Co do jazdy po Warszawie - muszę przyznać, że jeździło mi się tam całkiem dobrze i płynnie (mieszkałem tam 6 lat). Po powrocie do Krakowa - przeżyłem koszmar!!! Odniosłem wrażenie, że w Krakowie ludzie nie umieją jeździć...a przynajmniej jeździć dynamicznie.
Ale z kolei nienawidzę samochodów z pierwszą literką "W" na rejestracji, a raczej zachowania ich kierowców... Niestety - prezentując jazdę dynamiczną poza Warszawką - prezentują przeważnie także szczyt cwaniactwa i zwykle chamstwa. (standardowy numer to jazda pasem do skrętu np. w lewo do samego końca a potem nagle zmiana pasa na wprost - oczywiście po ominięciu kilkunastu stojących grzecznie w korku pojazdów).. Brak wiary w kierunkowskazy to inny ich grzech...
Choć pewno większość z tych aut to auta w leasingu.. jak to mówią:
"-jakie auto jest najtańsze w utrzymaniu?
- auto służbowe!"
Ale podsumowując - wolę dynamicznie jadącego przewidywalnego "Warszawiaka" niż ślamazarnego nieprzewidywalnego "Krakusa".
p.s.
Nie jestem z pochodzenia ani Warszawiakiem ani Krakusem, więc żadnych animozji lokalnych nie mam.
Ale podsumowując - wolę dynamicznie jadącego przewidywalnego "Warszawiaka" niż ślamazarnego nieprzewidywalnego "Krakusa".
Każdy ma prawo wybrać źle.
Zażartowałem sobie tylko. Wczoraj jechał przede mną gość, jak sądzę łodzianin, którego powinno się zutylizować. Po prostu części z kierujących brakuje umiejętności, a części rozumu.
A na poważnie to myślę że połowa z tych "warszawiaków" to ludność napływowa. No, ale w mojej opinii mają co chcieli.
Ostatnio zmieniony przez stempik 2012-04-04, 11:40, w całości zmieniany 3 razy
To nie kwestia "warszafki", w każdym dużym mieście część kierowców to nadęte cwaniaczki którzy myślą że są królami szos. Przejeżdżając w zeszłym roku przez warszawę specjalnie nic niepokojącego nie zauważyłem oprócz dwóch rzeczy:
1)bardzo specyficzna wykładnia żółtego/czerwonego światła na sygnalizatorze. Żółte było synonimem zielonego dla wielu więc but w podłodze i jazda. Początkowa faza czerwonego podobnie, z tym że już bardziej stresująco - na zasadzie "o Ku**a, może się uda"
2)Niechęć do sygnalizowania zmiany pasa... Albo masowe przepalanie się żarówek w kierunkowskazach, nie wiem... Jak dla mnie dziwne, zazwyczaj gdy mam możliwość to ułatwiam zmianę pasa ruchu, ale czytać w myślach nie potrafię.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004
Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-04, 14:35
benny86 napisał/a:
Przejeżdżając w zeszłym roku przez warszawę specjalnie nic niepokojącego nie zauważyłem oprócz dwóch rzeczy:
1)bardzo specyficzna wykładnia żółtego/czerwonego światła na sygnalizatorze. Żółte było synonimem zielonego dla wielu więc but w podłodze i jazda. Początkowa faza czerwonego podobnie, z tym że już bardziej stresująco - na zasadzie "o Ku**a, może się uda"
Wynika to z faktu, że nikt nie przestrzega ograniczeń prędkości, a przy 80 km/h i zółtym świetle zazwyczaj bezpieczniej jest po prostu dać w palnik i przelecieć. Po paru miesiącach prowadzi to do zjawiska, kiedy na widok żółtego światła Warszawiak odruchowo wciska gaz. :D Mi ciężko było się odzwyczaić, ale przy 50 km/h zupełnie nie ma problemu żeby się zatrzymać. :)
benny86 napisał/a:
2)Niechęć do sygnalizowania zmiany pasa... Albo masowe przepalanie się żarówek w kierunkowskazach, nie wiem... Jak dla mnie dziwne, zazwyczaj gdy mam możliwość to ułatwiam zmianę pasa ruchu, ale czytać w myślach nie potrafię.
No bo przecież wrogom nie zdradza się zamiarów. ;D Większość kierowców jazdę w godzinach szczytu traktuje jak walkę o czas i terytorium. Kierunkowskazów nie używa celowo lub z lenistwa. Jest jeszcze osobna kategoria, rzadziej spotykana, osobników, którzy sygnalizują w trakcie albo nawet po manewrze ("manewr się udał!" ;D). Absolutnymi mistrzami są taksówkarze, którzy poza nieużywaniem kierunkowskazów (bo się "mrygi" zużywają ;) dodatkowo jeszcze nie potrafią utrzymać się na swoim pasie ruchu ("zajmę dwa, bo wiadomo, gdzie będę jechał?" albo "kręcenie kierownicą zużywa opony" ;), sygnalizacja ich nie dotyczy ("no to co, że czerwone, ja tu sobie stanę na środku skrzyżowania, bo przecież nie ma gdzie zjechać, a wy sobie pojedziecie na następnej zmianie świateł..."), ale za to mogą zatrzymać się zawsze i wszędzie ("no to co, że środek ulicy, klient szuka drobnych!"). No ale to profesjonaliści. ;)
Przyznam że skruchą że możesz mieć rację. Ale to tylko kiedy mam skręcić w Żeromskiego ,
Bo w innych sytuacjach, staram się pamiętać o odpowiednio wczesny zasygnalizowaniu.
;) przelatywanie na żółtym jest ogólnonarodowym standardem, a jak ktoś chce się wyłamać to w stosunkowo niedługim czasie ktoś parkuje u niego w bagażniku ;)
Może Daćką to nie grozi ze względu na to że mamy hamulce jakie mamy, ale czym droższy samochód tym częściej widać (np. na alledrogo) solidnego dzwona w tył ;p
Ostatnio zmieniony przez czaju 2012-04-04, 17:35, w całości zmieniany 1 raz
;) przelatywanie na żółtym jest ogólnonarodowym standardem, a jak ktoś chce się wyłamać to w stosunkowo niedługim czasie ktoś parkuje u niego w bagażniku ;)
Przerabiałem to przy poprzednim samochodzie, choć wyjeżdżający na czerwonym z podporządkowanej golf wywarł niemałą presję aby jednak hamować a nie dawać w palnik. Ja zahamowałem, koleś za mną już nie. Pech chciał że miał prawko zatrzymane za punkty więc w sądzie podobno usłyszał o 1 paragraf więcej, a policjant twierdził że i ubezpieczyciel upomni się o zwrot odszkodowania. Wniosek - na cwaniaczków najlepszą represją jest jego portfel.
mi na przykład serce by pękło gdybym usłyszał że Sandy ma pogięte podłużnice i nawet gdyby klient dostał pierdyliard złotych grzywny to nadal nie zmieniłoby tego faktu ;)
czaju, jeśli mam walnąć w palanta który śmignął zdecydowanie na czerwonym(gdy zapaliło się "moje"żółte, on po kilku sekundach był na środku skrzyżowania) to wolę mimo wszystko hamować - zawsze jest szansa że jednak samochód z tyłu w nas nie uderzy....
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004
Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-04, 18:42
Przy przesuwaniu się 50 km/h problem nie występuje. :) 99% nie jest w stanie znieść takiego tempa i mnie wyprzedza. Pozostali nie mają problemu z wyhamowaniem przy tej prędkości. :]
Prędkość wtedy była siłą rzeczy niewielka, gdzieś właśnie w okolicy 50km/h, ale jeśli ktoś uporczywie siedzi Ci na zderzaku, kuku jest nieuniknione... Owszem, droga hamowania przy 50 jest zdecydowanie krótsza niż przy 80, ale mimo wszystko jej wartość jest większa od 0...
rozumiem każdą postawę. Pamiętajmy również że światła są również na innych drogach, poza miejskich, gdzie np. dozwolone jest 70km/h. No i tutaj naginanie prędkości jest znacznie częstsze.
Anyway jeśli możesz się zatrzymać na żółtym w sposób płynny - jak najbardziej. Jeśli jednak masz się zatrzymać za sygnalizatorem, to warto zadać sobie pytanie czy nie bezpieczniej jest jednak przelecieć na żółtym.
Do czerwonego to się nie tyczy, bo... nawet jadąc 90km/h+ jeśli zauważysz żółte to albo jesteś w odległości umożliwiającej zatrzymanie, tudzież opuścisz skrzyżowanie zanim inni będą mieli zielone i tyle w tej kwestii. Gwałtowne hamowanie nigdy nie jest dobre...
rozumiem każdą postawę. Pamiętajmy również że światła są również na innych drogach, poza miejskich, gdzie np. dozwolone jest 70km/h. No i tutaj naginanie prędkości jest znacznie częstsze.
owszem, światła są ale z moich obserwacji wynika że mają kompletnie inaczej ustawiane cykle wyświetlanych sygnałów. Niestety żadne ustawienie nie pomoże (nawet baaaardzo długie żółte światło) jeśli ktoś ma je w głębokim poważaniu. W zamyśle to bardzo proste urzędzenie: zielone-jedziemy,żółte - przejeżdżamy TYLKO I WYŁĄCZNIE gdy jesteśmy w bezpośrednim pobliżu sygnalizatora, a normalnie przygotowujemy się do zatrzymania/ruszenia, czerwone - kategorycznie stoimy.
Niestety, polaczki zawsze mają swje zdanie i swoje nawyki...
ok, ale zatrzymajmy się komfortowo, bo jeśli będzie za nami pojazd poruszający się jednak trochę szybciej, to czas na redukcją prędkości do naszej wartości może być dłuższy niż ilość miejsca którą zostawił.
Raz mi się zdarzyło z premedytacją zignorować sygnalizację. Po prostu z obserwacji wynikało, że nie ma szans żeby jakiś pojazd pojawił się tam w ciągu kilku sekund i zmęczony dwiema podobnymi sytuacjami przejechałem widząc nad głową zapalające się czerwone światło. IMHO nic nie jest czarne albo białe.
Jednocześnie wiem o jakiej sytuacji mówisz (ktoś przejeżdżający na bardzo późnym żółtym w sumie bez żadnego większego powodu mimo, że wkoło jednak jest sporo samochodów) i tego jak najbardziej nie pochwalam, bo jest sporym utrudnieniem, dla ludzi takich jak ja, którzy dynamicznie startują spod świateł, ażeby jak najwięcej samochodów zdążyło przejechać
Dlatego zaznaczyłem, aby nie hamować gdy jesteśmy naprawdę blisko sygnalizatora. Inna sprawa, że jadąc w ciągu dnia, w centrum miasta, przy gęstym ruchu, można przewidzieć że jednak z innych kierunków ruchu też będą nadjeżdżać samochody...
Również dość dynamicznie ruszam, nie tylko spod świateł, ale przekonałem się że to też nie jest tak oczywiste... Kumpel kiedyś ruszając dość ostro spod świateł "ugotował" cwaniaczka który z pasa do lewoskrętu chciał pojechać prosto - po prostu nie spodziewał się że nie d arady się wepchnąć, prędkość była znaczna, więc zatrzymał się na barierkach rozdzielajacych jezdnie...
bo fakty są niestety takie, że ludzie ślamazarnie ruszają (ok, rozumiem, można się zagapić, ale jak już np. w Krakowie jest mnóstwo "odliczaczy" to tego nie rozumiem)
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004
Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-04, 21:34
Nawet jak nie ma odliczaczy, to nie jest dużą filozofią wymyślić, kiedy zapali się zielone. Zamiast gapić się w dal i dłubać w zębie, wystarczy rozejrzeć się dookoła - najprostszym wskaźnikiem rychłego zielonego są światła dla pieszych. Często też widać sygnalizację dla kierunku poprzecznego, wystarczy popatrzeć i pokombinować - jeśli nie widać wprost, to może odbija się komuś w karoserii albo w jakiejś szybie? :) Jeśli nie jest się pierwszym do ruszenia i nawet naszych świateł nie widać bezpośrednio, to bardzo często widać je odbite w bokach samochodów przed nami. Jeśli nawet tego nie widać, to można spojrzeć na światła stopu parę samochodów przed nami - jak zgasną, to pewnie kierownik się zbiera do ruszenia, więc można poszukać biegu, itp. Sam stojąc na światłach zazwyczaj mam wciśnięty hamulec, zaś widząc którąś z powyższych przesłanek wrzucam bieg i puszczam hamulec, więc stojąc za mną można po prostu zrobić tak samo po zgaśnięciu moich świateł stopu. :]
I moje ulubione - definicja "nanosekundy": czas, jaki mija od momentu zapalenia się zielonego światła do momentu, kiedy typ za tobą zaczyna trąbić. ;)
Przyznam że skruchą że możesz mieć rację. Ale to tylko kiedy mam skręcić w Żeromskiego ,
Bo w innych sytuacjach, staram się pamiętać o odpowiednio wczesny zasygnalizowaniu.
"staram się pamiętać" A to jakiś plan do wykonania, o którym można zapominać/zapomnieć? Ja myślałam (chyba naiwnie), że to odruch niewymagający uruchamiania szarych komórek
Marka: Dacia --> Renault
Model: Duster 2 --> Kadjar
Silnik: 1.2 TCe 1.5 dCi EDC
Rocznik: 2017(m2018) --> 2017
Wersja: Prestige
Dołączył: 20 Kwi 2010 Posty: 1700 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-04-05, 12:07
Głupi temat z głupim tytułem. Nie wiem po co ktoś dzieli Polskę tudzież Świat na Warszawę i inne miasta. DKPL to jedna chyba rodzina, a kierowcy to kierowcy, tak?
"staram się pamiętać" A to jakiś plan do wykonania, o którym można zapominać/zapomnieć? Ja myślałam (chyba naiwnie), że to odruch niewymagający uruchamiania szarych komórek
Chyba naiwnie. Ale widać to z pewnej perspektywy, i oczywiście w chwili przebłysku świadomości.
Wiem z autopsji.
Ostatnio zmieniony przez stempik 2012-04-05, 12:52, w całości zmieniany 1 raz
Głupi temat z głupim tytułem. Nie wiem po co ktoś dzieli Polskę tudzież Świat na Warszawę i inne miasta. DKPL to jedna chyba rodzina, a kierowcy to kierowcy, tak?
Nie ja założyłem ten temat i nie ja dałem mu taki tytuł - to tak gwoli wyjaśnienia i zabicia "w zarodku" ewentualnych animozji Warszawsko - Krakowskich
Bo wiem, że takowe istnieją... a niech przykładem będzie to, że jak pracowałem w latach 90 tych w Wawie miałem auto na "starych" czarnych tablicach (TAR....) jeszcze z woj. tarnowskiego... Pracowałem z Krakusami i mieli auta na rejestracjach krakowskich (KVA...)
Parkowaliśmy zawsze w Wawie koło siebie...
Efekt był taki, że oni 2 razy stracili szybę i mieli "porysowanie" autko gwożdziem..Moje nieruszone
Napisałem post w innym temacie, a ktoś zrobił z tego osobny temat. Generalnie chodziło mi tylko o próbę porównania stylów jazdy w miastach większych, mniejszych i poza miastami - takie luźne spostrzeżenia.
Całe życie jeździłem po Tychach więc dla mnie wypad do Warszawy czy też Krakowa to był jeden wielki szok.
U nas miasto było budowane w prężnych latach 60 i 70 tak więc w niemal całym mieście mamy szerokie 2 pasmowe drogi i rondka na każdym skrzyżowaniu, kulturka na całego w kilkanaście minut jestem w stanie dostać się z jednego końca miasta do drugiego.
W warszawie czułem się jak na arenie w walce o śmierć i życie :D Ścisk niemiłosierny, włączenie kierunkowskazu dla kierowcy było automatycznym przyzwoleniem na wwalenie się przed twoją maskę itd... Przy większych korkach widziałem auta które objeżdżały czekającą kolumnę poboczem
Aha no i chyba jedyne miasto w Polsce które nie ma obwodnicy??
W Krakowie masakra jeśli chodzi o ilość samochodów na m2 ale też jakby większa kulturka jazdy bez szaleństw. Nie odczuwałem jakiejś większej presji. Do Krakowa jeżdże w zasadzie tylko pod stadion Cracovii na mecze więc też za bardzo nie wiem jak jest w reszcie miasta, raz tylko byłem w Nowej Hucie i raz pod Aquaparkiem, tak to objeżdżam obwodnicą...
Ostatnio zmieniony przez aksel 2012-04-10, 07:53, w całości zmieniany 1 raz
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum