Późnym popołudniem dojechaliśmy do Baile Herculane, zrobiliśmy tam potrzebne zakupy i obraliśmy kierunek na Szapte Izworale, czyli Siedem Źródeł. Nazwa pochodzi od tryskających tu prosto z ziemi siedmiu źródeł termalnych i z tych dobroci można tu korzystać całkowicie ze free. Miejsce to już niejednokrotnie odwiedzaliśmy i nawet zaprzyjaźniliśmy się z tutejszym masażystą, nazwanych przez nas Mandarynem. Masuje on swoich klientów w jednym z termalnych baseników. Niestety wstrzeliliśmy się teraz w sam środek sezonu turystycznego, co dało już się odczuć na kempingu. Z braku miejsc rozbiliśmy się na samym brzegu potoku, ale miejscówka nie była taka najgorsza, bo mieliśmy lodówkę pod nosem. Wypiliśmy po piwku, zabraliśmy ręczniki i butelczynę polskiej wódki i udaliśmy się do Mandaryna. Tutaj kolejne rozczarowanie, bo z powodu dużej ilości ludzi w nieckach z wodą termalną, Mandaryn masuje na zwykłej leżance w namiociku. Mimo to wszyscy skorzystali z masażu co było na kilka kamer uwiecznione, niestety najlepszych filmików nie mogę wkleić, bo by mi głowę urwali, bo pokazują zbyt intymne części ciała uczestniczek ;) Na łamanie kości nie odważył się tylko Wojtek, więc za karę polewał wódeczkę. W końcu wymoczeni i wymasowani udaliśmy się do pobliskiego baru na pstrąga i znowu negatywne skutki sezonu, rybek nie starczy dla wszystkich i nie którzy muszą zadowolić się tylko frytkami. Łukasz złapał wenę i zabawiał nas swoją twórczością poetycką i w końcu wróciliśmy do obozu. Dla Wojtka i Bimbalskich miała to być ostatnia noc w Rumunii, bo rano mieli zamiar zrobić skok do Polski.
Rano zasiedliśmy do ostatniego wspólnego śniadania. Okazało się też, że mamy w naszym gronie solenizantkę, więc odśpiewaliśmy pięknie Darii sto lat, Łukasz na pożegnanie napisał jeszcze jeden wierszyk i zabraliśmy się za pakowanie obozu. Wojtek ze swoją ekipą miał zamiar dojechać dziś do Polski, my mieliśmy jeszcze jeden dzień. Początkowo mieliśmy się przebazować gdzieś bliżej granicy w Apuseni, ale na koniec postanowiłem zrobić jeszcze niespodziankę Gosi i Łukaszowi i obraliśmy kierunek na Góry Parang i słynną trasę Transalpinę.
Podczas, gdy Wojtek z Bimbalskimi ze smutnymi minami wracali do Polski, my dojechaliśmy do Novaci, gdzie zaczyna się Transalpina. Pomimo, że jechałem już tędy dziesiątki razy, to ta trasa nigdy się nie nudzi. Kiedyś trzeba było walczyć z szutrową drogą, teraz nowiutkim asfalcikiem można trochę rozruszać brykę i rozgrzać opony i hamulce ;) Gosi i Łukaszowi też koparki opadły, bo trasę znali tylko z opowieści i zdjęć. Gosia prawie cały przejazd uwieczniła na filmikach. Oczywiście nie obyło się bez kilku fotostopów, zakupów w Ranca i przystanku przy straganach, gdzie obkupiliśmy się pysznymi serami i suszoną kiełbasą.
A ja mam pytanko: czy przy Transalpinie idzie się gdzieś rozbić (na dużej wysokości)? Zdaję sobie sprawę, że to Rumunia, że tam nie ma autostrady i że miejsce jest. Natomiast zastanawiam się, czy ogólnie rzecz biorąc wolno, bo po wizycie policji na poboczach transfogaraskiej moja czujność wzrosła, a w tym roku wybieram się na wycieczkę m.in. przez te rejony.
Według mojej wiedzy można. Nie ma tam parku narodowego. Jest sporo fajnych miejsc na biwak, musisz bacznie obserwować zjazdy i ślady aut odbijające od trasy. Lepiej trochę odjechać i się schować by nie być widocznym z trasy. Ja tam biwakowałem już kilkanaście razy. Drewno na ognisko trzeba sobie przywieźć z dołu, bo raczej nie ma szans na górze na opał. Trzeba być też przygotowanym na gwałtowne zmiany pogody nawet latem słoneczny dzień może się zakończyć armagedonem i opadami śniegu. Zamknięta dla 4x4 jest tylko droga tzw Strategika odbijająca z Transalpiny na wschód. A tak z ciekawości to policja cię przegoniła z biwaku na Transfogaraskiej ?
Zabiwakowaliśmy z żoną dosłownie koło trasy, razem ze stadem Rumunów, francuskich kamperów i jednośladowym Włochem - tu na zdjęciu na dole, prawie na samym "końcu" asfaltu, w miejscu gdzie odchodzi wyjeżdżona droga do owiec :)
Przyjechał policmajster, spisał blachy, obejrzał dowody, powiedział, że następnego dnia mamy odjechać. Oczywiście wszyscy go olali, ale jeszcze się kręcił z kumplem następnego dnia i spisywali pewnie kogo się dało :)
Faktem jest, że był środek lata i luźno nie było.
W tym roku czeka mnie i moją rodzinę daćkowy wyjazd do Chorwacji, skąd chcemy śmignąć przez Czarnogórę i Albanię na zachodnie wybrzeże Grecji i co najmniej do Patry na południu.
Troszkę się obawiam samej Albanii, po tym co się naczytałem o Mercedesach i Kałasznikowach, ale z drugiej strony czytałem już tyle bzdur na temat innych krajów, które podczas weryfikacji nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, że nie mogę się wyjazdu doczekać. Szczególnie jak oglądam Twoje zdjęcia, po których po prostu chce się zapakować samochód i pojechać gdziekolwiek, byle tylko nie siedzieć w domu...
Śmiało możesz jechać do Albanii, powszechne opinie o tym kraju jak i o Rumunii to bajki. Jedyne co na początku szokuje i na co trzeba uważać to ruch na drogach, taka trochę wolna amerykanka, ale w sumie bezpiecznie, sporo tam się turlałem i nie widziałem ani jednego wypadku i stłuczki.
Wstępnie planowaliśmy przejechać Transalpinę i na biwak przebazować się gdzieś bliżej granicy, myśleliśmy o Trascau i Rimetei, ale na górze była tak piękna pogoda, że postanowiliśmy zabiwakować na 2000 m n.p.m. Trudno najwyżej będziemy na drugi dzień dymać stąd do Polski, ale szkoda było zmarnować taką pogodę na jazdę. W Górach Parang już kilka razy biwakowaliśmy i znałem już parę fajnych miejscówek, ale gdy tu byłem ostatnio w październiku 2012 roku znalazłem jeszcze jedną fajną miejscówkę, co prawda wtedy nie biwakowaliśmy, bo nie było zbyt ciepło, ale teraz trafiła się okazja by przetestować nowe miejsce. Zjechaliśmy z trasy i dróżką pasterską dojechaliśmy na miejsce. Jest tu dość kameralnie, nie widać nas z Transalpiny, a i widoki nie najgorsze. Poniżej nas nad małym jeziorkiem mała zagroda pasterska, więc będzie można kupić jakiś ser. Najpierw jednak rozłożyliśmy się z piwkiem na trawce i napajaliśmy się widokami i słonkiem. W końcu jednak trzeba było rozbić biwak by Gosia mogła zmajstrować jakiś obiad ;) Im bardziej słonko zbliżało się do horyzontu tym wiaterek robił się coraz chłodniejszy i trzeba było się w końcu ubrać. Szykujący się obiad wyczuł nawet pies pasterski i nie wiadamo skąd pojawił się w obozie. Niezły sęp był, bo Łukasz poświęcił nawet swoją kiełbasę by go trochę oswoić. Po chwili zjawił się też u nas pasterz, już szykowałem fajki, bo przychodzą przeważnie po papierosy, ale ten nas zaskoczył, bo nie palił, piwa też nie chciał, a przyszedł nas zaprosić na kolację do swojej bacówki. Umówiliśmy się, że przyjdziemy jak już zagoni owce do zagrody.
Gosia tak się opierdzielała z obiadem, że jak w końcu podała do stołu to zaczął się zachód słońca i nie wiedzieliśmy czy jeść, czy robić zdjęcia. Jakoś w końcu udało się to pogodzić. Gdy słońce już całkiem zaszło za góry zaczęliśmy się szykować w gościnę do pasterza. Z góry widzieliśmy, że już i on obrobił się ze swoimi obowiązkami. Zabraliśmy wino, piwo i coś do chrupania i udaliśmy się w kierunku bacówki. Gdy dotarliśmy na miejsce w kociołku dochodziła już mamałyga, do tego serwowany był bunz i po chwili w kociołku skwierczała słonina, w której wylądowały jajka. Gdy wszystkie potrawy były gotowe wyszliśmy na zewnątrz i na kocach i owczych skórach degustowaliśmy pasterskie jedzonko. Zapomniałem jeszcze wspomnieć o trunkach, oczywiście były to palinka i swojskie wino, więc nasze sklepowe napoje zostawiliśmy pasterzowi. Rozmowa z powodu małego zasobu znanych mi słówek nie kleiła się za bardzo, ale coś tam sobie pogadaliśmy ;) Np ostrzegł nas przed niedźwiedziem, który co noc przychodzi do jeziorka ugasić pragnienie. Ta wiadomość chyba wstrząsnęła Łukaszem, bo na drugi dzień całą drogę spał, co znaczyło, że nocka z misiem była nie przespana ;) Gdy się zrobiło już całkiem ciemno, pożegnaliśmy się z naszym gospodarzem i wróciliśmy do obozu.
W tym roku czeka mnie i moją rodzinę daćkowy wyjazd do Chorwacji, skąd chcemy śmignąć przez Czarnogórę i Albanię na zachodnie wybrzeże Grecji i co najmniej do Patry na południu.
Troszkę się obawiam samej Albanii, po tym co się naczytałem o Mercedesach i Kałasznikowach, ale z drugiej strony czytałem już tyle bzdur na temat innych krajów, które podczas weryfikacji nie miały nic wspólnego z rzeczywistością, że nie mogę się wyjazdu doczekać. Szczególnie jak oglądam Twoje zdjęcia, po których po prostu chce się zapakować samochód i pojechać gdziekolwiek, byle tylko nie siedzieć w domu...
Mógłbym powiedzieć niemal to samo.... Wspaniałe zdjęcia i ca;la relacja z wyjazdu , ech gdyby tylko człowiek miał tak ciągiem chociaż ze 3 tygodnie wolnego....to też by się zjeździło te okolice + Grecje....... No nic ale sobie obiecuję, że za 2-3 lata zrobię podobną wyprawę, zanim córka zacznie szkołę.....miesiąc ciągiem wolnego i w drogę-właśnie marzy nam się taka trasa Rumunia-Bułgaria-Grecja...ech się rozmarzyłem. Nic tylko pogratulować wspaniałej wyprawy
_________________ Były: Polonez Atu plus 1,6 gsi, Skoda Felicja HB 1,3 glx, fiat uno 0,9....
I skończyło się rumakowanie, pomimo spędzenia trzech tygodni w warunkach biwakowych jakoś nikt z nas nie miał za bardzo ochoty na powrót do domu ;) Zjedliśmy ostatnie śniadanie w górach, a chwilę potem pojawił się nasz pasterz z ponownym zaproszeniem na śniadanie. Wytłumaczyliśmy mu, że jesteśmy już po posiłku i musimy się już zbierać, bo jeszcze dziś mamy zamiar dojechać do Polski. Pożegnaliśmy się i ze smutnymi minami dojechaliśmy do Transalpiny, a potem już w dół w kierunku Petrosani.
Po drodze uwieczniliśmy jeszcze rumuński sposób na przewożenie przedmiotów wysoko gabarytowych ;)
Zakupiliśmy zapas orzechów laskowych, palinki już nie kupowaliśmy, bo mieliśmy niezły arsenał trunków albańskich i serbskich ;)
I przed Oradea zjedliśmy ostatni rumuński obiad.
Do Sanoka dojechaliśmy już po zmroku, a rano już bez Łukasza ruszyliśmy w stronę Warszawy.
I to już jest koniec. Dziękuję wszystkim za uwagę komentarze i oceny :)
Marka: Dacia
Model: Duster 4x4
Silnik: dci "110 kucyków i jeden osioł ;-)"
Rocznik: 2010
Wersja: Laureate 5 os. Pomógł: 1 raz Dołączył: 26 Cze 2012 Posty: 293 Skąd: Gliwice/Szałsza
Wysłany: 2014-07-07, 12:36
Świetna relacja, tyle zdjęć i filmów, serial można zrobić i to długi wieloodcinkowy (bardzo długo mi się to wszystko otwierało).
Teraz z wielkimi podziękowaniami wykorzystam parę informacji bo już "za chwilę" jadę do Macedonii i Albanii.
Gdybym to znalazł wcześniej pewnie inaczej bym sobie drobiazgi zaplanował, ale tak to będzie na kolejny wyjazd za rok. . . Pozdrawiam
Marka: Kia
Model: Sportage
Silnik: 1.7 crdi 115 KM
Rocznik: 2014 Pomógł: 8 razy Dołączył: 27 Paź 2013 Posty: 3019 Skąd: Poznań
Wysłany: 2014-07-08, 05:58
janzet napisał/a:
Świetna relacja, tyle zdjęć i filmów, serial można zrobić i to długi wieloodcinkowy (bardzo długo mi się to wszystko otwierało).
Teraz z wielkimi podziękowaniami wykorzystam parę informacji bo już "za chwilę" jadę do Macedonii i Albanii.
Gdybym to znalazł wcześniej pewnie inaczej bym sobie drobiazgi zaplanował, ale tak to będzie na kolejny wyjazd za rok. . . Pozdrawiam
Ja właśnie wracam powoli (ze zwiedzaniem po drodze) z Ksamil - polecam tą miejscówkę w Albanii, widoki zatoczek przepiękne - coś a la Karaiby czy Malediwy.
Turkus wody, biały kolor żwirku na plaży.
Można znaleźć nawet piasek w wodzie czy na plaży jak poszukasz.
Do tego ceny niesamowite - dwupokojowy apartament dla 3 osób, z klimą, dużą lodówką, tv i zadaszonym oraz zamykanym miejscem do parkowania za 20 Eur/noc.
Jedzenie też tańsze niż w Polsce, a już szczególnie niż nad Bałtykiem.
Nie ma porównania cenowego do Chorwacji, czy Czarnogóry.
Taki jak Albania powinien być Duster - to samo co reszta SUV, ale za niższą cenę.
P.S.
Jakby ktoś po drodze chciał zaliczyć kanion Tary i spływ Tarą, bo zdecydowanie warto, to polecam kupić po stronie Bośniackiej.
Płynie się tym samym odcinkiem Tarą, (która w okolicy granicy w Scjepan Polje jest rzeką graniczną), start raftingu również jest faktycznie z Czarnogóry (dowiozą z Bośni busami w cenie imprezy), za to ceny za rafting są o połowę niższe niż po stronie czarnogórskiej.
Mnie się udało za 25 Eur od osoby (dystans 21 km), plus dziecko gratis - a Czarnogórcy wołali ok. 50 Eur plus dziecko z 50% zniżki.
Ostatnio zmieniony przez Cav 2014-07-08, 06:00, w całości zmieniany 1 raz
Marka: Dacia
Model: Duster 4x4
Silnik: dci "110 kucyków i jeden osioł ;-)"
Rocznik: 2010
Wersja: Laureate 5 os. Pomógł: 1 raz Dołączył: 26 Cze 2012 Posty: 293 Skąd: Gliwice/Szałsza
Wysłany: 2014-07-28, 09:26
Wróciłem. Tydzień w Macedonii, tydzień w Albanii. Jest świetnie i tu i tu. Ogólnie skupiłem się na : Ochryda, Durres, Rodonit, Mavrovo i wszystko co po drodze i w okolicy.
Ksamil na następny rok zostawiam, bo w Macedonii też mam jeszcze sporo do obejrzenia.
Potwierdzam piękne widoki gór jezior i morza, niskie ceny w Albanii i Macedonii.
Na pewno tam wrócę.
Dostałem info na e-meil, że w relacji nie działają linki do zdjęć. Dziękuję za informację, już zabrałem się za ich poprawianie. Trochę tego jest, więc "chwile" mi się z tym zejdzie ;)
Bo część już poprawiłem. Forum ma domyślnie ustawione wyświetlanie 25 postów na stronie i jak jest sporo zdjęć i jeszcze filmy to się muli. Można sobie w preferencjach ustawić mniejszą ilość postów na stronę i wtedy ładuje się szybko.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum