Wysłany: 2012-10-15, 13:12 Hybrydą na Hybrydach czyli 3000 km po Szkocji
No i musiałem na 6 dni zdradzić moją Panią Daćkę... Zamarzyła nam się Szkocja, a że od słów do internetowych czynów droga krótka to przysiedliśmy do kompa i w godzinę zarezerwowaliśmy samolot, hotel i samochód na koniec września. Całość w totalnie budżetowej cenie 800 PLN na osobę (w paczce RyanAir, Ford Focus z Hertza i Hotel w Glasgow). Dopiero później poszliśmy po rozum do głowy i porady od polskich szkotów...
W kolejności ostrzegano nas:
1. Pogoda pod koniec września a właściwie jej totalny brak...
2. Jazda do Szkocji (bo ze Stansted pod Londynem) i po Szkocji z kierownicą po niewłaściwej stronie ( a już pod żadnym pozorem NIE PAKOWAĆ SIĘ DO GLASGOW!!!)
3. Ceny, ceny ceny.. (żywność, bilety, paliwo)
4. Śmiertelne ryzyko przypadkowego nazwania Szkotów Anglikami i dodawania lodu do szkockiej (za dodanie coli rozrywają końmi).
Mądry Szkot po zapłaceniu wszystkiego przez internet... Pokiwaliśmy głowami, że oczyyywiście.... zastosujemy się...
No to wio... Po przejściu cyrku z dostaniem się na pokład najtańszej linii lotniczej świata i odbyciu wizyty na bazarze w Bangkoku (na pokładzie stewardesy próbowały nam sprzedać wszystko od pamiątkowej szpilki aż do dodatkowego wyposażenia Boing'a 737 w rakiety przechwytujące "Cruise") wylądowaliśmy na płycie lotniska skąd na piechotę a jakże dotelepaliśmy się do terminalu. W punkcie Hertza miła pani stwierdziła, że Fokus jest niedostępny... Zawrzało we mnie " Mogę Panu dać inny wóz. Jeździł pan kiedyś automatem". No jaaaaaa, oczywiście. Dostałem kluczyki i za chwilę meldowaliśmy się pod drzwiami białego, nowiutkiego Auriusa. HYBRYDY... Czisus... nie dość, że kierownica nie tam gdzie trzeba to jeszcze ten pasztet. Gdzie instrukcja obsługi?
Po zastosowaniu procedury startowej na miarę wahadłowca i wciśnięciu przycisku start ... nic się nie zadziało. Wóz stał jak zaklęty cichy i zimny jak głaz. Zdegustowany chciałem powtórzyć procedurę, niechcący puściłem hamulec i... świat się poruszył. W ciszy. Hybryda...
Bezstopniowa skrzynia, tylko trzy tryby pracy (tylko elektrycznie, ekologicznie i z pełną mocą) i jedynie dwa pedały sprawiły, że można się skupić na walce z własnym mózgiem i przyzwyczajeniami. Rondka, prawoskręty, manewry wyprzedzania a przede wszystkim utrzymywanie się na pasie ruchu to lekkie wyzwania. Mózg ma zakodowane, że samochód kończy się zaraz przy lewym łokciu. Skutkuje to rykiem przerażonego pasażera i ostrym manewrem wymijającym zaparkowane po lewej stronie w wąskich miejskich uliczkach samochody. Na autostradzie zamiast pasażera ryczy znacznik końca pasa.
Poruszanie się po jezdni ułatwia również bezwzględne pilnowanie się innych kierowców przepisów ruchu drogowego. 70 mil/h na autostradzie to nie jak u nas sugestia - to cholerna bulla papieska. Jak jadę 70 mil/h i mam na ogonie BMW M5 to mimo wolnego pasa i przewagi 200 KW nie wyprzedzi mnie i basta. W mieście dokładnie ta sama sytuacja. Dodatkowo każdy cię wpuści na pas i cierpliwie będzie czekał aż ruszysz ze skrzyżowania.
A sama Szkocja ... cud miód orzeszki! Palce lizać szczególnie, że całe dwa dni nie padało.
Polecam szczególnie , Loch Lomond, dolinę Glencoe, Hybrydy Wewnętrzne, Stirling i St. Andrews, Edynburg. W Szkocji nie ma zabytków wielkich jak Malbork, gór na miarę Alp, czy wybrzeża na miarę Lazurowego. Są piękniejsze bo jakby bardziej... naturalne(no ale na tym portalu Panie o motoryzacji)
W klasycznym Szkockim jedzeniu dominują wspaniałe mięska więc nie raz na czole zaperlił się cholesterol. Zielenina jest dla wszechobecnych owiec.
A jak tu przetrwać deszcz, wiatr i ciemność? Oczywiście w pub'ach! A gdzie? A za każdym rogiem!
Ale wracając do motoryzacji. Ku przestrodze:
1. Myślenie, że w promieniu 150 km w nocy dostaniemy paliwo przy autostradzie kończy się dojeżdżaniem na resztkach energii do jedynej otwartej stacji w Perth. Stacje nie są zazwyczaj całodobowe, szczególnie na północy Szkocji.
2. Brak doubezpieczenia szyby kończy się jej pęknięciem i wyssaniem kaski z kaucji. Niestety u mnie prawo Murphy'ego zadziałało i walnęła mi w nowym Auriusie szyba. Pęknięcie zmęczeniowe powodowane moim zdaniem wadą materiałową.
3. Brak pasażera po lewej stronie skończy się przyładowaniem w zaparkowany po lewej stronie samochód albo zwiedzeniem pobocza.
4. Złamanie przepisu skończy się płaceniem mandatu. W funtach.
5. Liczenie na niewielkie odległości w Londynie pomiędzy lotniskami kończy się siwieniem w Londyńskich korkach.
6. Teksty "Jak tu pięknie u Was w Anglii", "Ta wasza whisky wali myszą", "Boże chroń Królową", "Jestem fanem Celtiku/Rangersów" kończy się wizytą u dentysty (drogo!)
7. Benzyna po 7 z kawałkiem gazu brak.
8. Po Glasgow jedynie z GPS. Bez tego gadżetu łatwo się zamotać w autostradowych rozjazdach.
Podsumowując:
Polecam z całego serca dla wszystkich spragnionych niekomercyjnych wakacji.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004
Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2388 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2012-10-15, 21:29 Re: Hybrydą na Hybrydach czyli 3000 km po Szkocji
ouragan napisał/a:
4. Śmiertelne ryzyko przypadkowego nazwania Szkotów Anglikami i dodawania lodu do szkockiej (za dodanie coli rozrywają końmi).
To drugie ryzyko pozorne - do prawdziwie szkockiej szkockiej single malt, najlepiej z wysp - nic dodawać nie trzeba, smakuje obłędnie. :] To co w Bolandzie sprzedawane jest jako whisky, czyli wszelkie blended Dżony Łokery, niestety bez coli i lodu nie razbieriosz. :(
Bardzo fajna relacja, też myśleliśmy o takim manewrze, ale na myśleniu się skończyło. :/ Główny problem to ten, że nas ostro ciągnie w góry, a na szkockie góry potrzeba lat.
Fajne, troche mi przypomina moje wakacje w Szwecji i powrót na lawecie, ale jeśli ktoś chce "tanio" przeżyć ekstremum u nas w kraju to niech wybierze sobie jakąś trasę ze 200km, a ja mu pożyczę swój GPS zgodnie z którym będzie miał jechać. Z góry zalecam wymiane Daćki czy innego wynalazku na jakiegoś BWP z demobilu co da realną szansę dotarcia do celu. Kiedyś postanowiłem sobie zgodnie z GPS-em ominąć poznańskie korki, jadę, jadę, mijam jakis szlaban (otwarty), potem drugi, trzeci, dziesiąty, sceneria zaczęła przypominać Potop Szwedzki, czy też krajobrazy z Walki o Ogień, potem za zakrętem las ożył i wyhamowałem przed dwoma ubranymi w szuwary osobnikami namiętnie majsterkującymi przy zamkach swoich kałaszników i tęsknie wpatrujących się w moją skromną, zdziwioną osobę........ale potem mnie puścili i pognałem z powrotem przez 11 otwartych szlabanów strzegących poligonu Biedrusko. Gatki miałem pełne...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum