmurzone, góry parują, jedyny plus to, że nie pada i jest ciepło. Kawa, śniadanie, druga kawa, pogoda jakoś nie nastraja do działania. Sprawdzam ICM, dwa dni pochmurne i deszczowe, dobrze, że ciepły front z nad morza czarnego daje ciepło, bo było by całkiem do bani. Komputer informuje mnie, że już środa, miałem dziś jechać na północ w Maramuresz, w dolinę Mary i Izy, chodziły mi też po głowie Góry Rodniańskie i Ineu od Przeł. Rotunda, ale pchać się tam w taką lichą pogodę ? Bez sensu. Dopiero w piątek ma być pogoda sprzyjająca wędrówkom górskim, ale w sobotę mam czekać w Bihor na resztę ekipy. Dobra daję za wygraną i zamiast na północ kieruję się na południe. Zbaczam na chwilę do Razoare, przeczucie mnie nie myli, jest drewniana cerkiewka. Potem podjazd na przełęcz nad Valenii Lapusului, zatrzymuję się na chwilę bo góry pięknie parują, przez teleobiektyw wypatruje cygańską osadę. Trzeba tam zajechać i spróbować coś sfocić, nie jest to łatwe, zatrzymanie samochodu równa się z oblężeniem dzieciarni i żebractwem. Oblepiają samochód jak muchy i ciężko się z takiej sieci wydostać, więc jedną ręką kieruje, w drugiej trzymam aparat i robię zdjęcia w biegu a i tak pędzi do mnie ze wszystkich stron dzieciarnia.
Góry Gutai, poranek w Roia
Góry Gutai, Razoare
Góry Gutai, przełęcz nad Valenii Lapusului
Góry Gutai, przełęcz nad Valenii Lapusului - osada cygańska
Powoli w dół, czyli na południe, resztki Gór Gutai lub jak kto woli Lapus, bo co kraj to inny podział Karpat. Wąwóz Babei, nic specjalnego, ale skoro przejeżdżam to i parę pstryków zrobiłem, jakaś stana (bacówka), jacyś Cyganie koszą trawę w przydrożnym rowie, ściągam ich z daleka tele, ale i tak mnie namierzają i dzieciarnia pędzi w moją stronę, dobrze że mam auto ;). Opuszczam Karpaty Wschodnie i powoli zaczynają się Zachodnie, pierwsze pasmo to Góry Mesesului. W Rastoci wypatruję kolejną drewnianą cerkiewkę, a chwilę potem bajkową chatynkę. To nie żadna izba pamięci to domostwo, jest zamieszkane, w kurniku gdaczą kury, drzwi do kurnej chaty uchylone, czekam może pojawi się w nich jakaś babuszka. Ech jak bym chciał zajrzeć do środka, może ktoś wyjdzie, może się dogadam, nic z tego, moje wyczekiwania kończy deszcz, który z nienacka wylewa wiadra wody na mój aparat, trzeba wiać do auta.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum