Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-07-07, 13:57
No i skończyło się kozakowanie... Ale nie uprzedzajmy faktów. :>
Prognoza pogody na weekend wskazywała, że ten weekend to będzie jeden z półtora weekendu w roku, kiedy w suwalskiem nie będzie prało (mrożonymi) żabami. :> Suwalskie chodziło za nami od jakiegoś czasu, więc bez większego przygotowania, ale i bez nastawiania się na niewiadomoco, w piątek po fajrancie wystartowaliśmy.
Po czym, po wjechaniu do Polski B, czyli na złą stronę Wisły, stanęliśmy w korku. :> Plan był taki, żeby mieć jak najwięcej czasu na zwiedzanie w sobotę, więc w piątek dojechać jak najdalej przed zmrokiem i zanocować na dziko. Na wypadek, gdyby jechało się niesamowicie dobrze, ambitnie zarezerwowałem trawniczek dla kampera ;) w Hostelu Augustów. Po odstaniu wszystkich Rembertowów, Marków i wuj wie czego, pojechaliśmy sobie żwawo aż za Łomżę, kiedy to w środku niczego stanęliśmy w korku po horyzont. Ludzie zaczęli uciekać gdzieś w chabazie, więc również wyznaczyliśmy objazd i heja na piaszczyste dróżki przez pola. Jechało się fajnie, tylko wolno, bo przede mną męczył jakiś pan w minivanie, kurząc przeokrutnie. Omal nie zaparkowałem mu w bagażniku, kiedy postanowił nagle zatrzymać się na środku drogi, bo jego pojazd zaczął gubić jakieś części. :|
W Łomży stało się jasne, że nigdzie już dzisiaj nie dojedziemy, a już na pewno nie do Augustowa. Za Łomżą odbiliśmy w prawo nad Narew, żeby poszukać jakiegoś miejsca na biwak. Niestety, po stronie Narwi jedno wielkie wysypisko śmieci, po stronie skarpy ogrodzony Park Krajobrazowy albo pola. W końcu wyjechaliśmy na absolutny środek pola, skręciliśmy na miedzę, na której trawy rosły, jak u Kapuścińskiego, bez kozery powim na trzech chłopa, i dojechaliśmy do jakiegoś rachitycznego zagajniczka. Po czym cała łąka zerwała się do lotu i obsiadła samochód. :/ Uznaliśmy, że to jednak kiepskie miejsce, zawróciliśmy i postanowiliśmy poszukać czegoś na trasie w stronę Augustowa. Niestety, zrobiła się lekka kiszka ze światłem, nic fajnego nie udało się wypatrzeć, więc zjechaliśmy za pierwszym z brzegu szyldem "nocleg" zapytać o cenę. Cena okazała się mało "schroniskowa", ale też na ubogich nie trafiło, więc uznaliśmy, że kij tam, zostajemy. Warunki jednakowoż świetne, czysto, fajnie, prysznic, internety, na dole w barze świeża Łomża z kija. Ugościła nas sala bankietowa Swojska Kuchnia w Kisielnicy.
Dnia drugiego wtrąbiliśmy śniadanie i pojechaliśmy w suwalskie, zaczynając od siedziby Suwalskiego Parku Krajobrazowego w Malesowiźnie. Tamże pobraliśmy mapki, foldery, Młoda zgarnęła paszport na pieczątki. Wbiliśmy na punkt widokowy Turtul. Uznaliśmy, że punkty widokowe są fajne, więc potem pojechaliśmy na jeszcze jeden, którego oficjalnej nazwy nie pomnę, potem na "Pana Tadeusza", a następnie wpadliśmy do Gościńca Drumlin na obiad. Polecam przede wszystkim kwas bzowy, przepyszny absolutnie i nie do dostania gdziekolwiek indziej. Dla gości z zewnątrz dostępna jest kawiarnia, a w niej z rzeczy obiadowych pierogi i naleśniki, również świetne. Pogadaliśmy sobie z gospodarzem, obejrzeliśmy wystawę sprzętu rolniczego, posłuchaliśmy o sławnym Kisielu... :) Po obiedzie zaatakowaliśmy jeszcze Górę Cisową, a po niej pojechaliśmy w stronę Góry Zamkowej, strzygąc oczami w poszukiwaniu jakiegoś fajnego miejsca na biwak.
Najpierw przejechaliśmy sobie pieszym szlakiem czarnym bodajże. Na mapie dróżka jakich wiele, wcześniej w tej okolicy zdarzały się tak oznaczone szerokie szutrówki. Tutaj jednak było a to leśne bagienko, z którego trzeba było się wybujać, a to wypłukany gliniasty żlebik udający drogę, z którego trzeba było ostrożnie się zsunąć, a to pochylony na bok wąwóz wyorany traktorem, w którym było po prostu straszno :) , a to głaziki, w które pukaliśmy podwoziem. Przez wszystkie te atrakcje przejechaliśmy dziarsko, co jedynie uśpiło naszą czujność...
Potem wbiliśmy na szlak żółty wokół Zamkowej Góry, i tu również miejscami było straszno, ale przejechać - przejechaliśmy. Niestety, widoki na przyjemne miejsce na biwak były coraz marniejsze. Specyfiką suwalszczyzny jest bowiem wszechobecny pastuch elektryczny, którym jest ogrodzone niemal wszystko. Zważywszy na całe pięć krów na krzyż, jakie przez te trzy dni wypatrzyliśmy, trochę to dziwne. Tak więc miejsca na biwak może i były, ale wszędzie wzdłuż szlaku ciągnęły się druty. Jedyne miejsce, które na pierwszy rzut oka rokowało, okazało się być pokryte zaskorupiałą warstwą obornika. Pierwszy raz w życiu widziałem muchy ustawiające się w kolejkę do okna. :/ W końcu postanowiliśmy dać ostatnią szansę szlaczkowi za Głazowiskiem Rutka. Szlaczek fajny, ale za zjazdem do domostwa przeszedł w nieskoszoną miedzę. A ta poprowadziła do niepozornej, morenowej dolinki... W dolince Młoda odbyła pokazową lekcję "jak wyginęły dinozaury". :> Okazało się bowiem, że ani do przodu, ani do tyłu nie jesteśmy w stanie wyjechać, po bokach zaś z każdej strony pastuch naturalnie. Po kilkunastu minutach ubijania trawy na śliską pulpę, wycia silnikiem i śmierdzenia sprzęgłem uznaliśmy wyższość dolinki nad Matyldą. :( NZŻ poszła po traktor, a ja z Młodą pogrążyliśmy się w rozpaczy, ze strony Młodej raczej krótkotrwałej, bo dostała srajfona i wszelkie smutki jej odeszły. :> Po kilkunastu minutach odsiecz przybyła, wyłączyła pastucha, zawróciliśmy, spróbowałem pojechać po skoszonej łące, ale też bez sukcesów, po czym podpięci do traktora wyjechaliśmy na płaskie.
Naszym pośrednim wybawcą (nie miał traktora, ale wiedział, kto ma :) okazał się pan Adam z Agroturystyki Głazowisko. Zostaliśmy tam na noc, bo ochota na szukanie miejsca na spanie na dziko czemuś nam przeszła ;) , poza tym znowu nas skusił prysznic i internety. :> Z rozmów z gospodarzami wynikło, że znana im dolinka ma całkiem sporo ofiar na koncie, w dodatku również terenówek 4x4, i zasadniczo radę tam daje tylko traktor. Tak więc honor niby ocalony, ale jednak niesmak pozostał. :| Rano zostaliśmy oprowadzeni po gospodarstwie - rewelacja. Nie chcę psuć przyjemności ewentualnym gościom, więc powiem tylko że warto. :] I jeszcze raz dziękuję panu Adamowi za zratowanie. :)
Dnia trzeciego postanowiliśmy darować sobie wiadukty w Stańczykach i zamast tego zapewnić trochę atrakcji Młodej. Na pierwszy ogień poszła kolejka wąskotorowa w Wigierskim Parku Krajobrazowym. Kolejka startuje z Płociczna-Tartak, jeden kurs trwa 2,5 godziny, z tego ponad godzina na postojach na zwiedzanie/wyszynk. Stara turysta mogłaby umrzeć z nudów, ale dla dzieciaków to jednak spora frajda.
Następnie udaliśmy się do Maniówki pod Suwałkami, do Wioski Wesołych Wędrowców. O dziwo, mimo wakacji, sezonu i weekendu Wioska okazała się zasadniczo nieczynna, to znaczy sam teren był otwarty, ale nie było nikogo z obsługi i wszystkie pawilony były zamknięte. Obejrzeliśmy, co było do obejrzenia, Młoda śmignęła szybki trawers na ściance wspinaczkowej (mamy podobną ściankę pod domem, więc Młoda wymiata), po czym udaliśmy się w poszukiwaniu pożywienia.
Pożywienie znaleźliśmy w Zajeździe Zaścianek w Bargłowie Kościelnym. Było śmiechowo, bo dogoniła nas burza, pierun walnął i Zajazd został bez prądu, ale i tak głodni nie wyszliśmy. :)
Na koniec zaliczyliśmy kilka fal stojących na DK8, a potem gigantyczny korek przed Radzyminem i w ogóle wszędzie. :> Niestety, pod względem komunikacyjnym zła strona Wisły to nadal dno i pięć metrów mułu (chociaż po drodze sporo się budowało), i do czasu domknięcia obwodnicy i zbudowania wylotówek wjazd/wyjazd w tamtą stronę to zawsze będzie droga przez mękę.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-07-10, 15:31
Spokojna jazda w trasie bez autostrad, trochę miasta, żadnego darcia - 8,5 l/100 km.
Jazda jak wyżej, ale miejscami z przedzieraniem się na pierwszym biegu przez jakieś okrutne chabazie, walka z morenową dolinką, sporo powolnego turlania się po wioseczkach - 7,8 l/100 km.
Nie ogarniam. :|
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-08-07, 11:01
Rozzdzwoniiiły się wieeerzby płacząąą, ące. Coś zaczęło strasznie dzwonić w wydechu, wpadając w rezonans na wolnych obrotach. Na pierwszy rzut ucha - urwany wieszak wydechu, bo one się masowo urywają.
Zadzwoniłem do ASO i umówiłem wizytę, dodatkowo z prośbą o rzucenie oczkiem i uszkiem na zawieszenie, bo ostatnio coś w nim jakby tłukło, poza tym jakiś czas temu było wymieniane cośtam po lewej stronie, a po prawej nie, więc może już czas.
Dnia pierwszego ASO zadzwoniło, że będą wymieniać wydech (?), i czy samochód mógłby zostać do dnia drugiego. Mógłby. Dnia drugiego ASO zadzwoniło, że część wydechu nie dotarła, i czy dałoby radę zostawić samochód na jeszcze jeden dzień. Dałoby, czemu nie. :) Dnia trzeciego odebrałem Matyldę i dowiedziałem się, że:
wymieniono tłumik środkowy z przyległościami. Bo ASO nie bawi się w spawanie wieszaków, tylko wymienia wszystko jak leci.
wymieniono drążek kierowniczy prawy.
wymieniono prowadnicę fotela kierowcy, bo był jakiś problem z blokadą. Nie zauważyłem, bo fotela nie przestawiam za często.
Wszystko na gwarancji, koszt finansowy 0, koszt psychiczny umiarkowany, bo musiałem dwa razy przejechać się dziewioną. :>
A, koszt finansowy byłby 0, ale nie był. :D Dnia pierwszego ASO również zadzwoniło i zapytało, czy może mi wymienić żarówkę świateł mijania. :) ASO już się nauczyło, bo poprzednim razem, za nieautoryzowaną wymianę żarówki Philips X-Treme Cośtam na zwykłą najzwyklejszą dostało reprymendę. :> Zgodziłem się, bo za szarpaniem się z żarówkami nie przepadam, a ostatnimi czasy jeździmy po nocach na tyle mało, że w sumie niech już będą zwykłe. Koszt żarówki: 12 zeta, koszt wymiany: 34. :D
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-09-23, 13:08
Hurr, durr, dziś będzie o końkurencji. :)
Wygrałem otóż sobie w końkursie jakże literackim kurs jazdy offroad w Skoda Auto Szkoła. Kolacja dnia pierwszego i zakwaterowanie w Śremie, sam kurs na Autodromie 4x4 we Włościejewkach.
Kurs składał się z trzech części - trial, offroad właściwy i rajd nawigacyjny.
Trial to nic innego jak bujanie się na półsprzęgle octavią po starym sadzie i przejeżdżanie między patyczkami z piłkami na szczycie. Jak się potrąci (albo wręcz rozjedzie :> ) patyczek, piłeczka spada i wpada punkcik karny. Punkciki karne są też za zgaszenie samochodu i cofanie. Luzu między patyczkami było może z 5 cm powyżej szerokości lusterek, czasem mniej, a lusterek składać nie wolno. :) Zabawa przednia, chociaż wyszedłem z samochodu zmaltretowany. To jak szachy w samochodzie - trzeba jednocześnie przeciskać się samochodem, którym się jedzie pierwszy raz w życiu, na centymetry między kijaszkami, planować parę ruchów naprzód (sporo bardzo ciasnych zakrętów) i podjeżdżać pod niewielkie, bo niewielkie, ale pagóry.
Przejazd przez tor offroadowy polegał na tym, że najpierw przejeżdżał instruktor i pokazywał, o co cho, a potem przejeżdżało się go samemu. Tor przygotowany bardzo fajnie - były wyznaczone miejsca, które pozwalały zademonstrować konkretne właściwości samochodu (pseudo)terenowego - kąty, podjazd, zjazd, trawers, wykrzyż, nawet promień skrętu - wszystko opisane tabliczkami. Jeździliśmy Skodą Yeti 4x4. Wiązało się to z dość ekstremalnymi doznaniami. :) Otóż Skoda Yeti nie ma wybieradła trybu napędu, jak Duster - ma tylko jeden przycisk "jest ofrołd/nie ma ofrołdu". :) Poza dołączeniem tyłu, przycisk wyłącza też normalne działanie ABSu i kontroli trakcji, włącza za to magiczny system pomagania w ofrołdzie. :] Działanie systemu objawia się tym, że samochód potrafi sam zjechać z różnych hardkórowych wzniesień, a kierowca może puścić wszystko (poza kierownicą) i co najwyżej regulować sobie prędkość zsuwania gazem i hamulcem. Działa to bardzo fajnie, chociaż w pierwszym momencie niepokojąco (coś jak tępomat ;). Szczerze mówiąc mógłbym żyć bez tego systemu, ale fajny. :] Jeśli chodzi o dzielność Yeti w terenie - cudów nie ma. Waliliśmy podwoziem o glebę z regularnością godną lepszej sprawy i zgarnialiśmy co i raz piach aerodynamicznym lemieszem z przodu. Co jednak ciekawe, odniosłem wrażenie, że Yeti dużo lepiej znosi takie traktowanie niż Duster - czułem się jak w pancernej, niemieckiej maszynie, która wali, huczy, ale jedzie. ;)
Potem była niespodzianka - właściciel Autodromu 4x4 przewiózł nas po torze swoim samochodem - lekko zmotanym Patrolem Safari. :D Topiliśmy się w błocie, spadaliśmy z pionowej ściany, a wszystko to z panem Romanem za kierownicą, który jedną ręką prowadził, a drugą "opowiadał" o specyfice swojej pracy. :) Było bardzo fajnie, chociaż chyba zanieczyściłem zbroję. :>
Rajd nawigacyjny był po prostu rajdem nawigacyjnym. :) 90 km po okolicznych wioseczkach, sporo gruntówek, żeby pokazać nam "dzielność" nowych (rocznik 2015! :D) Octavii Scout (odpadły mi plecy). Na szczęście itinerer był w wersji dla miętkich nindż - bez manewrów "mapowych", tylko z natury, w dodatku dużo uwag dościślających, a do tego nasz instruktor trochę podpowiadał. :) Poza samą nawigacją były też zadania - odnalezienie obiektów natury turystycznej ze zdjęć. :) Ponieważ były trzy osoby na samochód, podzieliliśmy się zadaniami na kierowca - pilot - wypatrywacz i zmienialiśmy co jakiś czas. Sama Octavia jak to Octavia - o ile jeszcze za kierownicą dało radę się wymościć, o tyle na tylnej kanapie oparcie "leży" i po paru godzinach pochylania się nad papierami plecy bolały bardzo. Z bajerów była automatyczna skrzynia biegów - z jednej strony łałałiła, DSG, samochód sam jedzie, z drugiej mało się nie zabiłem, bo odruchy jednak wykorzenić strasznie ciężko i lewa noga sama wędrowała na sprzęgło, zwłaszcza przy zatrzymywaniu się (i trafiała na hamulec, więc hamowanie x2), do tego dźwignia zmiany biegów wygląda identycznie jak w manualu i zwalniając łapa wędrowała na dźwignię, żeby redukować. :/
Na zakończenie dostaliśmy diplomy ze stempelkiem, po torbie dóbr Skodowych i do domu.
Generalnie - gdybyście kiedyś mieli okazję wygrać sobie kurs jazdy w Skoda Auto Szkoła, to wygrywajcie - naprawdę warto. :)
Z ciekawych, a nieoczywistych rzeczy - Skoda jako taka utrzymuje sama z siebie kontakt z rozmaitymi "kanałami" w internecie - czy to portalami (byli zawodnicy z AutoKultu), czy pracownikami agencji odpowiedzialnej za fejsbónia (stąd moja nagroda), czy chociażby forum Skodovka. Co jeszcze ciekawsze - przedstawiciele są nazywani "team leaderami" i najwyraźniej regularni dopieszczani przez Skodę (czyli np. poza osobami nagrodzonymi w konkursach na fejsie czy AutoKulcie na imprezie byli też "team leaderzy", czyli organizatorzy owych konkursów). Dopieszczanie ma też swoje mroczne strony - na imprezie była ekipa zdjęciowo-filmowa, sami organizatorzy i instruktorzy też czasem zadawali pytanie z cyklu "Ach jak się bawisz" ;) - i o ile zwykli uczestnicy odpowiadali normalnie (że się podoba, że zobaczymy, jest wporzo), o tyle "team leaderzy" dostawali jak na zawołanie amoku z zachwytu i w pięknych, marketingowych słowach rozpływali się w pochwałach Szkoły, Skody i w ogóle wszystkiego. ;) Reszta uczestników patrzyła się w tym czasie na nich jak na Obcych. :]
Jednak Renault Polska do dopieszczania średnio się garnie, ale z drugiej strony nie musimy sprzedawać duszy. :]
Marka: Opel
Model: Zafira Family
Silnik: 1,8
Rocznik: 2014 Pomógł: 10 razy Dołączył: 15 Lip 2010 Posty: 1591 Skąd: dolnośląskie
Wysłany: 2014-09-23, 14:19
Ja jeździłem przez ostatnie 2 tyg. Polo 1,6 TDI z DSG, przez pierwszy dzień też mi się zdarzało kopać lewą nogą ale na szczęście nie w hamulec tylko w puste miejsce po sprzęgle
Ale jestem pod wrażeniem - 1000km po krętych, górskich drogach Sardynii i 4,5 l/100 - rzeczywiście DSG nie zwiększa spalania, a może i nawet zmniejsza - obrotomierz uparcie dążył do 1200 obr/min
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-09-26, 13:07
mekintosz napisał/a:
Bebe, mogłeś zabrać koszulkę DKP w ramach akcji dywersyjnej
Zabrałem, zrębicową, bo niestety ta klubowa-klubowa wygląda niefajnie (nadruk łapie brud dramatycznie). Trolowałem nią dnia pierwszego, kiedyśmy to się znieczulali w knajpce na rynku w Śremie. :) W dniu "0" nie chciałem już robić siary, jak się okazało, niesłusznie, bo inni nie mieli tego typu oporów. :) Wystąpiłem w mojej niezwykle pamiątkowej koszulce, którą własnoręcznie i własnonożnie zrobiła dla mnie Maja na któryś dzień ojca. :] (Z przodu ma odcisk wszystkich kończyn majkowych, bo jest od Majki; na plecach stempelkowe samochodziki, bo tata lubi samochodziki; a w ogóle jest czarna, bo tata lubi czarne koszulki. ;)
A tutaj poklejone moje ujęcia z triala i toru offroadowego. Wybaczcie, że bez muzyki i z za cichym dźwiękiem, ale nie miałem już siły kombinować.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2014-11-02, 23:04
A tymczasem, borem, lasem, minęły 4 lata i 60 tysi (60 tysi już dawno, obecnie jest 65). W ramach przeglądu zrobiono to co zawsze, plus płyn hamulcowy, filtry powietrza i kabinowy, i chyba coś jeszcze, ale nie pomnę. Zapłaciłem trochę ponad 8 stów. Z dziwnych rzeczy, podczas rutynowych czynności służbowych mechanikom rozsypał się lewy zacisk hamulcowy (o ile dobrze zrozumiałem) i na nowy Matylda czekała dwa dni. Na wymianę zębatek V biegu nie zdecydowałem się, bo zwyczajnie nie miałem czasu - Młoda zapadła na jakąś oskrzelową ebolę, ja akurat zmieniam pracę, urwnięcie pupy znowu. :/ Z ciekawostek - przy odnawianiu ubezpieczenia Matyldę znowu wyceniono na ponad 20 kafli, bo zmienił się system wyceny - z jednej strony fajnie, że nadal mam taki drogi samochód :) , a z drugiej cena ubezpieczenia prawie nie zmalała.
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-02-10, 00:12
Nie miałem czasu się pochwalić, a tymczasem padł nowy rekord! :>
Pracowałem w Wigilię, bo czemu nie :> , a po pracy wydarłem do Zielonej (sam, bo dziewczyny poleciały wcześniej samolotem). Samochód prawie pusty, 140 na tępomacie, bo się spieszyłem, a nordwestowa szóstka jeszcze nie przestała wiać. Efekt - w najlepszym momencie komputer pokazał... 13,1 l/100 km spalania średniego!!!1!jeden! :O Za Nowym Tomyślem musiałem wyłączyć tępomat, bo znowu bym stanął w polu, do BP dotoczyłem się na oparach. :> Na BP wyszło 12,5 l/100 km, a potem odpadłem do półwiatru na S3 i już było normalnie. :)
Pozbądź się tej zębatki. Ona Cię rujnuje.
Chcesz więcej wieści z Księgi Rekordów? To proszę: ostatnio, korzystając z niższych cen benzyny, litrażuję dokładnie spalanie noPb dustera - tak z ciekawości oraz aby skalibrować UKP do błędu poniżej 2%. Staram się być precyzyjnym - tankuję maxymalnie na stacyi (z tego samego dystrybutora), a w garażu dolewam pod sam korek (odmierzając ilość wlanej benzyny), po czym zlewam z baku z powrotem 15 litrów (aby nie blokować układu odpowietrzania) - bo tyle mniej więcej wchodzi "ponad normę". Po trzech takich zabiegach UKP jest już dokładny, bo mierzy średnie spalanie z dokładnością do 1/10 litra na dystansie ok. 600 km (cały bak).
No i niedawno wyzerowałem komputer, po czym przez 3 dni woziłem tyłek tylko do pracy i (po południu) z pracy. Odpalanie zimnego silnika, wyjazd z garażu, 20 sek. wolnych obrotów na zamknięcie garażu, jazda 2,1 km (w tym zwykle 2 krótkie "stop" na skrzyżowaniach bez świateł). Uliczki takie bardziej w stylu osiedlowym, Vmax do 40 km/h. Więc silnik ciągle na rozgrzewaniu. Odbyłem 6 takich jazd "rozgrzewających". Komputer melduje spalanie w takich warunkach 17 l/100 km.
Pocieszyłem?
Ostatnio zmieniony przez leo 2015-02-10, 22:55, w całości zmieniany 1 raz
Marka: Jeep
Model: Grand Cherokee
Silnik: 4.7 V8
Rocznik: 2004 Pomógł: 26 razy Dołączył: 02 Sie 2010 Posty: 2384 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-02-11, 21:13
Kurde, na śmierć zapomniałem o tych zębatkach. :| Jak jeszcze pamiętałem, to poległem na ich znalezieniu. W ASO kosztują jakieś chore pieniądze, w kilku obdzwonionych szrotach zębatkowych akurat takich nie mieli, a kupować całą skrzynię dla dwóch zębatek to jednak jakoś tak szkoda. Kiedyś się wezmę. ;)
leo napisał/a:
Komputer melduje spalanie w takich warunkach 17 l/100 km.
Pocieszyłem?
Troszkę. :)
Problemem w sumie nie jest spalanie, zwłaszcza przy obecnych cenach benzyny, tylko zasięg. Jakby policzyć, to cały czasowy zysk z darcia 140 km/h (versus 120 km/h, z jaką to prędkością zazwyczaj jeżdżę autostradami) poszedł się paść za sprawą dodatkowego tankowania na trasie, zamiast już w Zielonej po dojechaniu. Przejechałem wtedy na jednym baku 403 km, przecież to kpina jakaś. :/ I to ledwo przejechałem, bo wlazło 50,74 l, więc została już jakaś smętna reszteczka (naturalnie kompjuter dziarsko pokazywał jeszcze 20+ km zasięgu, kiedy jeszcze pokazywał).
A, ze śmiesznych rzeczy okołotankowniczych. Już po powrocie do Warszawy podjechałem na BP przy Puławskiej, wieczór, ale środek miasta, ruch, itd. Pierwszy z brzegu dystrybutor nie bangla - zawiesił się na trzystu litrach i adekwatnej kwocie, klikanie pistoletem nic nie daje. Podjechałem do innego, zatankowałem, polazłem zapłacić i mówię pani za kasą, że dystrybutor nr 1 się popsuł. Pani na to smutnym głosem, że nie popsuł, tylko właśnie ich okradli (w sensie że paliwo) i dystrybutor czeka na przyjazd policji. Wyraziłem zdumienie, współczucie i zapytałem, czego użyto do kradzieży, bo 300 litrów to chyba kradnie się tirem, a stacja ciasna i nieprzystosowana do ciężarówek. W odpowiedzi usłyszałem, że... Tico. :DDD Najwyraźniej są ludzie, którym nawet przy dzisiejszych cenach paliw opłaca się przerobić Tico na tankowiec i kraść nim 300 litrów wachy. :DDD
Paaanie, a co tam... Nie takie rzeczy się tikiem kradnie...
Jeden z przykładów: KLIK
Autko waży 640 kg, łup ważył 1125 kg, nie wiem, ile kierowca... Ale założę się, że dojechałby do domu, gdyby nie upierdliwy policjant.
Marka: Citoren
Model: Berlingo
Silnik: 1.6 VTI
Rocznik: 2011
Wersja: [Inna].[nie dotyczy] Pomógł: 35 razy Dołączył: 22 Maj 2009 Posty: 4266 Skąd: Warszawa
Wysłany: 2015-02-12, 02:09
bebe napisał/a:
Problemem w sumie nie jest spalanie, zwłaszcza przy obecnych cenach benzyny, tylko zasięg. Jakby policzyć, to cały czasowy zysk z darcia 140 km/h (versus 120 km/h, z jaką to prędkością zazwyczaj jeżdżę autostradami) poszedł się paść za sprawą dodatkowego tankowania na trasie, zamiast już w Zielonej po dojechaniu.
+ dla 1.5 dci. Jakbyś miał wersję 85 KM to max byś spalił przy 140 km/h 7-8 l ON i bezstresowo dowiozł 4 litery bez miedzytankowania
Ostatnio zmieniony przez mekintosz 2015-02-12, 02:10, w całości zmieniany 1 raz
Problemem w sumie nie jest spalanie, zwłaszcza przy obecnych cenach benzyny, tylko zasięg. Jakby policzyć, to cały czasowy zysk z darcia 140 km/h (versus 120 km/h, z jaką to prędkością zazwyczaj jeżdżę autostradami) poszedł się paść za sprawą dodatkowego tankowania na trasie, zamiast już w Zielonej po dojechaniu.
+ dla 1.5 dci. Jakbyś miał wersję 85 KM to max byś spalił przy 140 km/h 7-8 l ON i bezstresowo dowiozł 4 litery bez miedzytankowania
Albo jeszcze inaczej:
+ dla instalacji LPG w benzyniaku. Zasięg na obu pełnych zbiornikach ponad 1000 km gwarantowany.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum